Ojciec pojawił się z walizkami: sprzedał dom bez słowa i chciał zamieszkać z nami. Czy można wybaczyć taką zdradę?

– Otwórz, proszę… – głos ojca przez domofon był cichy, niemal błagalny, a jednak w środku nocy brzmiał jak wystrzał. Stałam w korytarzu, w piżamie, z sercem bijącym jak oszalałe. Mój mąż, Tomek, spojrzał na mnie pytająco. – To twój tata? – szepnął, choć odpowiedź była oczywista.

Nie widziałam ojca od ponad dwóch lat. Ostatni raz rozmawialiśmy przez telefon, kiedy próbował mnie przekonać, żebym pożyczyła mu pieniądze na remont dachu. Odmówiłam. Potem kontakt się urwał. Wiedziałam, że mieszka sam w starym domu pod Radomiem, że coraz trudniej mu się utrzymać, ale nie spodziewałam się tego…

Otworzyłam drzwi. Ojciec stał na wycieraczce z dwoma wypchanymi torbami i reklamówką z Biedronki. Wyglądał na starszego niż go zapamiętałam – siwe włosy, twarz poorana zmarszczkami, oczy czerwone od łez albo alkoholu. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu.

– Mogę wejść? – zapytał cicho.

Tomek stał za mną, gotów zamknąć drzwi w każdej chwili. – Co się stało? – zapytałam drżącym głosem.

Ojciec spuścił wzrok. – Nie mam już gdzie mieszkać. Sprzedałem dom. Potrzebuję… potrzebuję pomocy.

Zrobiło mi się zimno. – Sprzedałeś dom? Kiedy? Dlaczego nic nie powiedziałeś?

– Nie miałem wyjścia – odpowiedział, a jego głos załamał się na ostatnim słowie. – Długi… komornik… Nie chciałem cię martwić.

Wpuściłam go do środka, choć Tomek patrzył na mnie z wyrzutem. Nasza córka, Zosia, obudziła się i wybiegła z pokoju. – Kto to? – zapytała sennie.

– To dziadek – odpowiedziałam, próbując się uśmiechnąć.

Przez kolejne dni ojciec siedział w naszym salonie, oglądając telewizję i popijając herbatę. Unikał rozmów o przeszłości. Ja chodziłam do pracy jak automat, ale w środku wszystko we mnie wrzało. Jak mógł sprzedać dom bez słowa? Jak mógł tak po prostu pojawić się u nas?

Tomek był coraz bardziej zirytowany. – Nie możemy tak żyć – powiedział pewnego wieczoru, kiedy Zosia już spała. – Twój ojciec nie zamierza szukać innego rozwiązania? Przecież nie możemy go tu trzymać w nieskończoność.

– On nie ma nikogo innego – odpowiedziałam cicho.

– A my? My się nie liczymy?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czułam się rozdarta między lojalnością wobec rodziny a gniewem na ojca za to, co zrobił.

Pewnego popołudnia wróciłam wcześniej z pracy i usłyszałam rozmowę ojca z Zosią.

– Dlaczego mama jest na ciebie zła? – zapytała moja córka bez ogródek.

Ojciec westchnął ciężko. – Bo zrobiłem coś głupiego. Czasem dorośli robią rzeczy, których potem żałują.

– Ale przecież można przeprosić – powiedziała Zosia z dziecięcą prostotą.

Ojciec spojrzał na mnie, gdy weszłam do pokoju. W jego oczach zobaczyłam łzy.

– Przepraszam cię, Aniu – powiedział drżącym głosem. – Wiem, że cię zawiodłem. Ale naprawdę nie miałem już siły walczyć sam.

Usiadłam obok niego na kanapie. Przez chwilę milczeliśmy.

– Dlaczego nie powiedziałeś mi o wszystkim wcześniej? Może moglibyśmy coś wymyślić razem…

– Bałem się twojej reakcji. Bałem się, że mnie odtrącisz.

Poczułam narastający żal i gniew. Przez całe życie ojciec był dla mnie kimś nieosiągalnym – wiecznie zajęty pracą, potem własnymi problemami. Po śmierci mamy oddalił się jeszcze bardziej. Teraz nagle miałam być dla niego ratunkiem?

Wieczorem zadzwoniła do mnie ciotka Basia, siostra ojca.

– Aniu, wiem, że tata u was jest… On zawsze wszystko robi po swojemu, ale to dobry człowiek. Pomóż mu jeszcze ten jeden raz.

– Ale dlaczego ja mam zawsze wszystko naprawiać? – wybuchłam. – On nigdy nie był dla mnie wsparciem!

– Czasem życie zmusza nas do rzeczy, których nie rozumiemy – odpowiedziała ciotka spokojnie. – Może to twoja szansa na zamknięcie starych spraw?

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Wspominałam dzieciństwo: ojca wracającego późno z pracy, kłótnie o pieniądze, jego milczenie po śmierci mamy… Zawsze czułam się niewidzialna przy nim. Teraz miałam być jego ostatnią deską ratunku?

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z ojcem szczerze.

– Tato… Musimy ustalić zasady. Nie możesz tu mieszkać bez końca. Pomogę ci znaleźć mieszkanie socjalne albo dom opieki. Ale musisz też zacząć brać odpowiedzialność za swoje decyzje.

Ojciec spuścił głowę.

– Rozumiem… Nie chcę być ciężarem.

Przez chwilę poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Może pierwszy raz w życiu postawiłam granicę.

Minęły tygodnie. Pomogłam ojcu znaleźć pokój w domu opieki prowadzonym przez siostry zakonne pod Warszawą. Odwiedzamy go z Zosią co weekend. Nasze relacje są trudne, pełne niedopowiedzeń i żalu, ale powoli uczymy się rozmawiać bez pretensji.

Czasem patrzę na niego i zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć przeszłość? Czy rodzina to tylko więzy krwi, czy coś więcej? Może każdy z nas nosi w sobie bagaż win i nadziei na przebaczenie…

A wy? Czy potrafilibyście przyjąć pod swój dach kogoś, kto was zawiódł?