Zorganizowałam dom teściowej, ale wdzięczność nie była tym, co mnie spotkało. Czy naprawdę zasłużyłam na takie traktowanie?
— Co ty zrobiłaś z moją szafą?! — głos teściowej przebił ciszę jak nóż. Stałam w kuchni, jeszcze w fartuchu, z rękami mokrymi od naczyń. Serce mi zamarło. Wiedziałam, że wrócili wcześniej z urlopu, ale nie spodziewałam się takiego powitania.
Wszystko zaczęło się kilka tygodni temu, kiedy Bartek — mój narzeczony — zaproponował, żebyśmy zamieszkali u jego rodziców na czas ich wakacji. „Będzie łatwiej zaoszczędzić na nasze mieszkanie,” przekonywał. Zgodziłam się, choć miałam wątpliwości. Zawsze czułam dystans ze strony jego mamy, pani Grażyny. Była kobietą zasadniczą, pedantyczną i bardzo przywiązaną do swoich rzeczy. Ale myślałam: „Może jak zobaczy, że dbam o dom, zmieni o mnie zdanie?”
Pierwsze dni były cudowne. Dom był cichy, mogłam gotować, jak chciałam, a Bartek pomagał mi wieczorami przy kolacji. Z każdym dniem coraz bardziej chciałam się odwdzięczyć za gościnę. Zaczęłam sprzątać — najpierw kuchnię, potem łazienkę, aż w końcu zabrałam się za garderobę teściowej. Uporządkowałam jej ubrania według kolorów, posegregowałam buty i wyrzuciłam stare gazety oraz puste pudełka po kremach. „Na pewno się ucieszy,” myślałam.
Bartek patrzył na mnie z lekkim niepokojem:
— Jesteś pewna, że powinnaś ruszać jej rzeczy?
— Chcę tylko pomóc — odpowiedziałam. — Przecież to dla niej.
Nie przewidziałam jednak, że dla pani Grażyny każda rzecz miała swoją historię i miejsce. Kiedy wrócili z urlopu — dzień wcześniej niż planowali — pierwsze co zrobiła, to poszła do swojej szafy. I wtedy wybuchła.
— To był prezent od mojej mamy! — krzyczała, trzymając w ręku stary szalik, który uznałam za niepotrzebny.
— Przepraszam… Myślałam, że… — próbowałam tłumaczyć się przez łzy.
— Myślałaś?! Lepiej by było, gdybyś nie myślała wcale!
Bartek próbował mnie bronić:
— Mamo, Ola tylko chciała pomóc…
Ale ona nie słuchała. Jej oczy płonęły gniewem.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była nie do zniesienia. Pani Grażyna traktowała mnie jak powietrze. Każdego ranka słyszałam jej szeptane komentarze do teścia:
— Widzisz? Mówiłam ci, że ona nie szanuje cudzej własności.
Teść milczał, patrzył tylko na mnie ze smutkiem.
Bartek coraz częściej wychodził z domu pod pretekstem pracy. Zostawałam sama z kobietą, która patrzyła na mnie jak na intruza. Próbowałam naprawić sytuację — upiekłam jej ulubione ciasto drożdżowe, kupiłam nowy szalik na miejsce tego wyrzuconego. Nic nie pomagało.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi:
— Synu, ona nigdy nie będzie częścią tej rodziny. Nie rozumie naszych zasad.
— Mamo, daj jej szansę…
— Nie chcę jej tu więcej widzieć!
Poczułam się jak dziecko wyrzucone z własnego domu. Spakowałam walizkę i wyszłam bez słowa. Bartek wybiegł za mną na klatkę schodową:
— Ola! Poczekaj! Przepraszam za nią… Proszę, wróć!
Ale ja nie mogłam już dłużej tam zostać.
Zamieszkałam u przyjaciółki. Każdego dnia zastanawiałam się: czy naprawdę zrobiłam coś złego? Czy chęć pomocy może być powodem do takiej nienawiści? Bartek dzwonił codziennie, ale ja nie miałam siły odbierać.
Po tygodniu napisała do mnie teściowa:
„Oddałam twoje rzeczy Bartkowi. Proszę więcej nie przychodzić do naszego domu.”
Serce mi pękło. Przecież chciałam tylko dobrze… Czy naprawdę nie da się dogadać z teściową? Czy każda próba pomocy musi kończyć się konfliktem?
Czasami patrzę w lustro i pytam siebie: czy warto było być aż tak dobrą? A może lepiej po prostu nic nie robić i milczeć? Co wy byście zrobili na moim miejscu?