Mieszkanie po ojcu, którego nigdy nie znałam – a teraz mama żąda połowy. Czy to sprawiedliwe?
– Nie rozumiesz, Marto! To mi się należy! – głos mamy odbijał się echem od ścian naszego małego mieszkania na Pradze. Stała przede mną, zaciśnięte pięści, oczy pełne łez i gniewu. Ja, trzymając w ręku klucz do mieszkania po ojcu, którego nigdy nie znałam, czułam się jak dziecko złapane na gorącym uczynku.
Wszystko zaczęło się dwa tygodnie temu. List polecony, pieczątka z sądu, moje nazwisko napisane wyraźnie, jakby ktoś chciał mi coś udowodnić. „Sprawa spadkowa po śp. Janie Zielińskim” – przeczytałam na głos, a mama zbladła. Zawsze mówiła, że nie mam ojca. Że odszedł zanim się urodziłam, że nie chciał nas znać. Przez lata budowałam w sobie obraz nieobecnego, obojętnego mężczyzny, który wymazał mnie ze swojego życia.
Ale teraz okazało się, że zostawił mi mieszkanie na Ochocie. Dwa pokoje z kuchnią, stare meble, zapach papierosów i książek. Weszłam tam pierwszy raz z notariuszem – czułam się jak intruz w czyimś świecie. Na półkach zdjęcia: mój ojciec z jakąś kobietą, potem sam, potem z dzieckiem – mną? Nie pamiętam tego zdjęcia. Może miałam wtedy dwa lata?
Mama nie chciała o tym rozmawiać. Przez kilka dni chodziła po domu jak cień, aż w końcu wybuchła:
– To wszystko przez niego! Myślisz, że to takie proste? Że możesz sobie wziąć to mieszkanie i zapomnieć o mnie?
– Mamo, ja nawet go nie znałam! – krzyknęłam. – Ty mi nigdy o nim nie mówiłaś!
– Bo nie było o czym mówić! Zostawił nas! Zostawił mnie samą z tobą i poszedł do innej!
Wtedy pierwszy raz zobaczyłam ją taką bezradną. Usiadła na krześle i zaczęła płakać. Chciałam ją przytulić, ale odsunęła się ode mnie.
Przez kolejne dni próbowałam zrozumieć, co się właściwie wydarzyło. Dlaczego przez całe życie żyłam w kłamstwie? Dlaczego mama tak bardzo nienawidziła mojego ojca? I dlaczego teraz żąda ode mnie połowy tego mieszkania?
– To nie jest twoje! – powiedziała pewnego wieczoru. – To jest nasze! Gdyby nie ja, nie miałabyś nawet tego nazwiska!
– Ale to on mi je zostawił…
– Bo miał wyrzuty sumienia! Myślisz, że to coś zmienia?
Zaczęły się telefony od ciotki Basi:
– Marta, twoja mama jest załamana. Powinnaś jej pomóc.
– Ale jak mam jej pomóc? Mam oddać jej połowę mieszkania po ojcu, którego nigdy nie znałam?
– Ona tyle przeszła…
Każdy miał swoje zdanie. Koleżanki mówiły: „Nie daj się! To twoje!” Babcia szeptała: „Zawsze była dumna… Ale może powinnaś jej trochę pomóc?” Ja sama nie wiedziałam już nic.
Poszłam do mieszkania na Ochocie jeszcze raz. Usiadłam na starym fotelu ojca i zaczęłam przeglądać jego rzeczy. Listy do mnie – nigdy ich nie dostałam. Kartki urodzinowe schowane w szufladzie. „Mojej ukochanej córce Marcie – tata”. Łzy spływały mi po policzkach.
Wróciłam do domu późno. Mama czekała na mnie w kuchni.
– Byłaś tam?
– Tak.
– I co?
– Znalazłam listy od niego… Do mnie.
Zamilkła. Patrzyła na mnie długo.
– Nie dawałam ci ich… Bałam się, że go pokochasz bardziej niż mnie.
Wtedy wszystko we mnie pękło.
– Mamo! Całe życie żyłam w kłamstwie! On próbował się ze mną kontaktować!
– Byłam młoda… Sama… Bałam się…
Usiadłyśmy naprzeciwko siebie. Dwie kobiety – matka i córka – każda ze swoim żalem i bólem.
Przez kolejne dni milczałyśmy. W końcu mama przyszła do mnie wieczorem.
– Marta… Przepraszam. Wiem, że to twoje mieszkanie. Ale ja naprawdę nie mam nic…
Patrzyła na mnie błagalnie.
– Chcę tylko trochę spokoju…
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim: o dzieciństwie bez ojca, o matce, która była dla mnie wszystkim i jednocześnie odebrała mi szansę na poznanie drugiego rodzica. O mieszkaniu, które mogłoby być moim nowym początkiem… albo kolejnym ciężarem.
Rano zadzwonił telefon:
– Pani Marto? Tu notariusz. Czy podjęła już pani decyzję?
Zawahałam się.
Wieczorem usiadłyśmy z mamą przy stole.
– Mamo… Możemy sprzedać to mieszkanie i podzielić się pieniędzmi. Ale chcę wiedzieć wszystko o moim ojcu. Chcę znać prawdę.
Mama skinęła głową i zaczęła opowiadać…
Dziś wiem więcej niż kiedykolwiek wcześniej o sobie i o niej. Ale czy to wystarczy, by wybaczyć? Czy można naprawić lata kłamstw jednym szczerym wyznaniem?
Czasem patrzę na klucz do mieszkania po ojcu i pytam siebie: czy sprawiedliwość to tylko podział majątku? A może chodzi o coś więcej – o prawdę i przebaczenie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?