„Babciu, mama mówiła, że musimy pomyśleć o domu opieki…” – Historia Karoliny
– Babciu, mama mówiła, że musimy pomyśleć o domu opieki… – te słowa usłyszałam przypadkiem, kiedy wracałam z zakupów, niosąc torbę pełną świeżych bułek i jabłek dla mojej wnuczki, Geni. Zatrzymałam się na klatce schodowej, bo głosy mojej córki, Magdy, i mojej wnuczki niosły się przez lekko uchylone drzwi. Poczułam, jak serce mi ściska. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Czy dobrze usłyszałam? Czy to naprawdę o mnie mowa?
Jeszcze kilka godzin wcześniej byłam szczęśliwa jak dziecko. Po dwóch latach oszczędzania, sprzedaniu starego domu na wsi i wielu nieprzespanych nocach wreszcie kupiłam swoje własne mieszkanie. Jasne, przestronne, z widokiem na park. Wreszcie miałam miejsce tylko dla siebie – bez wilgoci, bez zimnych ścian i wspomnień po śmierci męża. Chciałam zaprosić Magdę i Genię na herbatę, pokazać im nowe zasłony i zdjęcia wnuczki na półce. Chciałam być częścią ich życia.
Ale teraz stałam na schodach, słuchając rozmowy, której nie powinnam była słyszeć.
– Mamo, babcia jest coraz bardziej zapominalska. Ostatnio zostawiła garnek na gazie…
– Wiem, kochanie, ale ona przecież dopiero co się przeprowadziła…
– Ale co jeśli coś się stanie? Ja nie mogę jej pilnować cały czas! – głos Magdy był napięty.
Zacisnęłam dłoń na klamce. Przez chwilę miałam ochotę wejść i powiedzieć im wszystko: że jeszcze nie jestem taka stara, że dam sobie radę. Ale coś mnie powstrzymało. Może duma? Może strach przed tym, co usłyszę?
Wróciłam do siebie. Usiadłam na nowej kanapie i patrzyłam w okno. Próbowałam przypomnieć sobie wszystkie te chwile, kiedy byłam dla nich ważna. Kiedy Magda była mała i chorowała na anginę – to ja czuwałam przy jej łóżku. Kiedy Genia miała pierwsze przedstawienie w przedszkolu – to ja szyłam jej kostium wróżki. A teraz… jestem problemem do rozwiązania?
Wieczorem Magda zadzwoniła.
– Mamo, wszystko w porządku? – zapytała z udawaną lekkością.
– Tak, kochanie – odpowiedziałam cicho. – Chciałam was zaprosić na herbatę do nowego mieszkania.
– Może w sobotę? Genia ma wtedy wolne zajęcia.
– Dobrze – powiedziałam, choć czułam, że coś się zmieniło.
Przez następne dni nie mogłam spać. Każdy dźwięk wydawał mi się podejrzany. Zaczęłam sprawdzać dwa razy, czy wyłączyłam gaz. Bałam się nawet wyjść do sklepu – a co jeśli upadnę? A jeśli rzeczywiście jestem już stara i niedołężna?
W sobotę przyszły obie. Genia rzuciła mi się na szyję.
– Babciu! Ale tu ładnie! – zachwycała się.
Magda rozglądała się z niepokojem.
– Mamo, wszystko w porządku? Wyglądasz na zmęczoną.
– Jestem tylko trochę przeziębiona – skłamałam.
Usiedliśmy przy stole. Rozmawiałyśmy o szkole Geni, o pracy Magdy. Ale czułam dystans. Jakby między nami stanęła niewidzialna ściana.
Po południu Magda poprosiła mnie na bok.
– Mamo… musimy porozmawiać.
Wiedziałam już, o czym będzie ta rozmowa.
– Słyszałam waszą rozmowę – powiedziałam cicho. – Wiem, że myślicie o domu opieki.
Magda zbladła.
– Mamo… Ja tylko się martwię. Boję się, że coś ci się stanie, a ja nie będę mogła pomóc…
– Rozumiem – przerwałam jej. – Ale ja jeszcze chcę żyć po swojemu. Chcę być samodzielna. Czy to tak wiele?
Magda spuściła wzrok.
– Nie chcemy cię skrzywdzić…
– Wiem – odpowiedziałam łamiącym się głosem.
Po ich wyjściu długo płakałam. Czułam się jak zbędny mebel w nowym mieszkaniu. Zaczęłam rozważać: może rzeczywiście powinnam zgodzić się na dom opieki? Może wtedy przestanę być ciężarem?
Ale następnego dnia zadzwoniła Genia.
– Babciu, nie chcę, żebyś mieszkała gdzie indziej! Chcę cię odwiedzać! – jej głos był pełen dziecięcej szczerości.
Poczułam ciepło w sercu. Może jeszcze nie wszystko stracone?
Dziś siedzę przy oknie i patrzę na park. Myślę o tym wszystkim, co przeżyłam i ile jeszcze mogłabym przeżyć. Czy naprawdę starość musi oznaczać samotność? Czy rodzina potrafi zrozumieć nasze lęki i pragnienia? Czasem zastanawiam się: czy to ja powinnam się zmienić… czy może oni powinni nauczyć się patrzeć na mnie inaczej?