Mąż znowu chce jechać nad morze z rodziną. Ja już nie dam się wciągnąć w ten koszmar!
— Nie, Michał, nie pojadę znowu nad morze z twoją rodziną! — wybuchłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. Stałam w kuchni, ściskając kubek kawy tak mocno, że aż bolały mnie palce. Michał patrzył na mnie zaskoczony, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi.
— Ale przecież ciocia Jadzia już wszystko zaplanowała… — zaczął niepewnie, a ja poczułam, jak narasta we mnie frustracja.
— Właśnie! Ona wszystko planuje, a my potem płacimy rachunki! — przerwałam mu ostro. — Przypomnij sobie zeszły rok. Mieliśmy odpocząć, a wróciliśmy zmęczeni, pokłóceni i spłukani do ostatniego grosza!
Michał spuścił wzrok. Wiedziałam, że nie chce się kłócić, ale też nie potrafi powiedzieć „nie” swojej rodzinie. W jego oczach widziałam ten sam lęk, który czułam ja — lęk przed kolejnym koszmarem pod przykrywką rodzinnych wakacji.
W zeszłym roku ciotka Jadzia zaprosiła nas do swojego „domku” w Dębkach. Miało być sielsko-anielsko: plaża, spacery, wieczory przy grillu. Skończyło się na tym, że przez większość czasu gotowałam obiady dla dziesięciu osób, sprzątałam po dzieciach kuzynki Kasi i słuchałam narzekań teściowej na „dzisiejszą młodzież”. Na plażę zeszliśmy dwa razy — raz na godzinę, bo trzeba było wracać do obiadu, drugi raz wieczorem, kiedy dzieci już spały i było zimno.
Najgorsze przyszło na koniec. Okazało się, że „wspólne zakupy” oznaczają, że my płacimy za wszystko, bo „młodzi mają lepszą pracę”. Ciotka Jadzia niby żartowała, ale kiedy przyszło do rozliczeń, nikt nie chciał słyszeć o dzieleniu kosztów. Michał milczał, a ja czułam się jak frajerka. Po powrocie do domu zostało nam ledwo na rachunki.
Teraz historia miała się powtórzyć. Ciotka już dzwoniła trzy razy, dopytując o szczegóły. Teściowa przysyłała mi przepisy na „łatwe obiady dla dużej rodziny”, a kuzynka Kasia pytała, czy mogę zabrać jej dzieci na plażę „żeby ona mogła trochę odpocząć”.
— Nie chcę znowu tego przeżywać — powiedziałam cicho. — Chcę mieć wakacje dla siebie. Chcę poleżeć na plaży z książką i nie słuchać narzekań twojej matki.
Michał westchnął ciężko.
— Wiem… Ale oni się obrażą. Mama już mówiła, że „rodzina powinna trzymać się razem”.
— A ja? Ja też jestem twoją rodziną! — wybuchłam. — Czy moje potrzeby się nie liczą?
Zapadła cisza. Michał wyglądał na rozdartego. Wiedziałam, że kocha swoją rodzinę i nie chce nikogo zranić. Ale ja też miałam dość bycia tą „złą”, która zawsze musi ustępować.
Wieczorem usiadłam sama przy stole i zaczęłam pisać listę wydatków z zeszłego roku. Każda pozycja bolała: zakupy spożywcze — 1200 zł, paliwo — 400 zł, bilety do aquaparku dla dzieci kuzynki — 300 zł… Łącznie ponad dwa tysiące złotych za tydzień nerwów i pracy na cudze potrzeby.
Następnego dnia ciotka Jadzia zadzwoniła do mnie osobiście.
— No to co, kochana? Pakujecie się już? — zapytała radośnie.
— Jeszcze nie podjęliśmy decyzji — odpowiedziałam chłodno.
— Ale jak to? Przecież już wszystko ustalone! Michał mówił, że się cieszycie!
Poczułam gulę w gardle.
— Ciociu… My naprawdę potrzebujemy odpoczynku. W zeszłym roku było nam ciężko finansowo…
— Oj tam! Przecież młodzi zawsze mają gorzej! My za komuny to dopiero mieliśmy ciężko! — przerwała mi bezceremonialnie. — A poza tym rodzina to rodzina!
Zacisnęłam zęby i pożegnałam się szybko. Michał wrócił późno z pracy i od progu widziałam jego zmęczenie.
— Dzwoniła ciotka — rzuciłam.
— I?
— Powiedziałam jej prawdę. Że nas nie stać i że potrzebujemy odpoczynku.
Michał usiadł ciężko na krześle.
— Mama będzie wściekła…
— Może czasem trzeba postawić granicę? Może czasem trzeba pomyśleć o sobie?
Przez następne dni atmosfera w domu była napięta. Teściowa przysyłała mi pasywno-agresywne SMS-y: „Szkoda, że nie chcecie być razem z rodziną”, „Kiedyś rodzina była najważniejsza”… Michał chodził przygaszony i unikał rozmów o wakacjach.
W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam mu wszystko:
— Michał… Jeśli pojedziemy tam znowu, nasz związek tego nie wytrzyma. Ja już nie dam rady być służącą dla twojej rodziny. Chcę mieć wakacje dla siebie i dla nas.
Spojrzał na mnie długo i w końcu skinął głową.
— Masz rację. W tym roku pojedziemy sami.
Nie wiem jeszcze, jak zareaguje reszta rodziny. Pewnie będą plotki i obrażanie się. Ale pierwszy raz od dawna czuję ulgę i dumę z siebie.
Czy naprawdę musimy poświęcać własne szczęście dla cudzych oczekiwań? Ile jeszcze razy pozwolimy innym decydować o naszym życiu?