Między obowiązkiem a pragnieniem wolności: Historia starszej siostry z Poznania

– Zosia, nie dam już rady! Mama znowu krzyczy, bo nie zdążyłam odkurzyć przed jej powrotem. Siedzę w łazience i płaczę. Jak ty to wytrzymywałaś przez tyle lat? – głos mojej młodszej siostry, Julki, drżał w słuchawce. Stałam na przystanku tramwajowym przy Rynku Jeżyckim w Poznaniu, ściskając telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Ten znajomy ból ścisnął mi serce – doskonale wiedziałam, co czuje Julka. Zbyt dobrze.

Miałam siedem lat, kiedy pierwszy raz podgrzałam mleko dla Julki. Mama była wykończona po nocnej zmianie w szpitalu, tata wiecznie w delegacji. Ja – mała Zosia – już wtedy wiedziałam, jak utulić płaczące niemowlę, jak zaśpiewać kołysankę i jak ukryć łzy, gdy coś mi nie wychodziło. „Jesteś starsza, Zosiu, musisz pomagać” – powtarzała mama, nerwowo poprawiając włosy. Nigdy nie byłam dość dobra.

Z roku na rok obowiązków przybywało. Byłam prymuską – to było oczywiste. „Jak Zosia może mieć szóstkę z matematyki, to i ty możesz!” – krzyczała mama na Julkę, gdy przynosiła czwórkę. Julka była wrażliwa, zamknięta w sobie. Ja byłam tarczą – dla niej i dla mamy. Tata? Zawsze powtarzał: „Dziewczyny, dogadajcie się same.”

W liceum wszystko się nasiliło. Mama była coraz bardziej nerwowa, szczególnie po tym, jak tata stracił pracę w fabryce. Krzyczała o byle co: „Czemu nie rozwiesiłaś prania? Czemu nie ugotowałaś obiadu?” Julka zamykała się w swoim pokoju, a ja bez słowa robiłam wszystko, co trzeba. Wieczorami płakałam w poduszkę, ale nikomu nie mówiłam, jak bardzo mnie to boli.

Pamiętam ten dzień jak dziś – miałam szesnaście lat, kiedy zadzwoniła do mnie wychowawczyni Julki: „Zosiu, czy wiesz gdzie jest twoja siostra? Nie przyszła dziś do szkoły.” Serce mi zamarło. Znalazłam ją na ławce w parku Sołackim – zapłakaną i zagubioną. „Nie dam już rady z mamą” – wyszeptała. Przytuliłam ją i obiecałam: „Zawsze będę przy tobie.”

Wybrałam studia na UAM-ie tylko dlatego, żeby być blisko domu – żebym mogła wracać na weekendy i pomagać mamie z Julką. Nigdy nie pojechałam na Erasmusa, nigdy nie pojechałam z przyjaciółmi nad morze. „Rodzina jest najważniejsza” – powtarzałam sobie, patrząc na zdjęcia koleżanek z Barcelony czy Gdańska.

Gdy skończyłam studia, mama oczekiwała, że zostanę w domu. „Julka jeszcze nie jest gotowa sama” – powiedziała mi pewnego wieczoru przy herbacie w kuchni. Spojrzałam przez okno i pierwszy raz poczułam do niej żal. „A ja? Czy ja kiedykolwiek byłam gotowa?”

Julka dostała się na psychologię we Wrocławiu i zamieszkała u cioci Haliny. Po raz pierwszy była wolna od maminej kontroli. Zaczęła częściej się śmiać, wysyłać mi wiadomości pełne żartów i planów na przyszłość. Ja zostałam w domu – pracowałam w bibliotece osiedlowej i opiekowałam się mamą, która stawała się coraz bardziej wymagająca.

– Zosiu, pomożesz mi z dokumentami do emerytury? Zosiu, boli mnie głowa – zrób mi herbatę. Zosiu, Julka nie odbiera! – Każdy dzień był tym samym kręgiem obowiązków i pretensji.

Miesiąc temu zadzwoniła do mnie zapłakana Julka: – Mama grozi mi, że przyjedzie do Wrocławia i zabierze mnie do domu na święta. Nie dam już rady z nią żyć! Poczułam znajomy lęk – ale tym razem nie mogłam zrobić nic poza słuchaniem.

Tydzień temu wróciłam wcześniej z pracy i zastałam mamę krzyczącą do telefonu: – Jesteś niewdzięczna! Wszystko ci dałam! Poznałam głos Julki po drugiej stronie – szlochała. Wtedy coś we mnie pękło.

– Dość! – krzyknęłam tak głośno, że obie zamilkły. – Nie będę już między wami! Mamo, musisz zrozumieć, że nie zawsze masz rację! Julka ma prawo do swojego życia! Ja też mam prawo do spokoju!

Mama patrzyła na mnie jakby widziała mnie pierwszy raz w życiu. Łzy spływały jej po policzkach, ale nie ustąpiłam. Tej nocy nie mogłam zasnąć – czułam wyrzuty sumienia i ulgę jednocześnie.

Dziś zadzwoniła do mnie Julka i cicho powiedziała: – Dziękuję ci, że stanęłaś po mojej stronie. Wiem, że ci nie jest łatwo. Poczułam jak moje serce pęka i jednocześnie się goi.

Siedzę teraz sama w swoim pokoju i pytam siebie: Czy jestem złą córką, bo chcę mieć własne życie? Ile jeszcze mamy poświęcać siebie dla rodziny? Czy można znaleźć równowagę między miłością a własnym szczęściem?

A wy? Gdzie kończy się obowiązek wobec bliskich, a zaczyna prawo do siebie?