Czekając na powrót – historia o rodzinie, winie i przebaczeniu

Drzwi trzasnęły z hukiem, a ja osunęłam się na podłogę, ściskając w dłoni telefon. Właśnie przeczytałam wiadomość, która rozbiła moje życie na tysiące kawałków: „Przepraszam, Aniu. Nie wrócę dziś do domu. Muszę wszystko przemyśleć. – Michał”. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Dzieci bawiły się w pokoju obok, nieświadome, że ich świat właśnie się zmienił.

Michał był moim mężem od dwunastu lat. Poznaliśmy się na studiach w Krakowie – on studiował informatykę, ja pedagogikę. Byliśmy nierozłączni. Wszyscy mówili: „Idealna para”. Po ślubie zamieszkaliśmy w małym mieszkaniu na Ruczaju, potem pojawiła się Zosia, a dwa lata później Staś. Życie było zwyczajne, czasem trudne, ale nasze. Przynajmniej tak myślałam.

Ostatnie miesiące były inne. Michał wracał coraz później, unikał rozmów, chował telefon. Tłumaczyłam sobie: „Praca go przytłacza”. Ale tej nocy nie wrócił. Następnego dnia zadzwoniła do mnie jego matka – teściowa, pani Halina.

– Aniu, Michał u mnie nocował. Mówił, że potrzebuje czasu. – Jej głos był chłodny.

– Czy on… czy on ma kogoś? – zapytałam drżącym głosem.

– Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Ale może powinnaś się zastanowić, czy nie jesteś zbyt wymagająca? – usłyszałam.

Zatkało mnie. Zawsze starałam się być dobrą żoną i matką. Pracowałam na pół etatu w przedszkolu, resztę czasu poświęcałam dzieciom i domowi. Michał nigdy nie narzekał… albo po prostu przestał mówić cokolwiek.

Wieczorem zadzwoniła moja mama.

– Aniu, nie płacz. Przyjedź z dziećmi do nas na wieś. Odpoczniesz, pomyślisz.

Spakowałam walizki i pojechałam do rodzinnego domu pod Bochnią. Tam czas płynął wolniej, ale ból nie ustępował. Mama starała się mnie pocieszać, ale ojciec tylko milczał przy stole.

– Po co wracałaś? – rzucił któregoś dnia. – Trzeba było walczyć o rodzinę.

– Tato! – wybuchła mama. – Przecież ona walczy!

Ale ja czułam się winna wszystkiemu. Może rzeczywiście za dużo wymagałam? Może powinnam była częściej pytać Michała o jego sprawy?

Dzieci pytały codziennie:

– Mamo, kiedy tata wróci?

Nie umiałam odpowiedzieć.

Po tygodniu Michał zadzwonił.

– Musimy porozmawiać.

Spotkaliśmy się w kawiarni w centrum Krakowa. Siedział naprzeciwko mnie, blady, zmęczony.

– Aniu… zakochałem się w kimś innym. Przepraszam.

Nie pamiętam reszty rozmowy. Wróciłam do domu jak w transie. Mama przytuliła mnie mocno.

– On nie jest ciebie wart – powiedziała cicho.

Ale ja go kochałam. I nienawidziłam jednocześnie.

Rozwód ciągnął się miesiącami. Michał chciał widywać dzieci co drugi weekend. Zosia płakała po każdej wizycie u ojca.

– On już nas nie kocha? – pytała szeptem.

Staś zamknął się w sobie, zaczął moczyć łóżko nocami.

Teściowa przestała dzwonić całkiem. Moja mama próbowała pomóc finansowo, ale sama ledwo wiązała koniec z końcem po śmierci babci.

W pracy dyrektorka patrzyła na mnie z litością:

– Może powinnaś wziąć urlop? Wyglądasz fatalnie.

Ale ja musiałam pracować – dla dzieci, dla siebie. Wieczorami płakałam w poduszkę, żeby Zosia i Staś nie słyszeli.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie siostra Michała – Kasia.

– Aniu… przepraszam za mamę i za Michała. Wiem, że ci ciężko. Jeśli będziesz czegoś potrzebować…

Nie chciałam jej pomocy. Czułam się upokorzona przez całą rodzinę Michała.

Po roku od rozwodu zaczęłam powoli podnosić się z kolan. Zapisałam się na terapię. Poznałam kilka kobiet z podobnymi historiami – każda z nas nosiła swój ból jak medalion na szyi.

Z czasem nauczyłam się żyć sama ze sobą. Dzieci dorastały szybciej niż powinny. Zosia zaczęła mieć problemy w szkole – nauczycielka wezwała mnie na rozmowę:

– Pani Anno, Zosia jest zamknięta w sobie, nie chce rozmawiać z rówieśnikami…

Wróciłyśmy do domu w milczeniu. Wieczorem usiadłyśmy razem na łóżku.

– Mamo… czy tata jeszcze nas kocha?

Objęłam ją mocno.

– Myślę, że każdy kocha na swój sposób…

Ale sama nie wierzyłam już w miłość.

Minęły trzy lata od rozwodu. Michał ożenił się z tą kobietą – Magdą. Dzieci spędzały u nich wakacje; wracały zawsze inne: Staś był rozbawiony, Zosia zamknięta jeszcze bardziej.

Pewnego dnia Staś wybuchnął przy obiedzie:

– U taty jest lepiej! Magda daje nam wszystko! Czemu ty jesteś taka smutna?

Zamarłam z łyżką w dłoni.

– Jeśli chcesz mieszkać z tatą…

– Nie chcę! Ale czemu nie możesz być taka jak ona?

Zosia rozpłakała się i uciekła do pokoju.

Wieczorem zadzwoniła mama:

– Aniu… dzieci są pogubione. Ty też musisz żyć dalej.

Ale jak żyć dalej, kiedy wszystko przypomina o tym, co straciłam?

Któregoś dnia spotkałam na rynku koleżankę ze studiów – Martę.

– Anka! Co u ciebie? Wyglądasz… inaczej.

Opowiedziałam jej wszystko przy kawie. Marta słuchała uważnie, potem powiedziała:

– Wiesz… ja też przez to przeszłam. Ale życie toczy się dalej. Może spróbujesz czegoś nowego? Kurs fotografii? Albo wyjazd z dziećmi nad morze?

Zaczęłam powoli otwierać się na świat. Pojechaliśmy nad Bałtyk – pierwszy raz bez Michała. Było ciężko, ale dzieci śmiały się na plaży tak głośno, że aż serce mi pękało ze szczęścia i żalu jednocześnie.

Po powrocie do Krakowa zaczęłam kurs fotografii. Poznałam tam Pawła – wdowca z dwójką dzieci. Rozumieliśmy się bez słów; oboje baliśmy się zaufać jeszcze raz.

Minął rok znajomości zanim pozwoliłam sobie na coś więcej niż przyjaźń.

W tym czasie teściowa zachorowała poważnie. Michał poprosił mnie o pomoc:

– Aniu… mama chce zobaczyć wnuki…

Pojechaliśmy razem do szpitala pod Wieliczką. Pani Halina spojrzała na mnie słabym wzrokiem:

– Przepraszam cię za wszystko…

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przez lata czułam do niej żal i gniew… Ale widząc ją taką bezbronną, poczułam tylko smutek i współczucie.

Po pogrzebie Haliny dzieci były rozbite emocjonalnie; Michał płakał jak dziecko przy trumnie matki. Po raz pierwszy od lat usiedliśmy razem przy stole – ja, on i nasze dzieci.

– Przepraszam cię za wszystko – powiedział cicho Michał.

Nie odpowiedziałam od razu. Potrzebowałam czasu na przebaczenie – jemu i sobie samej.

Dziś minęło już sześć lat od tamtej nocy, gdy drzwi trzasnęły za Michałem po raz pierwszy. Żyję inaczej – spokojniej, mądrzej, choć blizny zostały na zawsze.

Czasem patrzę na siebie w lustrze i pytam: czy można naprawdę wybaczyć wszystko? Czy da się jeszcze zaufać komuś bez reszty? Co wy myślicie – czy każda rana kiedyś się zabliźnia?