Odkrycie pod wanną – historia, która zmieniła moje małżeństwo
Już od rana czułam, że coś wisi w powietrzu. Może to przez to, że po tygodniu choroby wreszcie mogłam wstać z łóżka, a może przez to, że w mieszkaniu panowała dziwna cisza, jakby wszyscy bali się oddychać za głośno. Przeciągnęłam się, czując jeszcze lekkie osłabienie, ale postanowiłam nie dać się złemu nastrojowi. Wstałam, narzuciłam szlafrok i ruszyłam do kuchni.
Mój mąż, Artur, siedział już przy stole z kawą i telefonem. Nawet nie podniósł wzroku, kiedy weszłam.
– Dzień dobry – rzuciłam, starając się zabrzmieć pogodnie.
– Mhm – mruknął tylko, stukając palcem w ekran.
Westchnęłam w duchu. Odkąd nasza córka wyjechała na studia do Warszawy, a syn zaczął pracę w Niemczech, coraz częściej czułam się w tym mieszkaniu jak powietrze. Artur zamknął się w sobie, a ja… ja próbowałam nie zwariować z samotności.
Tego dnia postanowiłam zrobić generalne porządki. Może to głupie, ale sprzątanie zawsze pomagało mi zebrać myśli. Włączyłam radio, założyłam gumowe rękawice i zabrałam się za łazienkę. Kiedy szorowałam wannę nowym środkiem o zapachu lawendy, poczułam nagły przypływ energii. Zajrzałam pod wannę – coś błysnęło w ciemności.
Wyciągnęłam ręką słoik po kawie. Był zakurzony, ale w środku coś było. Otworzyłam go i aż usiadłam z wrażenia – plik banknotów, starannie złożonych i owiniętych gumką recepturką.
Serce zaczęło mi walić. Skąd te pieniądze? Przecież nie trzymaliśmy żadnych oszczędności poza wspólnym kontem. Wybiegłam z łazienki i stanęłam przed Arturem.
– Artur, co to jest? – zapytałam, pokazując mu słoik.
Zamarł na moment. Widziałam, jak jego twarz blednie.
– Nie wiem… – zaczął niepewnie. – Może twoja mama coś zostawiła?
– Moja mama? Przecież ona tu nie bywa od miesięcy! – podniosłam głos. – To twoje?
– Daj spokój, Anka… – westchnął, odkładając telefon. – Nie wiem, skąd to się wzięło.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w milczeniu. W końcu usiadłam naprzeciwko niego i zaczęłam przeliczać pieniądze. Było tam prawie pięć tysięcy złotych.
– Skąd miałbyś tyle gotówki? – dopytywałam.
Artur spuścił wzrok.
– Może… może odkładałem trochę z premii – wymamrotał.
– Premii? Przecież wszystko zawsze wpłacaliśmy na wspólne konto! – poczułam narastającą złość. – Co jeszcze przede mną ukrywasz?
Wstał gwałtownie i wyszedł na balkon. Zostałam sama przy stole, ze słoikiem pełnym pieniędzy i tysiącem myśli w głowie. Czy przez te wszystkie lata naprawdę byliśmy dla siebie obcy?
Wieczorem zadzwoniła moja siostra, Iwona.
– Coś ty taka roztrzęsiona? – zapytała od razu.
Opowiedziałam jej o znalezisku.
– Anka, może on cię zdradza? Albo ma jakieś długi? Uważaj na niego…
Te słowa nie dawały mi spokoju przez całą noc. Artur wrócił późno z balkonu, czuć było od niego papierosy, choć obiecał rzucić po mojej ostatniej chorobie płuc.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.
– O czym tu gadać? Znalazłaś pieniądze, to sobie je weź – burknął i odwrócił się do ściany.
Nie spałam prawie całą noc. Nad ranem podjęłam decyzję – skoro nikt się nie przyznaje do tych pieniędzy, zrobię z nimi coś dla siebie. Od lat wszystko było dla innych: dzieci, dom, Artur… A ja? Kiedy ostatni raz pomyślałam o sobie?
Następnego dnia poszłam do jubilera i kupiłam sobie złoty łańcuszek z delikatnym serduszkiem oraz srebrne kolczyki. Po raz pierwszy od lat poczułam się piękna i ważna.
Kiedy wróciłam do domu i pokazałam Arturowi zakupy, spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– Wydałaś wszystko na biżuterię?
– Tak. Chciałam mieć coś tylko dla siebie.
Widziałam w jego oczach rozczarowanie i… żal? Może nawet poczucie winy?
Wieczorem zadzwoniła nasza córka, Julia.
– Mamo, tata do mnie pisał… Co się dzieje?
Nie chciałam jej martwić, ale czułam potrzebę wygadania się komuś bliskiemu.
– Znalazłam pieniądze pod wanną i tata nie chce powiedzieć skąd są. Kupiłam sobie za nie biżuterię.
Julia milczała przez chwilę.
– Może tata chciał ci zrobić niespodziankę? Albo odkładał na coś dla was?
Te słowa sprawiły, że poczułam ukłucie winy. Czy naprawdę byłam aż tak skupiona na sobie ostatnio?
Kilka dni później Artur wrócił wcześniej z pracy. Usiadł naprzeciwko mnie przy stole i długo milczał.
– Anka… Te pieniądze… Odkładałem je na wyjazd do sanatorium dla ciebie. Wiem, jak bardzo ci ciężko po tej chorobie. Chciałem ci zrobić niespodziankę na urodziny…
Zaniemówiłam. Poczułam łzy pod powiekami.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś?
– Chciałem być choć raz tym dobrym mężem… A wyszło jak zwykle.
Objęliśmy się bez słów. Przez chwilę czułam tylko jego ciepło i bicie serca. Może nie jesteśmy idealni, może czasem ranimy się przez niedopowiedzenia… Ale czy to nie jest właśnie życie?
Dziś patrzę na ten łańcuszek na szyi i myślę: czy szczerość zawsze jest najlepszym rozwiązaniem? A może czasem lepiej zostawić coś tylko dla siebie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?