Czwartkowe wieczory mojego męża: List, który zmienił wszystko

„Co jeśli to prawda?” – moje dłonie drżały, gdy po raz kolejny czytałam ten list. „WIESZ NAPRAWDĘ, CO TWÓJ MĄŻ ROBI W CZWARTKOWE WIECZORY?” Litery były wielkie, pospiesznie nabazgrane, jakby nadawca bał się, że ktoś go przyłapie. Moje imię, mój adres – wszystko się zgadzało. To nie mogła być pomyłka.

Przez okno widziałam, jak deszcz spływa po szybie. Michał był w pracy, jak zawsze w czwartki. A przynajmniej tak mówił. Próbowałam się uspokoić – „To pewnie głupi żart”, powtarzałam sobie w myślach. Ale gdzieś głęboko czułam niepokój, którego nie potrafiłam już dłużej ignorować.

Gdy wrócił tego wieczoru, był jak zwykle spokojny. Jego kurtka pachniała deszczem, uśmiech miał ciepły, ale jakby nieobecny. – Ciężki dzień? – zapytałam, podając mu herbatę.

– Tak, zebranie się przeciągnęło – odpowiedział, nawet na mnie nie patrząc.

Chciałam go zapytać wprost, ale zabrakło mi odwagi. Zamiast tego obserwowałam go przez kolejne dni: sprawdzałam kieszenie jego płaszcza, wąchałam koszule, przeglądałam kalendarz w telefonie. Wszystko wydawało się normalne. Ale ja już nie byłam taka sama.

W środę nie mogłam zasnąć. Michał spał obok mnie spokojnie, a ja przewracałam się z boku na bok, myśląc tylko o jednym: co on naprawdę robi w te czwartkowe wieczory?

Następnego dnia podjęłam decyzję. Zadzwoniłam do pracy i powiedziałam, że źle się czuję. Gdy Michał wychodził z domu, pocałował mnie w czoło i rzucił przez ramię: – Do zobaczenia wieczorem, kochanie.

Czekałam kilka minut, potem narzuciłam płaszcz i wyszłam za nim. Serce waliło mi jak młotem. Michał szedł szybkim krokiem w stronę centrum Krakowa. Zamiast skręcić do swojego biura przy ulicy Długiej, poszedł w stronę Kazimierza.

Ukryta za rogiem obserwowałam, jak wchodzi do małego baru „Pod Aniołem”. Po kilku minutach pojawiła się kobieta – długie ciemne włosy, zielony płaszcz. Uśmiechnęła się szeroko na widok Michała i rzuciła mu się na szyję.

Poczułam, jak świat usuwa mi się spod nóg.

Stałam tam jeszcze godzinę, patrząc jak rozmawiają, śmieją się i wychodzą razem na spacer nad Wisłę. Nie miałam siły wrócić do domu. Kiedy w końcu dotarłam do mieszkania, usiadłam na kanapie i gapiłam się w ścianę.

Wieczorem Michał wrócił jak gdyby nigdy nic. Chciałam wykrzyczeć mu wszystko prosto w twarz, ale nie potrafiłam. Przez kolejne dni chodziłam jak cień samej siebie. Michał zauważył zmianę:

– Wszystko w porządku? Jesteś ostatnio jakaś inna.

Nie wytrzymałam. Łzy napłynęły mi do oczu.

– Kim jest ta kobieta z baru na Kazimierzu?

Zamarł. – O czym ty mówisz?

– Widziałam was razem. W czwartek.

Usiadł ciężko na krześle i schował twarz w dłoniach.

– To… to Justyna. Moja siostra.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.

– Nigdy o niej nie wspominałeś! – krzyknęłam.

Westchnął głęboko.

– Nie rozumiesz… Justyna ma poważne problemy. Hazard, długi… Próbuję jej pomóc, ale nie chciałem cię tym obciążać. Bałem się twojej reakcji.

Byłam rozdarta między ulgą a gniewem.

– Dlaczego nie powiedziałeś mi prawdy? Czy naprawdę uważasz mnie za tak słabą?

– Chciałem cię chronić – wyszeptał.

Tej nocy rozmawialiśmy do rana. O tajemnicach, o rodzinie, o tym, ile jeszcze jesteśmy w stanie sobie wybaczyć.

Następnego dnia postanowiłam spotkać się z Justyną. Siedziała sama przy stoliku w tym samym barze. Jej dłonie drżały nad filiżanką kawy.

– Dlaczego nigdy nie próbowałaś się ze mną skontaktować? – zapytałam cicho.

Wzruszyła ramionami.

– Michał zawsze się mnie wstydził. Nie chciał cię martwić moimi problemami.

Poczułam współczucie i złość jednocześnie. Ile jeszcze tajemnic kryje ta rodzina?

Przez kolejne miesiące próbowaliśmy odbudować zaufanie – ja, Michał i Justyna. Było dużo łez, kłótni i trudnych rozmów. Ale z czasem zaczęliśmy rozumieć siebie nawzajem lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.

Mimo to cień tej historii pozostał między nami na zawsze. Anonimowy list zmienił wszystko – nie tylko moje spojrzenie na Michała, ale też na samą siebie.

Czasem zastanawiam się: czy miałam prawo wiedzieć wszystko? Czy są tajemnice, które lepiej zostawić w ukryciu? A wy… co byście zrobili na moim miejscu?