Gdy Tata Odmówił Zapłaty za Suknię Ślubną: Historia, Która Zmieniła Naszą Rodzinę
— Nie wierzę, że to wybrałaś — usłyszałam, zanim jeszcze zdążyłam się dobrze obejrzeć w lustrze. Głos taty był zimny jak lód, a jego spojrzenie przeszywało mnie na wskroś. Stałam w tej białej sukni, o której marzyłam od miesięcy, a on patrzył na mnie tak, jakby zobaczył kogoś obcego.
— Tato, przecież sama ją wybrałam. To mój ślub — odpowiedziałam cicho, czując jak łzy napływają mi do oczu. Sprzedawczyni dyskretnie się wycofała, zostawiając nas samych w tej dusznej ciszy.
— Twój ślub? A kto za to wszystko płaci? — zapytał z goryczą. — Myślisz, że możesz robić co chcesz, nie licząc się z nikim?
Zacisnęłam dłonie na materiale sukni. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko i uciec. Ale nie mogłam — nie teraz, nie kiedy byłam już tak blisko spełnienia marzenia.
— Tato, prosiłeś, żebym wybrała coś skromnego. Ale to mój dzień. Chciałam poczuć się wyjątkowo…
— Wyjątkowo? Wydajesz pieniądze na coś, co założysz raz w życiu! — przerwał mi ostro. — Twoja matka miała prostą suknię i była szczęśliwa.
Wiedziałam, że to porównanie padnie. Mama zmarła pięć lat temu i od tamtej pory tata coraz częściej wracał do wspomnień o niej — czasem jakby chciał mnie ukarać za to, że jestem inna.
— Tato, to nie chodzi o pieniądze…
— Właśnie że chodzi! — podniósł głos. — Od kiedy zaczęłaś pracować w tej kawiarni z Patrykiem, myślisz tylko o sobie. A ja mam płacić za twoje fanaberie?
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Przecież całe życie starałam się być tą dobrą córką. Po śmierci mamy to ja gotowałam obiady, prałam jego koszule, odkładałam studia na później, żeby pomóc mu w domu. A teraz miałam usłyszeć, że jestem egoistką?
— Tato… ja tylko chcę być szczęśliwa — wyszeptałam.
Odwrócił się do mnie plecami. Przez chwilę patrzył przez okno na szarą ulicę Warszawy. Potem westchnął ciężko.
— Nie zapłacę za tę suknię. Jeśli chcesz ją mieć, sama sobie ją kup.
Zamarłam. Sprzedawczyni wróciła z cichym pytaniem:
— Czy wszystko w porządku?
Nie odpowiedziałam. Czułam się upokorzona i zdradzona. Tata wyszedł z salonu bez słowa, zostawiając mnie samą w tej bieli, która nagle stała się ciężarem nie do zniesienia.
Wróciłam do domu późno. Patryk czekał na mnie z herbatą.
— I jak? — zapytał ostrożnie.
Opowiedziałam mu wszystko. Siedzieliśmy długo w milczeniu.
— Może powinniśmy sami za wszystko zapłacić? — zaproponował cicho.
— Nie wiem… Czuję się tak, jakby tata mnie już nie kochał. Jakby mama była ostatnią osobą, którą naprawdę kochał — powiedziałam przez łzy.
Patryk objął mnie mocno.
Następnego dnia próbowałam porozmawiać z tatą. Siedział przy stole z gazetą i udawał, że mnie nie widzi.
— Tato… możemy porozmawiać?
Nie odpowiedział. W końcu usiadłam naprzeciwko niego.
— Wiem, że ci ciężko po mamie. Mnie też jej brakuje. Ale ja też mam prawo do swojego życia…
Spojrzał na mnie z bólem w oczach.
— Ty nic nie rozumiesz…
— To mi wytłumacz! — wybuchłam nagle. — Całe życie robiłam wszystko dla ciebie! A teraz nawet w dniu mojego ślubu nie możesz być po mojej stronie?
Tata odłożył gazetę i ukrył twarz w dłoniach.
— Boję się cię stracić… Tak jak straciłem ją…
Zrozumiałam wtedy więcej niż przez całe ostatnie lata. Jego gniew był tylko maską dla strachu i samotności.
Przytuliłam go pierwszy raz od dawna.
— Nie stracisz mnie, tato. Ale musisz pozwolić mi dorosnąć.
Nie odpowiedział od razu. Ale tego dnia po raz pierwszy od śmierci mamy rozmawialiśmy naprawdę szczerze.
Suknię kupiłam sama — na raty, z pomocą Patryka i przyjaciółek z kawiarni. Tata przyszedł na ślub. Płakał bardziej niż ja.
Czasem myślę o tamtym dniu w salonie sukien ślubnych i zastanawiam się: czy naprawdę można kogoś kochać tak bardzo, że aż boimy się pozwolić mu odejść? Czy rodzina to miejsce bezpieczeństwa czy więzienie naszych lęków? Co wy o tym sądzicie?