„Nie jesteś piękna!” — trzy lata razem, a on nagle mówi coś takiego
— Wiesz, Aniu… — Grzegorz spojrzał na mnie z tym swoim chłodnym spokojem, który zawsze odbierałam jako dojrzałość. — Ty wcale nie jesteś piękna.
Przez chwilę myślałam, że to żart. Może zaraz się uśmiechnie, powie coś w stylu: „Ale za to jesteś najcudowniejsza na świecie!” Ale on tylko patrzył na mnie, jakby czekał na moją reakcję. W pokoju zapadła cisza, przerywana tylko szumem ulicy za oknem. Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody.
Trzy lata razem. Trzy lata wspólnych śniadań, wieczorów z winem i rozmów do późna. Trzy lata planowania przyszłości, dzielenia się marzeniami i lękami. I nagle — jedno zdanie. Tak proste, tak brutalne. „Nie jesteś piękna.”
Nie wiem, co zabolało bardziej: sama treść czy sposób, w jaki to powiedział. Bez emocji, jakby stwierdzał fakt. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu. Próbowałam sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek wcześniej dał mi powód do niepokoju. Przecież zawsze mówił, że kocha mój uśmiech, że lubi moje piegi i włosy związane w niedbały kok. Czy to wszystko było kłamstwem?
— Dlaczego to mówisz? — zapytałam cicho, czując jak głos mi drży.
Wzruszył ramionami.
— Po prostu… czasem mam wrażenie, że za bardzo się starasz. Że chcesz być kimś innym niż jesteś.
Zrobiło mi się niedobrze. Przypomniałam sobie wszystkie te wieczory przed lustrem, kiedy poprawiałam makijaż, żeby wyglądać dla niego lepiej. Wszystkie te chwile, gdy kupowałam nowe sukienki, bo wydawało mi się, że może wtedy spojrzy na mnie inaczej. Czy naprawdę przez trzy lata byłam dla niego niewidzialna?
Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Leżałam obok niego na łóżku, słysząc jego spokojny oddech i zastanawiając się, czy kiedykolwiek naprawdę mnie kochał. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: nasza pierwsza randka w kawiarni na Nowym Świecie, wspólne wakacje nad Bałtykiem, śmiech podczas gotowania pierogów w mojej małej kuchni na Mokotowie.
Następnego dnia zadzwoniłam do Anny — mojej starej przyjaciółki jeszcze z liceum. Zawsze była dla mnie wzorem pewności siebie. Kiedy opowiedziałam jej o wszystkim, przez chwilę milczała.
— Aniu… — zaczęła ostrożnie — a ty czujesz się piękna?
To pytanie uderzyło mnie mocniej niż słowa Grzegorza. Czy ja kiedykolwiek czułam się piękna? Może przez chwilę, kiedy miałam dwadzieścia lat i wydawało mi się, że świat stoi przede mną otworem. Ale potem przyszła codzienność: praca w biurze rachunkowym, wieczne zmęczenie i poczucie, że zawsze jestem „trochę za mało”.
— Nie wiem… — odpowiedziałam szczerze.
Anna westchnęła.
— Może czas przestać pytać innych o to, kim jesteś? Może czas sama sobie odpowiedzieć?
Te słowa długo we mnie rezonowały. Przez kolejne dni obserwowałam Grzegorza z dystansem. Zauważyłam rzeczy, których wcześniej nie widziałam: jego irytację moimi pytaniami o przyszłość, unikanie wspólnych spotkań z moją rodziną, coraz częstsze wyjścia „z kolegami”.
W weekend pojechaliśmy do moich rodziców do Radomia. Mama od razu wyczuła napięcie.
— Coś się stało? — zapytała podczas obiadu.
Grzegorz tylko wzruszył ramionami i zaczął przeglądać telefon. Ojciec spojrzał na mnie pytająco, ale nie miałam siły nic tłumaczyć.
Wieczorem mama przyszła do mojego pokoju.
— Aniu… ty jesteś szczęśliwa?
Zacisnęłam powieki, żeby nie płakać.
— Nie wiem już…
Mama przytuliła mnie mocno.
— Pamiętaj, że zasługujesz na wszystko co najlepsze. Nie pozwól nikomu wmówić sobie inaczej.
Po powrocie do Warszawy atmosfera między mną a Grzegorzem była jeszcze bardziej napięta. Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi: o nieumyte kubki po kawie, o rachunki za prąd, o to, kto wyprowadzi psa. Każda rozmowa kończyła się milczeniem lub trzaskaniem drzwiami.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy i zobaczyłam go siedzącego na kanapie z telefonem przy uchu.
— Tak, kochanie… — usłyszałam jego szept.
Serce mi zamarło. Stałam w przedpokoju jak sparaliżowana. Kiedy mnie zobaczył, odłożył telefon i udawał spokój.
— Z kim rozmawiałeś? — zapytałam drżącym głosem.
— Z mamą — odpowiedział bez mrugnięcia okiem.
Wiedziałam już wtedy wszystko. Nie musiałam sprawdzać wiadomości ani podsłuchiwać rozmów. Wystarczyło spojrzenie w jego oczy — pełne obojętności i czegoś jeszcze… może pogardy?
Tej nocy spakowałam kilka rzeczy i pojechałam do Anny. Siedziałyśmy razem na balkonie jej mieszkania na Żoliborzu i piłyśmy gorącą herbatę.
— Co teraz? — zapytała cicho.
Patrzyłam na światła miasta i czułam się pusta jak nigdy wcześniej.
— Nie wiem… Muszę nauczyć się żyć sama ze sobą. Bez niego. Bez jego opinii o mnie.
Minęły tygodnie zanim zaczęłam znowu oddychać pełną piersią. Chodziłam na długie spacery po Łazienkach Królewskich, zapisałam się na jogę i zaczęłam pisać dziennik. Każdego dnia próbowałam znaleźć choć jeden powód do uśmiechu: promień słońca na twarzy, zapach świeżo parzonej kawy, uśmiech nieznajomego w tramwaju.
Grzegorz próbował jeszcze raz się ze mną skontaktować. Przysłał SMS-a: „Może przesadziłem… Tęsknię.” Ale ja już wiedziałam, że nie chcę wracać do tego życia pełnego wątpliwości i bólu.
Czasem patrzę w lustro i widzę kobietę zmęczoną, ale silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej. Może nie jestem piękna według standardów Grzegorza czy świata mody. Ale jestem sobą — i to wystarczy.
Czy naprawdę musimy być piękni dla innych? Czy wystarczy być wystarczająco dobrym dla siebie samej? Może właśnie w tym tkwi prawdziwa siła…