Po 10 latach wrócił do mnie z pustymi rękami. Prosi, żebym go przyjęła: Ale ja nie wiem, co robić. I dzieci nie chcą go znać
– Mamo, nie wpuszczaj go! – krzyknęła Ola, trzaskając drzwiami swojego pokoju. Stałam w korytarzu, ściskając w dłoni list, który zostawił na wycieraczce. Wciąż czułam na języku gorycz tamtego dnia sprzed dziesięciu lat, kiedy spakował walizki i powiedział: „Muszę to zrobić, muszę iść za tym, co czuję”.
Wtedy nie wiedziałam, co czuje. Ja czułam tylko pustkę. Zostałam sama z dwójką dzieci – Olą i Michałem – i domem, w którym jeszcze przez wiele miesięcy unosił się zapach jego wody kolońskiej. Przez pierwsze tygodnie nie pytałam o nic. Nie chciałam wiedzieć, gdzie jest, z kim jest. Każda odpowiedź bolałaby bardziej niż niewiedza.
Pamiętam, jak Ola płakała nocami, a Michał przestał się odzywać. Miał wtedy siedem lat i nagle przestał zadawać pytania. Zamykał się w sobie, a ja nie umiałam do niego dotrzeć. Próbowałam być silna – dla nich, dla siebie. Ale wieczorami siadałam na kanapie i płakałam w poduszkę.
Minęło dziesięć lat. Nauczyłam się żyć bez niego. Znalazłam pracę w pobliskiej szkole jako sekretarka. Poznałam nowych ludzi, nauczyłam się naprawiać cieknący kran i wymieniać żarówki. Ola dorosła szybciej niż powinna – pomagała mi w domu, opiekowała się młodszym bratem. Michał zamknął się w swoim świecie komputerów i książek.
Aż dziś rano zadzwonił domofon.
– Dzień dobry… to ja… Marek – usłyszałam głos, którego nie słyszałam od lat. Zadrżały mi ręce.
– Czego chcesz? – spytałam przez domofon.
– Porozmawiać… Proszę…
Nie wiem, dlaczego nacisnęłam przycisk otwierający drzwi. Może z ciekawości? Może z litości? Może z potrzeby zamknięcia tej historii raz na zawsze?
Marek stał w progu z jedną walizką. Wyglądał starzej, miał siwe włosy na skroniach i zmęczone oczy. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu.
– Mogę wejść? – spytał cicho.
Nie odpowiedziałam. Odsunęłam się tylko na bok.
Wszedł do przedpokoju i rozejrzał się niepewnie. Jakby bał się dotknąć czegokolwiek, jakby ten dom był już nie jego.
– Dzieci są? – zapytał.
– Są. Ale nie wiem, czy chcą cię widzieć.
W tym momencie Ola wyszła z pokoju. Miała łzy w oczach.
– Po co wróciłeś? – rzuciła przez zaciśnięte zęby. – Myślisz, że po tylu latach wszystko będzie jak dawniej?
Marek spuścił głowę.
– Wiem, że was zawiodłem… Przepraszam…
Ola nie wytrzymała. Wybiegła z domu, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż zadrżały szyby.
Zostaliśmy sami w kuchni. Marek usiadł przy stole i schował twarz w dłoniach.
– Nie mam dokąd pójść – powiedział po chwili. – Tamto życie… tamta kobieta… wszystko się rozpadło. Straciłem pracę, mieszkanie… Przyszedłem tylko prosić o wybaczenie.
Patrzyłam na niego i czułam mieszaninę gniewu i litości. Przez dziesięć lat nauczyłam się żyć bez niego. Były dni, kiedy tęskniłam za jego obecnością, ale były też takie, kiedy czułam ulgę, że już nie muszę znosić jego humorów i wiecznych pretensji.
Wieczorem wróciła Ola. Nie spojrzała nawet na ojca.
– Nie chcę go tu widzieć – powiedziała do mnie szeptem. – On nas zostawił. Nie pamiętasz?
Pamiętałam aż za dobrze.
Michał wyszedł ze swojego pokoju dopiero następnego dnia rano. Stanął w drzwiach kuchni i spojrzał na ojca obojętnie.
– Cześć – powiedział tylko chłodno.
Marek próbował coś powiedzieć, ale Michał odwrócił się na pięcie i wyszedł z domu.
Przez kolejne dni Marek mieszkał u nas w pokoju gościnnym. Było niezręcznie. Rozmawialiśmy tylko o sprawach codziennych: zakupy, rachunki, pogoda. Ola unikała go jak ognia, Michał zamknął się jeszcze bardziej.
Pewnego wieczoru Marek przyszedł do mnie do kuchni.
– Aniu… wiem, że nie zasługuję na drugą szansę… Ale chciałem ci podziękować, że mnie przyjęłaś choć na chwilę…
Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam tam coś, czego nie widziałam nigdy wcześniej – prawdziwy żal i smutek.
– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć – powiedziałam szczerze. – Zbyt wiele razy płakałam przez ciebie. Zbyt wiele razy musiałam być silna dla dzieci…
Marek skinął głową ze zrozumieniem.
– Chciałem tylko zobaczyć was jeszcze raz…
Następnego dnia spakował walizkę i wyszedł bez słowa pożegnania.
Przez kilka dni w domu panowała dziwna cisza. Ola była zamyślona, Michał jeszcze bardziej zamknięty w sobie niż zwykle. Ja sama nie wiedziałam, co czuję: ulgę czy żal?
Kilka tygodni później dostałam list od Marka:
„Aniu,
Dziękuję ci za to, że pozwoliłaś mi wrócić choć na chwilę. Wiem, że nie zasługuję na waszą miłość ani wybaczenie. Chciałem tylko powiedzieć, że żałuję każdego dnia bez was. Jeśli kiedyś będziesz mogła mi wybaczyć – będę czekał.”
Czy można wybaczyć zdradę? Czy można zacząć wszystko od nowa po tylu latach bólu? Czy dzieci kiedykolwiek zaakceptują ojca?
Czasem patrzę na zdjęcia sprzed lat i zastanawiam się: czy gdyby wtedy został, bylibyśmy szczęśliwi? Czy lepiej żyć z nadzieją na pojednanie czy zamknąć drzwi raz na zawsze?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy można naprawdę wybaczyć komuś taką ranę?