Nie wszystkie teściowe są złe: Jak moja teściowa próbowała uratować nasze małżeństwo, gdy świat się walił
– Jacek, nie rozumiesz, ona nie chce z nikim rozmawiać! – krzyknęła Sara, trzaskając drzwiami od naszej sypialni. Stałem w kuchni, ściskając w dłoni kubek z zimną już herbatą. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywał tylko cichy szloch dochodzący zza ściany. To była teściowa – pani Halina – od tygodnia nie wychodziła z pokoju po śmierci męża.
Zamieszkaliśmy z Sarą u jej rodziców dwa lata temu, kiedy straciłem pracę po zamknięciu naszej firmy w pandemii. Miałem wtedy poczucie porażki, ale teść przyjął mnie jak syna. Pomagałem mu w ogrodzie, razem naprawialiśmy samochód. Gdy nagle zmarł na zawał, wszystko się zmieniło. Sara zamknęła się w sobie, a pani Halina przestała mówić. Ja zostałem sam na polu bitwy, próbując utrzymać rodzinę w całości.
Pewnego wieczoru usłyszałem cichy głos zza drzwi pokoju teściowej:
– Jacek… możesz wejść?
Wszedłem ostrożnie. Siedziała na łóżku, blada, z podkrążonymi oczami.
– Przepraszam, że tak… – zaczęła, ale przerwałem jej.
– Nie musi pani przepraszać. Wszyscy tęsknimy za panem Zbyszkiem.
Pani Halina spojrzała na mnie z wdzięcznością i smutkiem jednocześnie.
– Sara… ona mnie unika. Boję się, że ją stracę. A ty… ty próbujesz nas wszystkich posklejać. Dziękuję ci za to.
Te słowa były jak plaster na moje rozdrapane sumienie. Przez ostatnie tygodnie czułem się bezużyteczny – nie umiałem pomóc żonie, nie umiałem pocieszyć teściowej. W pracy ledwo dawałem radę, bo myśli krążyły wokół domu.
Następnego dnia postanowiłem przygotować wspólną kolację. Ugotowałem ulubioną zupę Sary – pomidorową na rosole, taką jaką robił jej tata. Zaprosiłem wszystkich do stołu. Sara przyszła niechętnie, patrząc na mnie spod byka.
– Co to za teatr? – rzuciła lodowato.
– Chciałem tylko… żebyśmy byli razem. Tak jak dawniej.
Pani Halina usiadła cicho i zaczęła jeść. Po chwili spojrzała na Sarę:
– Córeczko, może porozmawiamy po kolacji?
Sara wzruszyła ramionami i wyszła zaraz po posiłku.
Wieczorem usiadłem w salonie z panią Haliną. Siedzieliśmy w milczeniu, aż nagle powiedziała:
– Jacek, nie pozwólcie, żeby ten dom umarł razem ze Zbyszkiem. On by tego nie chciał.
Zacząłem coraz częściej rozmawiać z teściową. Opowiadała mi o młodości, o tym jak poznała Zbyszka na potańcówce w remizie. Słuchałem jej historii i czułem, że powoli wraca do życia. Ale Sara coraz bardziej się oddalała.
Pewnej nocy usłyszałem płacz w łazience. Znalazłem Sarę skuloną na podłodze.
– Nie umiem już tak żyć… – wyszeptała. – Wszyscy czegoś ode mnie chcą, a ja nie mam siły.
Przytuliłem ją mocno.
– Nikt cię nie zmusza do bycia silną. Pozwól sobie na słabość.
Następnego dnia Sara wyjechała do koleżanki do Krakowa „na kilka dni”. Zostałem sam z panią Haliną. Próbowałem ją pocieszać, ale sam czułem się coraz bardziej zagubiony. W pracy szef zaczął mi wytykać błędy, a ja miałem ochotę rzucić wszystko i uciec gdzieś daleko.
Po tygodniu Sara wróciła inna – cicha, zamyślona. Wieczorem usiedliśmy razem w kuchni.
– Jacek… ja nie wiem, czy jeszcze cię kocham – powiedziała nagle. – Wszystko się zmieniło odkąd tata umarł.
Zamarłem. Poczułem jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg.
– Może powinniśmy się rozstać? – dodała cicho.
Nie spałem całą noc. Rano poszedłem do pracy jak automat. Po południu pani Halina zaprosiła mnie na herbatę.
– Jacek… wiem, co Sara powiedziała. Ale proszę cię, nie poddawaj się jeszcze. Ona jest zagubiona, ale cię potrzebuje bardziej niż kiedykolwiek.
Teściowa zaczęła rozmawiać z Sarą codziennie wieczorem. Czasem słyszałem ich kłótnie przez ścianę:
– Nie możesz uciekać przed życiem! – krzyczała pani Halina.
– Ty nic nie rozumiesz! – odpowiadała Sara ze łzami w głosie.
Ale potem przychodziły chwile ciszy i szeptów, których nie rozumiałem.
Mijały tygodnie. Pewnego dnia Sara przyszła do mnie do pracy i poprosiła o spacer nad Wisłą.
– Przepraszam cię za wszystko – powiedziała nagle. – Byłam okrutna dla ciebie i dla mamy. Ale chyba zaczynam rozumieć… że żałoba to nie powód, żeby niszczyć to, co mamy.
Przytuliłem ją mocno i poczułem pierwszy raz od miesięcy cień nadziei.
Dziś minął rok od śmierci pana Zbyszka. Siedzimy we trójkę przy stole – ja, Sara i pani Halina – pijemy herbatę i wspominamy dawne czasy. Wiem już, że rodzina to nie tylko wspólne mieszkanie czy nazwisko. To walka o siebie nawzajem nawet wtedy, gdy wydaje się to bez sensu.
Czasem myślę: ile rodzin rozpada się przez żałobę i brak rozmowy? Czy potrafilibyśmy przetrwać bez wsparcia pani Haliny? Może czasem to właśnie teściowa jest tą osobą, która trzyma wszystko razem…