Serio?! Jak to możliwe? Masz dopiero dwadzieścia jeden lat! Dlaczego wcześniej nic nie mówiłaś?!

– Serio?! Jak to możliwe? Masz dopiero dwadzieścia jeden lat! Dlaczego wcześniej nic nie mówiłaś?!

Głos Bartka rozdarł ciszę naszego małego mieszkania w Poznaniu. Stałam przy oknie, ściskając w dłoni kubek z zimną już herbatą. Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie, a ja nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się zatrzymał – tylko dźwięk tramwaju za oknem przypominał mi, że świat nie przestał istnieć.

– Bałam się, Bartek… – wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Bałam się, że przestaniesz mnie kochać. Że odejdziesz.

– A teraz? Na co liczysz teraz?! – jego głos był już bardziej rozżalony niż zły. Widziałam, jak zaciska pięści, jak walczy ze sobą, żeby nie wybuchnąć.

Nie odpowiedziałam. W mojej głowie kłębiły się wspomnienia – te dobre i te złe. Poznaliśmy się przypadkiem na osiedlowym festynie. Bartek pomagał przy stoisku z watą cukrową, a ja przyszłam z młodszą siostrą. Był taki ciepły, uśmiechnięty, trochę nieśmiały. Zapytał, czy chcę spróbować waty za darmo, a potem zaprosił na spacer po parku Cytadela.

Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Był inny niż wszyscy chłopcy z mojej wsi pod Kaliszem – miał marzenia, był ambitny, ale przede wszystkim był dobry. Po kilku miesiącach zaprosił mnie do swojego mieszkania – kawalerki po babci na Jeżycach. Tam pierwszy raz poczułam się bezpieczna.

Ale ja też miałam swoją tajemnicę. Tajemnicę, która bolała mnie każdego dnia.

– Musisz mi powiedzieć wszystko – Bartek podszedł bliżej, jego głos złagodniał. – Proszę cię, Zosia…

Zamknęłam oczy i zaczęłam mówić:

– Miałam siedemnaście lat, kiedy poznałam Tomka. Był starszy ode mnie o pięć lat, pracował w sklepie spożywczym u nas na wsi. Wszyscy mówili, że to nie jest chłopak dla mnie, ale ja byłam zakochana po uszy. Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży… uciekł. Zostawił mnie samą. Rodzice byli wściekli, kazali mi wyjechać do ciotki do Wrocławia. Tam urodziłam syna – Michała.

Bartek patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Ale… przecież…

– Po roku Tomek wrócił. Przepraszał, błagał o wybaczenie. Dałam mu drugą szansę. Zamieszkaliśmy razem u jego matki. Myślałam, że będzie dobrze… Ale kiedy byłam w drugiej ciąży, znalazł sobie inną. Odszedł na dobre. Zostałam sama z dwójką dzieci.

Bartek usiadł ciężko na krześle.

– Gdzie są teraz twoje dzieci?

– U mojej ciotki w Wrocławiu. Ona nie mogła mieć własnych dzieci, więc kiedy poprosiła, żebym zostawiła u niej Michała i Amelkę… zgodziłam się. Mówiła, że da im dom i miłość. Ja… ja chciałam zacząć wszystko od nowa.

Bartek milczał długo. W końcu podniósł wzrok.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś?

– Bałam się… Bałam się twojej reakcji. Bałam się tego, co powiedzą twoi rodzice…

I rzeczywiście – rodzina Bartka była bardzo tradycyjna. Jego matka, pani Irena, zawsze powtarzała: „Porządna dziewczyna to taka, która ma czyste konto”. Kiedy pierwszy raz pojechałam z Bartkiem do jego rodzinnego domu w Swarzędzu, czułam się jak na egzaminie maturalnym. Pani Irena patrzyła na mnie spod byka i zadawała pytania o wszystko: o szkołę, o rodzinę, o plany na przyszłość.

Bartek był moim wsparciem. To on przekonał rodziców do naszego ślubu – skromnego, tylko dla najbliższych. Marzyliśmy o podróży poślubnej do Zakopanego i o wspólnym życiu bez tajemnic.

A jednak…

– Czy ty mnie jeszcze kochasz? – zapytałam cicho.

Bartek spojrzał na mnie z bólem.

– Nie wiem… Nie wiem już nic…

Wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami.

Zostałam sama z własnymi myślami i poczuciem winy. Przez kolejne dni Bartek wracał późno z pracy albo wcale nie wracał na noc. Unikał rozmów, unikał mnie. Czułam się jak intruz we własnym domu.

W końcu zadzwoniła jego matka.

– Zosiu, musimy porozmawiać – powiedziała chłodno przez telefon.

Pojechałam do niej z duszą na ramieniu.

– Wiedziałam, że coś ukrywasz – zaczęła bez ogródek pani Irena. – Bartek jest za dobry dla ciebie. On zasługuje na szczerość i spokój.

– Kocham go – odpowiedziałam drżącym głosem.

– Miłość to za mało! – przerwała mi ostro. – Jak on ma wychowywać cudze dzieci? Jak ty możesz zostawić własne dzieci dla nowego życia?

Nie miałam odpowiedzi na jej pytania.

Wróciłam do mieszkania i zastałam Bartka siedzącego przy stole z głową opartą na dłoniach.

– Musimy coś postanowić – powiedział cicho.

– Chcę być z tobą… Ale nie mogę żyć w kłamstwie – odpowiedziałam szczerze.

Bartek spojrzał na mnie smutno.

– A co z twoimi dziećmi? Zamierzasz je kiedyś zabrać do siebie?

Zacisnęłam powieki.

– Nie wiem… Ciotka daje im wszystko to, czego ja nie mogę dać teraz…

Bartek pokręcił głową.

– Nie potrafię tego zaakceptować…

Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub łzami. Moja mama dzwoniła codziennie:

– Zosiu, wracaj do domu! Tu zawsze będziesz miała miejsce!

Ale ja nie chciałam wracać na wieś jako ta „ta od dzieci zostawionych u ciotki”. Wolałam walczyć o swoje nowe życie.

Pewnego dnia Bartek wrócił wcześniej niż zwykle.

– Byłem u twojej ciotki – powiedział bez emocji.

Zamarłam.

– Michał pytał o ciebie… Amelka też…

Łzy popłynęły mi po policzkach.

– Nie jestem dobrą matką…

Bartek podszedł i przytulił mnie mocno pierwszy raz od tygodni.

– Może powinniśmy zacząć od nowa? Razem? Z dziećmi?

Przez chwilę poczułam nadzieję.

Ale życie to nie bajka. Próbowaliśmy przez kilka miesięcy – jeździliśmy do Wrocławia co weekend, zabieraliśmy dzieci do zoo, do parku wodnego. Ale za każdym razem czułam się jak gość w ich życiu. Michał mówił do mnie „ciociu”, Amelka płakała przy rozstaniu z ciotką Anią.

Bartek coraz częściej zamykał się w sobie. W końcu powiedział:

– Nie dam rady tak żyć…

Rozwiedliśmy się po roku małżeństwa.

Dziś mieszkam sama w wynajmowanym pokoju na Wildzie. Pracuję jako kelnerka i co weekend jeżdżę do dzieci do Wrocławia. Ciotka Ania stała się dla nich prawdziwą mamą – ja jestem kimś pomiędzy: trochę matką, trochę obcą osobą.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy gdybym od początku była szczera z Bartkiem i jego rodziną, moje życie wyglądałoby inaczej? Czy można wybaczyć kłamstwo zrodzone ze strachu? Czy naprawdę zasługuję na drugą szansę?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?