Faworytka babci: Czy można kochać jedno dziecko bardziej niż drugie?

– Znowu tylko dla Julki są prezenty? – zapytałam cicho, patrząc na stos kolorowych paczek pod choinką. Moja teściowa, pani Helena, nawet nie spojrzała w moją stronę. Uśmiechała się szeroko do mojej szwagierki i jej córki, jakby świat poza nimi nie istniał. Staś stał obok mnie, ściskając moją dłoń tak mocno, że aż zbielały mu paluszki. Miał wtedy pięć lat i już rozumiał, że coś jest nie tak.

Nie wiem, kiedy to się zaczęło. Może wtedy, gdy po raz pierwszy przyjechaliśmy z Markiem do jego rodziców z nowo narodzonym Stasiem. Helena spojrzała na niego chłodno, jakby był tylko kolejnym obowiązkiem do odhaczenia. „No, ładny chłopczyk,” powiedziała bez entuzjazmu, a potem natychmiast przeszła do rozmowy o Julce – córce mojej szwagierki Agaty. Julka była jej oczkiem w głowie od zawsze. Każde święta, każde urodziny, każda niedziela – wszystko kręciło się wokół niej.

Marek próbował tłumaczyć: „Mama po prostu tak ma, nie przejmuj się.” Ale jak się nie przejmować, kiedy twoje dziecko patrzy z zazdrością na kuzynkę, która dostaje od babci rower, a on – parę skarpetek? Jak nie czuć żalu, kiedy Staś pyta: „Mamo, czy ja zrobiłem coś złego? Dlaczego babcia mnie nie lubi?”

Początkowo próbowałam rozmawiać z Heleną. „Może Staś jest jeszcze mały, może nie wie, jak się zachować,” mówiła wymijająco. Ale przecież Julka była młodsza od niego o rok! Z czasem przestałam pytać. Zaczęłam obserwować. Każde spotkanie rodzinne było dla mnie jak test cierpliwości i wytrzymałości psychicznej.

Najgorsze były święta. Wszyscy przy jednym stole, a jednak podzieleni na dwa obozy. Helena i Agata z Julką – śmiejące się, opowiadające anegdoty z przedszkola, chwalące się nowymi osiągnięciami. My – Marek, Staś i ja – jakbyśmy byli tylko tłem do ich szczęścia. Marek próbował ratować sytuację: „Chodźcie, pójdziemy na spacer.” Ale Staś zawsze patrzył tęsknie na babcię i kuzynkę, jakby miał nadzieję, że tym razem go zauważą.

Pewnego dnia Staś wrócił z przedszkola wyjątkowo smutny. „Mamo, pani powiedziała, że babcie kochają wszystkie wnuki tak samo. Ale to nieprawda, prawda?” Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież nie mogłam go okłamać. Przytuliłam go mocno i obiecałam sobie, że już nigdy nie pozwolę mu poczuć się gorszym.

Ale życie to nie bajka. Rodzinne spotkania były obowiązkowe – Marek bardzo kochał swoją mamę i nie chciał jej ranić. „Może przesadzasz? Może Staś jest po prostu mniej otwarty?” – powtarzał mi za każdym razem. Ale przecież widziałam te spojrzenia, te gesty, ten brak zainteresowania.

Najbardziej bolało mnie to podczas urodzin Julki. Helena organizowała dla niej przyjęcia z pompą – balony, torty z ulubionymi bohaterami bajek, prezenty warte fortunę. Kiedy przyszły urodziny Stasia – dostał od babci książeczkę i usłyszał: „Musisz być grzeczny jak Julka.” Nawet nie została na torcie.

Zaczęłam unikać tych spotkań. Wymyślałam wymówki: choroba, praca, wyjazd do rodziców. Marek był coraz bardziej sfrustrowany: „Nie możesz odcinać Stasia od rodziny!” Ale czy to naprawdę była rodzina? Czy rodzina to tylko więzy krwi?

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Heleny z Agatą przez przypadek. Stały w kuchni i myślały, że nikt ich nie słyszy.
– Julka to moje oczko w głowie. Taka mądra dziewczynka! A ten Staś… taki cichy, zamknięty w sobie. Nie wiem nawet, o czym z nim rozmawiać.
– Może trzeba spróbować go lepiej poznać? – zaproponowała Agata.
– Nie mam do niego serca. Jakoś tak… nie czuję tej więzi.

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Wróciłam do domu i długo płakałam w łazience. Jak mam wytłumaczyć synowi, że jego własna babcia „nie ma do niego serca”?

Z czasem Staś zaczął zamykać się w sobie jeszcze bardziej. Przestał pytać o babcię. Przestał czekać na prezenty czy zaproszenia na wspólne wyjścia. Zamiast tego zaczął rysować smutne obrazki – siebie samego stojącego w cieniu drzewa, podczas gdy Julka bawi się z babcią na słońcu.

Zdecydowałam się na rozmowę z Markiem raz jeszcze.
– Marek, musimy coś zrobić. To nie jest normalne.
– Co chcesz zrobić? Zmusić mamę do miłości?
– Nie! Ale możemy chronić Stasia przed tym bólem!

Po długiej kłótni ustaliliśmy jedno: ograniczymy kontakty z Heleną do minimum. Nie będziemy już zmuszać Stasia do spotkań, które sprawiają mu przykrość.

Minęło kilka miesięcy. Staś powoli odzyskiwał radość życia. Zaczęliśmy spędzać więcej czasu razem – wycieczki rowerowe, kino, wspólne gotowanie. Czułam ulgę i jednocześnie żal – bo przecież każdy powinien mieć prawo do kochającej babci.

Ostatnio spotkałam Helenę przypadkiem na rynku.
– Dawno was nie widziałam – powiedziała chłodno.
– Staś dobrze się czuje w domu – odpowiedziałam spokojnie.
– No cóż… Julka bardzo za nim tęskni.
Nie odpowiedziałam nic więcej.

Czasem zastanawiam się: czy można zmusić kogoś do miłości? Czy warto walczyć o relacje za wszelką cenę? I czy naprawdę rodzina to tylko ci, którzy mają ten sam kolor oczu?

Może są wśród was tacy jak ja – którzy musieli nauczyć się chronić swoje dzieci przed najbliższymi? Jak sobie z tym radzicie? Czy warto próbować naprawiać coś, co od początku było popsute?