Kiedy Moja Cierpliwość Się Skończyła: Ostateczne Ultimatum dla Męża

— Znowu u mamy? — zapytałam, starając się, by mój głos nie drżał. W słuchawce usłyszałam znajome westchnienie.

— Tak, kochanie. Pomagam jej przesunąć dywan. Wiesz, jaki jest ciężki — odpowiedział Marek, mój mąż od piętnastu lat.

Zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu. To już trzeci raz w tym tygodniu. Dywan? Naprawdę? Ile razy można przesuwać ten sam dywan? W mojej głowie kłębiły się myśli, a serce waliło jak oszalałe. Od miesięcy czułam się jak powietrze, jakbyśmy byli tylko współlokatorami, a nie małżeństwem.

Odkąd jego matka, pani Halina, przeszła na emeryturę, Marek coraz częściej znikał z domu. Najpierw były to drobne przysługi: zakupy, naprawa kranu, potem coraz dłuższe wizyty. Zawsze miał wymówkę. A ja? Ja zostawałam sama z naszymi dwoma synami, obiadem stygnącym na stole i głową pełną pytań.

Pewnego wieczoru nie wytrzymałam. Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na zegar. Była 22:30. Marek miał wrócić „za godzinę”, a minęły już trzy. Chłopcy dawno spali. W końcu usłyszałam klucz w zamku.

— Gdzie byłeś? — zapytałam bez powitania.

— Przecież mówiłem, u mamy. Pomagałem jej z dywanem i jeszcze z szafą… — zaczął tłumaczyć się Marek, ale przerwałam mu gestem.

— Marek, ile razy można przesuwać ten sam dywan? — mój głos był cichy, ale stanowczy. — Co się dzieje?

Spojrzał na mnie zaskoczony, jakby pierwszy raz zauważył, że coś jest nie tak. Przez chwilę milczał, potem wzruszył ramionami.

— Przesadzasz. Mama jest sama, potrzebuje pomocy.

— A ja? Ja nie potrzebuję? — łzy napłynęły mi do oczu. — Od miesięcy jesteś nieobecny. Nie rozmawiamy, nie spędzamy razem czasu. Wszystko jest ważniejsze ode mnie i dzieci.

Marek westchnął ciężko i odwrócił wzrok.

— Nie rozumiesz… Mama naprawdę mnie potrzebuje.

— A ja? — powtórzyłam cicho.

W tej chwili poczułam się kompletnie niewidzialna. Jakby moje potrzeby były niczym wobec jego matki. Przez kolejne dni próbowałam z nim rozmawiać, ale każda próba kończyła się kłótnią lub milczeniem.

W pracy ledwo mogłam się skupić. Moja przyjaciółka Ania zauważyła, że coś jest nie tak.

— Co się dzieje, Magda? Wyglądasz jak cień samej siebie — zapytała pewnego popołudnia przy kawie.

Opowiedziałam jej wszystko. O Marku, o jego matce, o samotności i poczuciu bycia na drugim planie.

— Musisz z nim porozmawiać poważnie. Postawić sprawę jasno — poradziła Ania.

Wiedziałam, że ma rację. Wieczorem, kiedy Marek wrócił do domu (oczywiście po kolejnej „akcji dywanowej”), czekałam na niego w salonie.

— Musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo.

Usiadł naprzeciwko mnie, wyraźnie zmęczony.

— Marek, ja już dłużej tak nie mogę. Albo zaczynasz być obecny w naszym życiu i stawiasz nas na pierwszym miejscu, albo… — zawahałam się na chwilę — albo musimy się rozstać.

Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

— Ty chyba żartujesz?

— Nie żartuję. Kocham cię, ale nie mogę być wiecznie na drugim miejscu. Twoja mama ma swoje życie, my mamy swoje. Jeśli tego nie zrozumiesz… nie widzę sensu w dalszym ciągu tego małżeństwa.

Zapadła cisza. Długa, bolesna cisza. Widziałam w jego oczach szok i strach.

Przez kolejne dni Marek był inny. Zaczął wracać wcześniej do domu, próbował rozmawiać z chłopcami, nawet zaproponował wspólny weekend za miastem. Ale ja czułam dystans. Nie ufałam już jego słowom.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie pani Halina.

— Magdo, czy Marek jest w domu? — zapytała zaniepokojona.

— Tak, właśnie wrócił z pracy — odpowiedziałam zdziwiona.

— Bo ja go od tygodnia nie widziałam… — usłyszałam w jej głosie nutę pretensji.

Zrozumiałam wtedy, że to nie tylko problem Marka i jego matki. To problem całej naszej rodziny. Pani Halina była samotna po śmierci męża i próbowała zatrzymać syna przy sobie za wszelką cenę. A Marek nie umiał postawić granic.

Wieczorem usiedliśmy razem przy stole.

— Marek, musisz porozmawiać z mamą. Ona musi zrozumieć, że masz swoją rodzinę i swoje obowiązki tutaj — powiedziałam spokojnie.

Patrzył na mnie długo w milczeniu.

— Boję się ją zranić… — wyszeptał w końcu.

— A mnie już zraniłeś wiele razy — odpowiedziałam cicho.

Tego wieczoru długo rozmawialiśmy o wszystkim: o jego dzieciństwie, o lęku przed odrzuceniem matki, o mojej samotności i potrzebie bliskości. Było dużo łez i wyrzutów sumienia po obu stronach.

Nie wiem jeszcze, jak potoczy się nasze życie dalej. Czy Marek nauczy się stawiać granice? Czy pani Halina zaakceptuje naszą rodzinę jako całość? Jedno wiem na pewno: już nigdy nie pozwolę sobie być na drugim planie we własnym życiu.

Czy naprawdę można kochać dwie rodziny naraz i nikogo przy tym nie skrzywdzić? A może czasem trzeba wybrać – nawet jeśli boli?