Deszcz, który zmienił wszystko: Opowieść Kingi o stracie i nadziei

— Ile jeszcze wytrzymam? — pomyślałam, kiedy krople deszczu spływały mi po twarzy, a wiatr szarpał parasolką jakby chciał ją wyrwać z moich rąk. Był październik, a ja czułam się tak, jakby całe lato i cała radość zniknęły razem z ostatnim promieniem słońca. Przemoczona i zziębnięta, wbiegłam do najbliższego sklepu spożywczego. W środku było ciepło, jasno i sucho. Pachniało świeżym pieczywem i kawą. Przez chwilę miałam ochotę po prostu usiąść na podłodze między regałami i zamknąć oczy.

Ale nie mogłam sobie na to pozwolić. Musiałam kupić coś na kolację dla siebie i dla mamy. Od kiedy tata odszedł do innej kobiety, wszystko było na mojej głowie. Mama nie radziła sobie z samotnością, coraz częściej zamykała się w swoim pokoju, a ja próbowałam być silna za nas obie. Czasem miałam wrażenie, że już nie mam siły udawać, że wszystko jest w porządku.

Przechodziłam powoli między półkami, przyglądając się opakowaniom makaronu, konserwom i warzywom. Wzięłam do koszyka kilka rzeczy: chleb, ser, pomidory, mleko. Zatrzymałam się przy dziale z ciastkami i przez chwilę patrzyłam na kolorowe opakowania. Przypomniało mi się dzieciństwo — tata zawsze kupował mi te maślane ciasteczka w kształcie serc. Poczułam ukłucie w sercu i szybko odwróciłam wzrok.

Nagle usłyszałam za sobą czyjś głos:
— Przepraszam, czy mogę przejść?
Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam chłopaka mniej więcej w moim wieku. Miał mokre włosy i kurtkę przylepioną do ciała od deszczu. Uśmiechnął się nieśmiało.
— Jasne — odpowiedziałam cicho i przesunęłam się na bok.

Chłopak spojrzał na mnie uważnie.
— Też uciekasz przed deszczem? — zapytał.
Pokiwałam głową i próbowałam się uśmiechnąć.
— Tak… Chociaż czasem mam wrażenie, że uciekam przed czymś więcej niż tylko pogodą.
Nie wiem dlaczego to powiedziałam. Może dlatego, że byłam zmęczona udawaniem.

Chłopak skinął głową ze zrozumieniem.
— Ja też. Czasem mam wrażenie, że deszcz jest lepszy niż to, co czeka mnie w domu.
Zamilkliśmy na chwilę. Poczułam dziwną więź z tym nieznajomym.

— Jestem Michał — powiedział po chwili i wyciągnął rękę.
— Kinga — odpowiedziałam i uścisnęłam jego dłoń.

Przeszliśmy razem przez sklep, rozmawiając o drobiazgach: o szkole, o ulubionych potrawach, o tym, jak bardzo brakuje nam słońca. Michał opowiedział mi o swoim ojcu, który stracił pracę i zaczął pić. O matce, która pracuje po nocach jako pielęgniarka. O młodszej siostrze, którą musi się opiekować.

— Czasem mam ochotę po prostu uciec — powiedział cicho. — Ale wiem, że nie mogę zostawić siostry samej.
Patrzyłam na niego i widziałam w jego oczach ten sam smutek, który czułam w sobie.

Zapadła cisza. Wtedy zadzwonił mój telefon. To była mama.
— Kinga, gdzie jesteś? Martwię się! — jej głos był roztrzęsiony.
— Jestem w sklepie, zaraz wracam — odpowiedziałam szybko.
— Nie zapomnij o mleku! — dodała mama nerwowo i rozłączyła się bez pożegnania.

Michał spojrzał na mnie ze współczuciem.
— Trudno być dorosłym, kiedy jeszcze jest się dzieckiem — powiedział cicho.
Poczułam łzy pod powiekami. Nigdy wcześniej nikt nie nazwał tego tak trafnie.

Zapłaciłam za zakupy i wyszliśmy razem ze sklepu. Deszcz padał jeszcze mocniej niż wcześniej. Michał zaproponował, że odprowadzi mnie kawałek.
Szliśmy w milczeniu przez mokre ulice. Każdy krok chlupał wodą. Ale pierwszy raz od dawna nie czułam się samotna.

Kiedy dotarliśmy pod mój blok, Michał zatrzymał się i spojrzał mi w oczy.
— Wiesz… Może czasem deszcz jest po to, żebyśmy mogli spotkać kogoś, kto nas zrozumie — powiedział cicho.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
— Może tak — odpowiedziałam.

Weszłam do klatki schodowej i poczułam dziwną lekkość. Mama czekała na mnie w kuchni. Była blada i spięta.
— Gdzie byłaś tak długo? Martwiłam się! — krzyknęła od progu.
— Przepraszam… Zatrzymałam się przez deszcz — odpowiedziałam spokojnie.
Mama spojrzała na mnie uważnie. Po raz pierwszy od miesięcy nie miałam ochoty krzyczeć ani płakać. Po prostu byłam spokojna.

Usiadłyśmy razem przy stole. Mama zaczęła mówić o rachunkach, o pracy, o tym jak trudno jej samej wszystko ogarnąć. Słuchałam jej uważnie i po raz pierwszy poczułam współczucie zamiast złości.

— Mamo… Może powinniśmy częściej rozmawiać? — zapytałam niepewnie.
Mama spojrzała na mnie zdziwiona. W jej oczach pojawiły się łzy.
— Tak… Masz rację — wyszeptała.

Tamtego wieczoru długo rozmawiałyśmy o wszystkim: o tacie, o tym jak bardzo nam go brakuje, o strachu przed przyszłością. Po raz pierwszy poczułam, że nie jestem sama ze swoim bólem.

Następnego dnia spotkałam Michała pod szkołą. Uśmiechnął się do mnie szeroko i pomachał ręką. Wiedziałam już, że to spotkanie w sklepie nie było przypadkiem. Że czasem deszcz naprawdę przynosi szczęście — choćby tylko na chwilę.

Czasami zastanawiam się: ile jeszcze takich przypadków czeka na nas za rogiem? Czy potrafimy je dostrzec i wykorzystać? Może szczęście naprawdę przychodzi wtedy, kiedy najmniej się go spodziewamy?