SMS-y, które zniszczyły moją rodzinę: Prawdziwa historia z polskiego domu

Telefon zadzwonił o 3:17 w nocy. Przebudziłam się gwałtownie, bo dźwięk był inny niż zwykle – nie ten łagodny alarm, który nastawiam na poranki, ale krótki, ostry sygnał SMS-a. Spojrzałam na wyświetlacz: „Kocham Cię. Nie mogę spać bez Ciebie. – K.”. Zamarłam. To nie był mój telefon. To był telefon mojego męża, Bartka.

Leżał obok mnie, oddychając ciężko przez sen. Przez chwilę miałam ochotę go obudzić i wykrzyczeć wszystko, co czułam – szok, ból, złość. Ale nie zrobiłam tego. Zamiast tego wstałam, poszłam do łazienki i zamknęłam się na klucz. Przewijałam wiadomości w jego telefonie, ręce mi się trzęsły. „K” pisała do niego codziennie. Czasem czułe wyznania, czasem zwykłe: „Dobrze dojechałeś?”, „Tęsknię”. Odpowiadał jej równie ciepło.

Wróciłam do łóżka, ale już nie spałam. Rano Bartek wstał jak gdyby nigdy nic. Zrobił kawę, pocałował mnie w czoło i powiedział:

– Dziś wrócę później, mamy zebranie w pracy.

Patrzyłam na niego i czułam się jak aktorka w kiepskim serialu. Chciałam krzyczeć: „Wiem! Wiem o niej!”, ale milczałam. Przez cały dzień chodziłam jak we śnie. W pracy popełniałam błędy, szefowa – pani Teresa – patrzyła na mnie podejrzliwie.

Wieczorem Bartek wrócił późno. Pachniał damskimi perfumami. Zapytałam:

– Byłeś na zebraniu?

– Tak, przeciągnęło się – odpowiedział bez mrugnięcia okiem.

Nie wytrzymałam.

– Bartek, kto to jest K?

Zbladł. Przez chwilę milczał, potem odwrócił się do mnie plecami.

– To tylko koleżanka z pracy – rzucił cicho.

– Koleżanka? O trzeciej nad ranem? – głos mi się załamał.

Wybuchła kłótnia. Krzyczałam, płakałam, on zaprzeczał wszystkiemu. W końcu wyszedł trzaskając drzwiami.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie teściowa, pani Halina.

– Co się dzieje u was? Bartek był u mnie w nocy, nie chciał rozmawiać.

Nie wiedziałam co powiedzieć. W końcu wybuchnęłam:

– On mnie zdradza! Ma kogoś!

Teściowa zamilkła na chwilę.

– Dziecko… Może przesadzasz? Bartek zawsze był dobrym mężem…

Poczułam się jeszcze bardziej samotna.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była nie do zniesienia. Bartek spał na kanapie w salonie. Nasza córka, Zosia, miała 10 lat i zaczęła zadawać pytania:

– Mamo, dlaczego tata ze mną nie odrabia lekcji?

Nie umiałam jej odpowiedzieć. W pracy byłam cieniem samej siebie. Pani Teresa wezwała mnie na rozmowę:

– Martyna, co się z tobą dzieje? Jeśli masz problemy rodzinne, możesz wziąć kilka dni wolnego.

Wzięłam urlop na żądanie. Siedziałam w domu i płakałam.

Pewnego dnia przyszła moja siostra, Aneta.

– Martyna, musisz coś z tym zrobić! Nie możesz tak żyć!

– Ale co mam zrobić? Zostawić go? A Zosia?

Aneta spojrzała na mnie twardo:

– Lepiej być samą niż żyć w kłamstwie.

Wieczorem Bartek wrócił wcześniej niż zwykle. Usiadł naprzeciwko mnie przy stole.

– Martyna… Przepraszam. To nie jest tak jak myślisz…

– To powiedz mi jak jest! – przerwałam mu.

Zaczął mówić o tym, że czuje się samotny, że od dawna nie rozmawiamy ze sobą jak dawniej. Że „K” to Kinga z jego działu, że zaczęli pisać najpierw o pracy, potem o życiu… Że nie spał z nią, ale zakochał się.

Poczułam jakby ktoś wyciągnął mi serce z piersi.

– I co teraz? – zapytałam cicho.

Bartek spuścił głowę:

– Nie wiem…

Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Zosia coraz częściej zamykała się w swoim pokoju. Teściowa dzwoniła codziennie i próbowała przekonać mnie do „wybaczenia dla dobra dziecka”. Moja mama była przeciwnego zdania:

– Nie pozwól mu się tak traktować! Pokaż mu drzwi!

Czułam się rozdarta między dwoma światami: jednym pełnym gniewu i żalu, drugim – strachu przed samotnością i rozbiciem rodziny.

Pewnej nocy usiadłam przy komputerze i zaczęłam pisać list do Bartka. Pisałam o wszystkim: o tym jak bardzo mnie zranił, o moim strachu przed przyszłością, o Zosi… Rano zostawiłam list na stole i wyszłam do pracy.

Kiedy wróciłam, Bartka nie było. Zosia siedziała na podłodze i układała puzzle.

– Tata pojechał do babci Haliny – powiedziała bez emocji.

Wieczorem zadzwonił:

– Martyna… Muszę to wszystko przemyśleć. Może lepiej będzie jak się na jakiś czas wyprowadzę.

Zgodziłam się bez słowa sprzeciwu.

Przez kolejne tygodnie próbowałam poskładać życie na nowo. Zosia była smutna i zamknięta w sobie. W pracy zaczęto plotkować – ktoś widział Bartka z Kingą w galerii handlowej w Katowicach.

Pewnego dnia dostałam SMS-a od nieznanego numeru: „Nie zabieraj mu córki. On ją kocha”. Zamarłam. To była Kinga.

Odpisałam tylko: „Nie mieszaj się do naszej rodziny”.

Wieczorem zadzwoniła moja mama:

– Martyna, musisz być silna dla Zosi. Ona potrzebuje matki, która nie płacze po nocach przez faceta”.

Zaczęłam chodzić na terapię. Powoli odzyskiwałam równowagę. Bartek odwiedzał Zosię raz w tygodniu. Bywały dni, kiedy miałam ochotę do niego wrócić – dla świętego spokoju, dla dziecka… Ale potem przypominałam sobie te wszystkie noce pełne łez i samotności.

Minął rok od tamtej nocy z SMS-em o 3:17. Dziś jestem inną kobietą – silniejszą, choć nadal czasem boję się przyszłości.

Często zastanawiam się: ile rodzin rozpadło się przez jednego SMS-a? Ile tajemnic kryją nasze telefony? Czy lepiej wiedzieć prawdę i cierpieć czy żyć w błogiej nieświadomości?

A Ty? Co byś zrobił na moim miejscu?