Nie ma co żałować — historia o straconych szansach i rodzinnych tajemnicach
— Co zamierzasz robić? — zapytał Bartek, nie odrywając wzroku od srebrnej ścieżki na wodzie. Siedzieliśmy na nabrzeżu, a dzieci rzucały kaczkom kawałki bułki. Było ciepłe, czerwcowe popołudnie, a ja czułam się lekka jak nigdy. Sesja za nami, przed nami dwa miesiące wolności: ani zajęć, ani nudnych wykładów, ani męczących zaliczeń.
— Wysypiać się, czytać, spacerować… — odpowiedziałam bez wahania, jakby to było oczywiste. Bartek uśmiechnął się pod nosem.
— A może pojedziemy gdzieś razem? — rzucił nagle, zerkając na mnie kątem oka.
Zawahałam się. W domu atmosfera była napięta od kilku tygodni. Mama coraz częściej zamykała się w swoim pokoju, tata wracał późno z pracy i unikał rozmów. Czułam, że coś się dzieje, ale nikt nie chciał mi nic powiedzieć. Może dlatego tak bardzo pragnęłam tych wakacji — żeby uciec od tego wszystkiego.
— Zobaczymy… — odpowiedziałam wymijająco. — Muszę najpierw pogadać z rodzicami.
Bartek westchnął ciężko.
— Zawsze musisz pytać rodziców o pozwolenie? Masz już dwadzieścia lat, Ola.
Zacisnęłam dłonie na kolanach. Wiedziałam, że ma rację, ale nie umiałam inaczej. W naszym domu wszystko było pod kontrolą — nawet moje wakacje.
Wieczorem wróciłam do mieszkania pachnącego smażoną cebulą i starymi książkami. Mama siedziała przy stole z kubkiem herbaty i patrzyła w okno.
— Mamo… mogę cię o coś zapytać? — zaczęłam niepewnie.
Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
— O co chodzi?
— Bartek zaproponował wyjazd nad morze… tylko na kilka dni. Mogłabym pojechać?
Mama milczała przez chwilę, po czym wzruszyła ramionami.
— Rób jak chcesz. I tak już nie mam na nic wpływu.
Zamurowało mnie. Zawsze była stanowcza, czasem aż za bardzo. Teraz brzmiała jak ktoś zupełnie obcy.
— Co się dzieje? — zapytałam cicho.
Wzruszyła ramionami jeszcze raz i wyszła do swojego pokoju. Zostałam sama z dźwiękiem tykającego zegara i narastającym niepokojem.
Następnego dnia tata wrócił późno niż zwykle. Słyszałam ich cichą kłótnię przez ścianę. Słowa „rozwód”, „zdrada”, „kłamstwa” przebijały się przez drzwi jak ostrza. Leżałam w łóżku i czułam, jak świat mi się wali.
Rano mama siedziała przy stole z czerwonymi oczami.
— Ola… musimy porozmawiać — powiedziała cicho.
Usiadłam naprzeciwko niej, serce waliło mi jak młotem.
— Twój ojciec… postanowił odejść. Ma kogoś innego. Przepraszam, że dowiadujesz się o tym w taki sposób.
Nie odpowiedziałam nic. Łzy same napłynęły mi do oczu. Przez chwilę chciałam krzyczeć, pytać „dlaczego?”, ale wiedziałam, że nie dostanę odpowiedzi.
Przez kolejne dni chodziłam jak w transie. Bartek dzwonił, pisał wiadomości, ale nie miałam siły z nim rozmawiać. Mama zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Tata wyprowadził się po cichu, zostawiając po sobie tylko pustkę i kilka ubrań w szafie.
Któregoś wieczoru Bartek przyszedł pod moje okno.
— Ola! Wpuść mnie! — wołał szeptem.
Otworzyłam mu drzwi bez słowa. Przytulił mnie mocno i długo milczeliśmy.
— Nie możesz tak tego zostawić — powiedział w końcu. — Musisz żyć dalej.
Popatrzyłam na niego przez łzy.
— Nie rozumiesz… wszystko się rozpadło. Nie mam już rodziny.
Bartek potrząsnął głową.
— Masz mnie. I masz siebie. To wystarczy na początek.
Wtedy po raz pierwszy poczułam coś na kształt nadziei.
Minęły tygodnie. Mama powoli zaczęła wracać do życia — poszła do pracy, zaczęła spotykać się z koleżankami. Ja też próbowałam wrócić do normalności: czytałam książki, chodziłam na spacery z Bartkiem, czasem nawet śmiałam się z jego żartów. Ale w środku cały czas czułam pustkę i żal za tym, co straciłam.
Pewnego dnia znalazłam w szufladzie list od taty. Pisał, że nie potrafił już dłużej żyć w kłamstwie, że kocha mnie i zawsze będzie moim ojcem, ale musi zacząć wszystko od nowa. Przeczytałam ten list dziesięć razy i za każdym razem bolało tak samo mocno.
Zadzwoniłam do niego po raz pierwszy od miesięcy. Odebrał niemal natychmiast.
— Ola? — jego głos był niepewny i cichy.
— Chciałam tylko powiedzieć… że cię nienawidzę — wyszeptałam drżącym głosem i rozłączyłam się zanim zdążył odpowiedzieć.
Przez całą noc płakałam w poduszkę. Rano poczułam ulgę — jakby ten jeden telefon pozwolił mi wyrzucić z siebie cały gniew i żal.
Z czasem nauczyłam się żyć z tym bólem. Zrozumiałam, że rodzina to nie tylko wspólne mieszkanie i niedzielne obiady. To też umiejętność wybaczania i puszczania wolno tych, których kochamy.
Bartek był przy mnie przez cały ten czas. Kiedyś zapytał:
— Gdybyś mogła cofnąć czas… zrobiłabyś coś inaczej?
Pomyślałam chwilę i odpowiedziałam:
— Nie wiem. Może powinnam była wcześniej porozmawiać z rodzicami, może powinnam była być bardziej odważna… Ale chyba nie ma co żałować tego, czego nie mogliśmy przewidzieć.
Dziś wiem jedno: życie to ciągłe wybory i straty. Ale czy naprawdę można przejść przez nie bez żalu? Czy to możliwe nauczyć się odpuszczać i żyć dalej? Może właśnie o to chodzi w dorosłości…