Moja szwagierka oczekuje ode mnie mieszkania w prezencie – a mama mnie do tego namawia! Czy naprawdę jestem winna, że mam więcej?

– Aniu, przecież ty masz dwa mieszkania, a Kasia z Piotrkiem ledwo wiążą koniec z końcem – głos mamy rozbrzmiewał w mojej głowie jeszcze długo po tej rozmowie. Stałam przy oknie w swoim salonie na Mokotowie, patrząc na szare, listopadowe niebo i próbując zrozumieć, jak to się stało, że własny sukces stał się dla mnie przekleństwem.

Telefon zadzwonił ponownie. „Mama”. Odrzuciłam połączenie. Nie miałam już siły słuchać tych samych argumentów. Przecież to nie moja wina, że przez lata pracowałam po nocach, odkładałam każdy grosz, rezygnowałam z wakacji i przyjemności, żeby mieć własny kąt. A teraz mam oddać mieszkanie szwagierce, bo „rodzina powinna się wspierać”?

Wszystko zaczęło się tydzień temu, podczas niedzielnego obiadu u mamy. Kasia – żona mojego brata Piotrka – siedziała naprzeciwko mnie i przez cały czas rzucała mi wymowne spojrzenia. W końcu nie wytrzymała:

– Aniu, słyszałam, że kupiłaś drugie mieszkanie na wynajem. Wiesz… my z Piotrkiem mamy coraz trudniej. Może mogłabyś nam pomóc? – powiedziała niby żartem, ale w jej głosie nie było ani grama śmiechu.

Zamarłam. Mama natychmiast podchwyciła temat:

– Ania, przecież ty zawsze byłaś taka dobra. Zobacz, jak im ciężko. Ty masz wszystko, a oni nic. Może mogłabyś im podarować to mieszkanie? Przecież i tak ci niepotrzebne.

Piotrek spuścił wzrok. Wiedziałam, że jest mu głupio, ale nie miał odwagi sprzeciwić się żonie ani mamie. Ja natomiast poczułam się jak intruz we własnej rodzinie.

Po obiedzie Kasia podeszła do mnie w kuchni:

– Wiesz, Aniu… To byłoby dla nas ogromne wsparcie. Ty i tak masz dobrze. Ja nigdy nie miałam tyle szczęścia co ty.

– To nie szczęście, tylko ciężka praca – odpowiedziałam cicho.

– Ale przecież rodzina powinna sobie pomagać – rzuciła z wyrzutem.

Od tamtej pory telefon nie przestaje dzwonić. Mama codziennie przypomina mi o „obowiązku” wobec rodziny. Piotrek milczy, a Kasia wysyła mi wiadomości pełne pasywnej agresji: „Ciekawe, jak to jest mieć dwa mieszkania i nie musieć się martwić o jutro”.

Nie śpię po nocach. Zastanawiam się, czy rzeczywiście jestem egoistką. Czy powinnam oddać mieszkanie tylko dlatego, że mam więcej? Przecież nikt nie widział tych wszystkich lat wyrzeczeń. Nikt nie pamięta, jak płakałam ze zmęczenia po dwunastogodzinnych zmianach w szpitalu i jak odkładałam każdą złotówkę.

W pracy jestem coraz bardziej rozkojarzona. Koleżanka z dyżuru zauważyła moje rozbicie:

– Anka, co się dzieje? Wyglądasz jak cień człowieka.

Opowiedziałam jej wszystko. Spojrzała na mnie ze współczuciem:

– Wiesz co? Rodzina potrafi być okrutna. Ale to twoje życie i twoje decyzje. Nikt nie ma prawa cię szantażować emocjonalnie.

Wieczorem zadzwonił Piotrek:

– Aniu… Przepraszam za Kasię i mamę. Wiem, że to nie fair. Ale ona naprawdę nie daje mi spokoju…

– Piotrek, czy ty naprawdę uważasz, że powinnam oddać wam mieszkanie?

– Nie wiem… Chciałbym tylko trochę spokoju w domu.

Zrozumiałam wtedy, że to nie tylko mój problem. To problem całej naszej rodziny – wieczne porównywanie się, zazdrość i oczekiwania wobec tych, którym się udało.

W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do mamy:

– Mamo, kocham was wszystkich, ale nie oddam mieszkania Kasi i Piotrkowi. To jest efekt mojej pracy i moich wyrzeczeń. Pomogę im inaczej – mogę pożyczyć pieniądze na remont albo pomóc znaleźć lepszą pracę. Ale nie mogę poświęcić wszystkiego tylko dlatego, że ktoś tego ode mnie oczekuje.

Mama się rozpłakała:

– Myślałam, że jesteś inna…

A ja poczułam ulgę i smutek jednocześnie.

Dziś siedzę w swoim mieszkaniu i patrzę na światła miasta za oknem. Zastanawiam się: czy naprawdę jestem winna temu, że mam więcej? Czy rodzina ma prawo wymagać ode mnie takich poświęceń? Może powinnam była być twardsza od początku…

Czy ktoś z was był kiedyś w podobnej sytuacji? Jak poradziliście sobie z presją rodziny i poczuciem winy?