Pod wycieraczką – historia zdrady, która zmieniła wszystko

— Co to jest? — zapytałam sama siebie, patrząc na białą kopertę z moim imieniem. Głos mi zadrżał, choć przecież nikogo nie było w pobliżu. Serce waliło mi jak młotem, a kawa w kubku nagle straciła smak. Otworzyłam kopertę, a zdjęcie niemal wysunęło się samo. Kolorowe, ostre, zrobione chyba telefonem. Mój mąż, Paweł, stał na placu zabaw. Uśmiechał się szeroko, trzymając na rękach małego chłopca. Chłopiec miał może dwa lata. Nie był to nasz syn – bo my dzieci nie mieliśmy.

Przez chwilę patrzyłam na zdjęcie, jakby miało się samo wyjaśnić. Może to jakieś nieporozumienie? Może Paweł pomagał komuś znajomemu? Ale im dłużej patrzyłam na ich twarze, tym bardziej czułam, że coś jest nie tak. To spojrzenie Pawła – czułość, której nie widziałam od miesięcy. I ten chłopiec, przytulony do niego jak do ojca.

Wróciłam do mieszkania jak automat. Paweł siedział przy stole, przeglądał gazetę. Spojrzał na mnie przelotnie.

— Coś się stało? — zapytał.

Nie odpowiedziałam od razu. Usiadłam naprzeciwko niego i położyłam zdjęcie na stole.

— Chcesz mi coś powiedzieć? — zapytałam cicho.

Paweł spojrzał na zdjęcie i zbladł. Przez chwilę milczał, potem odchrząknął.

— Skąd to masz?

— To nie jest ważne. Kim jest to dziecko?

Zacisnął usta. Widziałam, jak walczy ze sobą.

— To… To nie jest tak, jak myślisz — zaczął.

— A jak jest? — przerwałam mu ostro.

Wtedy zadzwonił domofon. Przestraszyliśmy się oboje. Poszłam otworzyć drzwi – to była moja mama.

— Cześć kochanie! Przyszłam na kawę — powiedziała radośnie, nieświadoma burzy, która właśnie przetaczała się przez moje życie.

Paweł uciekł do łazienki. Mama spojrzała na mnie uważnie.

— Coś się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.

Nie mogłam jej powiedzieć. Jeszcze nie teraz. Zaparzyłam kawę, próbując zebrać myśli. Mama opowiadała o sąsiadce z parteru i jej nowym psie, a ja słyszałam tylko szum krwi w uszach.

Kiedy mama wyszła, Paweł wrócił do kuchni. Usiadł ciężko na krześle.

— Musimy porozmawiać — powiedział cicho.

— To mów — odpowiedziałam zimno.

— To mój syn — powiedział po chwili ciszy.

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Syn? Jak to możliwe?

— Z kim? — zapytałam przez zaciśnięte zęby.

— Z Anką… Pamiętasz ją? Pracowaliśmy razem w urzędzie kilka lat temu…

Pamiętałam Ankę. Zawsze była miła, trochę za bardzo rozgadana. Nigdy nie podejrzewałam niczego złego.

— Dlaczego mi nie powiedziałeś?

Paweł spuścił głowę.

— Bałem się. Myślałem, że to minie… Że ona sobie poradzi sama… Ale ona zaczęła mnie szantażować. Powiedziała, że jeśli nie zacznę płacić alimentów i nie będę widywał się z małym, powie ci wszystko.

Zrobiło mi się niedobrze. Przez chwilę miałam ochotę rzucić czymś w Pawła, ale tylko siedziałam i patrzyłam na niego z niedowierzaniem.

— I co teraz? — zapytałam głucho.

— Nie wiem… Przepraszam…

Wstałam i wyszłam z mieszkania. Musiałam wyjść. Musiałam oddychać. Poszłam przed siebie bez celu – przez park, potem nad Wisłę. Siedziałam na ławce i płakałam jak dziecko.

Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Paweł próbował rozmawiać, tłumaczyć się, ale ja nie chciałam go słuchać. W pracy byłam cieniem samej siebie – koleżanki pytały, czy wszystko w porządku, ale tylko kiwałam głową i uciekałam do łazienki płakać.

Wieczorami dzwoniła mama:

— Dziecko, co się dzieje? Jesteś chora?

Nie mogłam jej powiedzieć prawdy. Wstydziłam się. Wstydziłam się za Pawła i za siebie – że niczego nie zauważyłam.

Pewnego dnia zadzwoniła Anka.

— Cześć Magda — usłyszałam jej głos w słuchawce. — Wiem, że już wszystko wiesz…

Milczałam.

— Przepraszam cię… To nie miało tak być… Ja też byłam samotna… Paweł był dla mnie wsparciem…

Nie chciałam jej słuchać. Rozłączyłam się.

Wieczorem Paweł przyszedł do mnie do sypialni.

— Magda… Proszę cię… Porozmawiajmy…

Spojrzałam na niego przez łzy.

— Co mam ci powiedzieć? Że ci wybaczam? Że będziemy udawać dalej szczęśliwe małżeństwo?

Paweł ukląkł przede mną.

— Kocham cię… To był błąd… Chcę być z tobą…

— Ale masz dziecko! Masz rodzinę gdzie indziej!

Zaczął płakać. Pierwszy raz widziałam go takiego bezradnego.

Przez kolejne tygodnie żyliśmy w zawieszeniu. Paweł jeździł do syna – nie potrafił inaczej. Ja próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie. Rozważałam rozwód, ale bałam się samotności. Bałam się opinii rodziny i znajomych – w Polsce rozwód to nadal temat tabu w wielu domach.

Mama zaczęła coś podejrzewać.

— Magda… Ty i Paweł… Coś jest nie tak?

W końcu powiedziałam jej prawdę. Płakałyśmy razem całą noc.

— Dziecko… Musisz pomyśleć o sobie — powiedziała cicho rano. — Nie możesz żyć w kłamstwie.

Zaczęły się plotki wśród sąsiadów – ktoś widział Pawła z dzieckiem na placu zabaw, ktoś inny słyszał rozmowę Anki z koleżanką w sklepie spożywczym. Czułam na sobie spojrzenia ludzi na klatce schodowej i w osiedlowym sklepie.

W pracy szefowa wezwała mnie na rozmowę:

— Magda, jeśli potrzebujesz wolnego… Możesz liczyć na nas…

Było mi wstyd przyznać się do wszystkiego nawet przed sobą samą.

Któregoś dnia Paweł przyniósł mi kwiaty i list.

— Magda… Jeśli chcesz odejść – rozumiem. Ale jeśli dasz mi szansę… Obiecuję walczyć o nas…

Patrzyłam na niego długo. Widziałam zmęczenie i żal w jego oczach. Ale też strach – taki sam jak mój.

Postanowiłam pójść na terapię – sama i razem z Pawłem. Chciałam zrozumieć siebie i jego decyzje. Chciałam wiedzieć, czy można odbudować coś po takim trzęsieniu ziemi.

Minęły miesiące zanim zaczęliśmy ze sobą rozmawiać naprawdę szczerze – o bólu, o zdradzie, o samotności w małżeństwie bez dzieci, o presji rodziny i społeczeństwa.

Nie wiem jeszcze, jak zakończy się ta historia. Może zdecyduję się odejść i zacząć nowe życie sama? Może spróbujemy być razem mimo wszystko?

Czasem patrzę na to zdjęcie – już nie boli tak bardzo jak kiedyś. Ale ciągle pytam siebie: czy można wybaczyć zdradę? Czy można zaufać jeszcze raz komuś, kto złamał ci serce?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?