Oddałam cię jej własnymi rękami – historia zdrady i przebaczenia
– Halinka, cześć. Po co tak nagle mnie wezwałaś? Nie mogłaś powiedzieć przez telefon? – zapytała Kinga, wchodząc do mojego mieszkania i zdejmując żakiecik. Jej głos był lekko zniecierpliwiony, ale w oczach widziałam niepokój. Może przeczuwała, że coś się wydarzy. Może już wtedy wiedziała więcej niż ja sama chciałam przyznać.
– To nie rozmowa na telefon. Chodź do kuchni – odpowiedziałam, gasząc światło w przedpokoju. Przeszłyśmy przez cichy salon, gdzie jeszcze niedawno śmialiśmy się razem z Michałem, moim mężem. Teraz każdy krok odbijał się echem pustki.
Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Kinga poprawiła włosy, spojrzała na mnie wyczekująco. Przez chwilę milczałam, próbując zebrać myśli. W głowie miałam chaos – wspomnienia, żal, złość i coś jeszcze, czego nie potrafiłam nazwać.
– Kinga… – zaczęłam cicho. – Chciałam cię o coś zapytać. O Michała.
Zobaczyłam, jak jej twarz lekko drgnęła. Usta zacisnęły się w cienką linię, a dłonie zaczęły nerwowo bawić się pierścionkiem.
– Co z Michałem? – zapytała, udając obojętność.
– Wiesz dobrze, co – odpowiedziałam ostrzej, niż zamierzałam. – Sama ci go oddałam. Własnymi rękami. A ty nawet nie wzruszyłaś nosem. Po prostu wzięłaś.
Zapadła cisza. Słyszałam tylko tykanie zegara i własne przyspieszone bicie serca. Kinga spuściła wzrok.
– Hala… To nie tak…
– Nie tak? – przerwałam jej. – Przecież widziałam was razem. Widziałam, jak na niego patrzysz. Jak on patrzy na ciebie. Myślisz, że jestem ślepa?
Wstałam gwałtownie od stołu i podeszłam do okna. Za szybą padał deszcz, krople spływały po szybie jak łzy. Pamiętam ten dzień, kiedy pierwszy raz poczułam, że coś jest nie tak. Michał wracał później z pracy, był zamyślony, nieobecny. A potem coraz częściej wspominał o Kindze – jaka jest zabawna, jak dobrze się z nią rozmawia.
Kinga milczała długo. W końcu podniosła głowę.
– Przepraszam – powiedziała cicho. – Nie chciałam… To się po prostu stało.
Zaśmiałam się gorzko.
– Po prostu się stało? Kinga, byłaś moją najlepszą przyjaciółką! Znałaś mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Wiedziałaś o moich lękach, o tym, jak bardzo boję się samotności…
Przypomniałam sobie nasze wspólne wieczory przy winie, rozmowy do późna w nocy o facetach, marzeniach i przyszłości. Nigdy bym nie pomyślała, że to właśnie ona wbije mi nóż w plecy.
– Hala… On był nieszczęśliwy – wyszeptała Kinga. – Mówił mi o tym. Mówił, że się oddaliliście…
Odwróciłam się gwałtownie.
– I to ci wystarczyło? Żeby wejść w moje życie i zabrać mi wszystko?
Kinga zaczęła płakać. Jej łzy spływały po policzkach, ale nie czułam współczucia. Czułam tylko pustkę.
– Przepraszam… – powtarzała raz za razem.
Usiadłam z powrotem przy stole i ukryłam twarz w dłoniach.
– Sama ci go oddałam… – wyszeptałam do siebie. – Sama ci go oddałam…
Bo przecież to ja pierwsza zaczęłam odsuwać się od Michała. To ja byłam wiecznie zmęczona po pracy, wiecznie zajęta domem i dziećmi. To ja przestałam go słuchać, przestałam pytać, jak mu minął dzień. Może gdybym wtedy zatrzymała się na chwilę…
Ale czy to usprawiedliwia to, co zrobili? Czy zdrada zawsze musi mieć powód?
Kinga podniosła się powoli.
– Hala… Jeśli chcesz, odejdę od niego. Zerwę to wszystko…
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
– I co to zmieni? Myślisz, że wróci do mnie? Że będziemy mogli udawać, że nic się nie stało?
Wstałam i podeszłam do drzwi.
– Idź już – powiedziałam cicho. – Muszę pobyć sama.
Kinga wyszła bez słowa. Zostałam sama w pustym mieszkaniu, które nagle wydało mi się obce i zimne.
Przez kolejne dni chodziłam jak cień samej siebie. Michał próbował rozmawiać, tłumaczyć się, ale nie miałam siły go słuchać. Dzieci patrzyły na mnie z niepokojem – starałam się być dla nich silna, ale wieczorami płakałam w poduszkę.
Mama zadzwoniła któregoś wieczoru:
– Halinko, co się dzieje? Słyszałam od sąsiadki…
Nie potrafiłam jej odpowiedzieć. Jak wytłumaczyć matce, że straciłam wszystko przez własną głupotę i naiwność?
Minęły tygodnie zanim zaczęłam powoli wracać do siebie. Zaczęłam chodzić na spacery po parku, zapisałam się na jogę. Dzieci były moją jedyną motywacją do wstawania rano z łóżka.
Pewnego dnia spotkałam Kingę na ulicy. Szła sama, wyglądała na zmęczoną i starszą o kilka lat.
– Hala… – zaczęła niepewnie.
– Nie chcę rozmawiać – przerwałam jej stanowczo.
Ale potem pomyślałam: czy naprawdę chcę żyć z tą nienawiścią? Czy potrafię wybaczyć? Sobie i jej?
Wieczorem usiadłam przy oknie z kubkiem herbaty i patrzyłam na światła miasta. Zrozumiałam wtedy jedno: czasem trzeba stracić wszystko, żeby odnaleźć siebie na nowo.
Czy można wybaczyć zdradę? Czy można odbudować zaufanie po takim ciosie? A może najważniejsze jest to, żeby nauczyć się żyć dla siebie?