Miłość czy rodzina? Historia Bogusławy z małego miasteczka
— Bogusia, nie możesz ciągle wybierać ich nade mną! — głos Marka odbijał się echem od ścian naszej kuchni, gdzie jeszcze przed chwilą pachniało świeżym chlebem i herbatą z malinami. Teraz zapachy mieszały się z goryczą słów, których nie dało się już cofnąć. Stałam przy oknie, patrząc na śnieg spadający na podwórko, a w mojej głowie kłębiły się myśli.
Marek był moim mężem od siedmiu lat. Poznaliśmy się na weselu kuzynki w Nowym Sączu — wtedy wydawało mi się, że to przeznaczenie. On — pewny siebie, z poczuciem humoru, zawsze pierwszy do tańca. Ja — cicha, trochę nieśmiała, ale marząca o wielkiej miłości. Po ślubie zamieszkaliśmy w moim rodzinnym domu, razem z mamą i młodszym bratem, bo tata zmarł kilka lat wcześniej. Marek zgodził się na to niechętnie, ale wtedy nie rozumiałam jeszcze, jak bardzo będzie mu to przeszkadzać.
— Oni zawsze są pierwsi. Zawsze! — Marek podniósł głos, a ja poczułam znajome ukłucie w sercu. — Twoja matka dzwoni do ciebie trzy razy dziennie, brat przychodzi po pieniądze albo prosi o pomoc przy samochodzie. A ja? Ja jestem tylko dodatkiem!
Chciałam mu odpowiedzieć, że przesadza, że przecież rodzina jest ważna, zwłaszcza tutaj, gdzie wszyscy sobie pomagają. Ale wiedziałam, że dla niego to nie jest takie proste. Marek pochodził z rozbitej rodziny — ojciec pił, matka wyjechała do Niemiec za pracą i zostawiła go z babcią. Zawsze powtarzał, że chce mieć własny dom, własne zasady. Ale czy to znaczyło, że mam odciąć się od swoich bliskich?
Wróciłam myślami do wczorajszego wieczoru. Mama miała atak serca i musiałam jechać z nią do szpitala. Marek został w domu z naszym synkiem, trzyletnim Jasiem. Kiedy wróciłam nad ranem, był już obrażony. Nie zapytał nawet, jak się czuje mama.
— To nie jest życie! — krzyknął dziś rano. — Albo oni, albo ja!
Te słowa rozbrzmiewały mi w uszach jak wyrok. Próbowałam sobie wyobrazić życie bez Marka — bez jego żartów, bez ciepła jego ramion wieczorem. Ale równie mocno bolała mnie myśl o zostawieniu mamy i brata. Przecież to oni byli ze mną od zawsze.
W pracy nie mogłam się skupić. Pracuję jako pielęgniarka w miejscowym ośrodku zdrowia — wszyscy mnie znają i często pytają o rodzinę. Dziś jednak unikałam spojrzeń koleżanek.
— Bogusia, wszystko w porządku? — zapytała Ania podczas przerwy na kawę.
Pokręciłam głową.
— Marek postawił mi ultimatum…
Ania westchnęła.
— Wiesz, czasem trzeba pomyśleć o sobie. Ale wiem też, że u nas rodzina to świętość…
Wróciłam do domu późnym popołudniem. Mama leżała w łóżku, blada i zmęczona.
— Córeczko, nie martw się mną — powiedziała cicho. — Twój mąż też cię potrzebuje.
Usiadłam przy niej i rozpłakałam się jak dziecko.
— Mamo, ja nie potrafię wybrać…
Wieczorem Marek wrócił z pracy i przez chwilę panowała cisza. Jasio bawił się klockami na dywanie.
— Musimy porozmawiać — powiedział Marek stanowczo.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole.
— Bogusia… Ja cię kocham. Ale nie mogę tak żyć. Czuję się tu obcy. Twoja rodzina jest wszędzie — w twoich myślach, w twoich planach… Nawet w naszym łóżku! — dodał gorzko.
Zacisnęłam pięści pod stołem.
— To moja mama… Mój brat… Nie mogę ich zostawić.
— A mnie możesz?
Nie odpowiedziałam. Widziałam łzy w jego oczach i pierwszy raz poczułam strach, że naprawdę mogę go stracić.
Noc była bezsenna. Leżałam obok Marka i słyszałam jego cichy płacz. Jasio przebudził się kilka razy i tulił się do mnie mocno, jakby wyczuwał napięcie.
Rano podjęłam decyzję: muszę porozmawiać z bratem.
— Krzysiek… Musisz zacząć radzić sobie sam — powiedziałam mu stanowczo. — Pomogę ci znaleźć pracę, ale nie mogę być zawsze na każde twoje zawołanie.
Patrzył na mnie z wyrzutem.
— Ty też mnie zostawiasz?
Zabolało mnie to pytanie bardziej niż cokolwiek innego.
Wieczorem usiedliśmy z Markiem przy stole.
— Chcę spróbować… Chcę być z tobą — powiedziałam cicho. — Ale musisz mi pomóc znaleźć równowagę między tobą a rodziną.
Marek długo milczał.
— Spróbuję… Ale jeśli znów poczuję się na drugim miejscu… Nie wiem, czy dam radę.
Minęły tygodnie pełne napięcia i prób kompromisu. Pomagałam mamie mniej, Krzysiek znalazł pracę w sklepie budowlanym. Marek starał się być bardziej wyrozumiały, ale czasem widziałam w jego oczach cień żalu.
Czasami zastanawiam się: czy można naprawdę pogodzić miłość do męża z lojalnością wobec rodziny? Czy wybierając jedno, zawsze tracimy drugie? Może szczęście to nieustanne balansowanie na cienkiej linie między tymi dwoma światami…