Niewybaczalny Czyn: Moja Droga do Rozwodu

– Naprawdę myślisz, że po tym wszystkim mogę ci jeszcze zaufać? – mój głos drżał, choć starałam się brzmieć stanowczo. Paweł stał naprzeciwko mnie, blady jak ściana, z oczami pełnymi łez. W pokoju unosił się zapach kawy, którą przed chwilą wylałam na podłogę, gdy dowiedziałam się prawdy.

– Aniu, proszę… To był tylko jeden raz. To nie miało znaczenia! – jego słowa odbijały się echem w mojej głowie, jakby próbował przekonać nie tylko mnie, ale i siebie.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Jeszcze wczoraj byłam pewna, że jesteśmy szczęśliwą rodziną – ja, on i nasza córka Zosia. Dziś czułam się jak bohaterka kiepskiego serialu, w którym zdrada jest tylko początkiem lawiny nieszczęść.

Wszystko zaczęło się niewinnie. Paweł zaczął wracać później z pracy. Tłumaczył się projektami, spotkaniami z klientami. Ja wierzyłam – przecież zawsze był ambitny. Ale potem znalazłam w jego telefonie wiadomości od Magdy. Magda… Nasza sąsiadka z trzeciego piętra. Zawsze uśmiechnięta, zawsze gotowa pomóc. Teraz już wiem, dlaczego tak często przynosiła nam ciasto.

– Co powiesz Zosi? – zapytałam cicho, bojąc się własnego głosu.

Paweł spuścił wzrok. – Nie wiem… Przepraszam, Aniu. Przepraszam was obie.

Chciałam krzyczeć. Chciałam rzucać talerzami i wykrzyczeć mu w twarz wszystko, co czułam. Ale nie mogłam – Zosia spała w swoim pokoju, a ja musiałam być silna. Dla niej.

Przez kolejne dni żyliśmy jak obcy ludzie pod jednym dachem. Paweł próbował naprawić to, co zniszczył – przynosił kwiaty, gotował kolacje, proponował wspólne wyjścia do kina. Ale ja nie potrafiłam już patrzeć na niego tak samo. Każdy jego gest wydawał mi się fałszywy.

Moja mama mówiła: „Aniu, małżeństwo to nie bajka. Każdemu może się zdarzyć błąd.” Ale dla mnie to nie był błąd – to był wybór. Wybrał ją zamiast mnie. Wybrał kłamstwo zamiast szczerości.

Pewnego wieczoru usiadłam przy kuchennym stole z kartką papieru i długopisem. Zaczęłam pisać list do Pawła:

„Nie potrafię już być twoją żoną. Nie potrafię udawać, że wszystko jest w porządku. Zasługuję na szacunek i prawdę. Zosia zasługuje na szczęśliwą mamę.”

Zostawiłam list na stole i wyszłam na balkon. Paliłam papierosa za papierosem, patrząc na światła miasta i zastanawiając się, gdzie popełniłam błąd. Czy byłam zbyt wymagająca? Czy za mało go kochałam?

Następnego dnia Paweł znalazł list. Przyszedł do mnie z oczami pełnymi łez.

– Aniu… Proszę cię… Daj mi jeszcze jedną szansę.

– Nie potrafię – odpowiedziałam cicho. – To już koniec.

Rozwód był jak powolne umieranie. Każda wizyta w sądzie przypominała mi o tym, co straciłam. Adwokat zadawał pytania, na które nie chciałam odpowiadać. Mama płakała po nocach, tata milczał i unikał mojego wzroku.

Zosia pytała: – Mamo, dlaczego tata już z nami nie mieszka?

Nie umiałam jej odpowiedzieć inaczej niż: – Bo czasem dorośli przestają się kochać.

W pracy udawałam, że wszystko jest w porządku. Koleżanki szeptały za moimi plecami:

– Słyszałaś? Anka się rozwodzi…
– No co ty! Taka ładna para byli…

Czułam się jak trędowata. Nawet moja najlepsza przyjaciółka Marta zaczęła mnie unikać – jej mąż był kolegą Pawła i nie chciała „mieszać się w cudze sprawy”.

Wieczorami siadałam na kanapie z kubkiem herbaty i patrzyłam w pustkę. Czasem płakałam bezgłośnie, żeby Zosia nie słyszała. Czasem krzyczałam w poduszkę ze złości i bezsilności.

Najgorsze były święta. Pierwsza Wigilia bez Pawła była jak rana rozdrapana do krwi. Mama próbowała udawać radość:

– Zobaczcie, jakie pierogi zrobiłam!

Ale wszyscy wiedzieliśmy, że coś się skończyło na zawsze.

Z czasem nauczyłam się żyć na nowo. Zosia rosła, a ja starałam się być dla niej wszystkim – mamą, tatą, przyjaciółką. Zaczęłyśmy chodzić razem na basen, piekłyśmy ciasta w niedzielne popołudnia.

Paweł dzwonił coraz rzadziej. Magda wyprowadziła się do innego miasta – podobno nie wytrzymała presji plotek sąsiadów.

Pewnego dnia spotkałam Pawła na ulicy. Był sam, wyglądał na zmęczonego i starszego niż pamiętałam.

– Aniu… Przepraszam – powiedział tylko tyle.

Uśmiechnęłam się smutno.

– Ja już ci wybaczyłam – odpowiedziałam cicho. – Ale nigdy nie zapomnę.

Dziś jestem inną kobietą niż wtedy. Silniejszą, bardziej świadomą własnej wartości. Wiem już, że szczęście nie zależy od drugiej osoby – trzeba je znaleźć w sobie.

Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy lepiej walczyć o rodzinę za wszelką cenę, czy odejść i zacząć od nowa?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?