„Kiedy musiałam wyjechać za chlebem, moja córka przestała mnie kochać” – historia matki, która straciła wszystko, by przetrwać
– Mamo, dlaczego mnie zostawiłaś? – jej głos drżał, a w oczach błyszczały łzy. Stałyśmy naprzeciwko siebie w kuchni, tej samej, w której kiedyś piekłyśmy razem szarlotkę. Teraz między nami była przepaść, której nie potrafiłam zasypać słowami.
Mam na imię Grażyna. Mam 55 lat. Moja córka, Ola, ma dziś 30. Ale to nie wiek jest tu ważny. Ważne jest to, co wydarzyło się osiemnaście lat temu i co do dziś nie daje mi spokoju.
Wszystko zaczęło się w małym mieszkaniu na warszawskim Bródnie. Mój mąż, Tomek, coraz częściej wracał do domu pijany. Najpierw były tylko piwa po pracy, potem coraz mocniejsze trunki i coraz dłuższe nieobecności. Kiedy Ola miała cztery lata, nie wytrzymałam. Spakowałam walizkę i wyprowadziłam się do mamy. Rozwód był bolesny, ale konieczny. Tomek nie płacił alimentów, nie interesował się córką. Zostałam sama z dzieckiem i długami.
Pracowałam jako kasjerka w osiedlowym sklepie spożywczym. Zarabiałam grosze. Często musiałam wybierać: zapłacić czynsz czy kupić Olce nowe buty na zimę? Zimą grzałyśmy się przy farelce, bo centralne ogrzewanie odcięli nam za zaległości. Mama pomagała jak mogła, ale sama ledwo wiązała koniec z końcem.
Pamiętam ten dzień jak dziś. Siedziałam przy kuchennym stole z głową w dłoniach, a Ola rysowała coś kredkami.
– Mamo, dlaczego płaczesz?
– Nic się nie stało, kochanie – skłamałam.
Ale wiedziałam, że muszę coś zrobić. Wtedy koleżanka powiedziała mi o pracy w Niemczech – sprzątanie domów za dużo lepsze pieniądze niż w Polsce. Przez tydzień biłam się z myślami. Jak mogę zostawić Olę? Ale jak mam ją utrzymać tutaj?
W końcu podjęłam decyzję. Ola miała wtedy 12 lat. Zostawiłam ją pod opieką mojej mamy. Obiecałam sobie i jej, że to tylko na rok – zarobię na spłatę długów i wrócę.
Pierwsze miesiące były piekłem. Tęskniłam za Olą każdej nocy. Dzwoniłam do niej codziennie, ale rozmowy były coraz krótsze.
– Wszystko dobrze – odpowiadała chłodno.
Czułam, że oddalamy się od siebie z każdym dniem.
Po roku wróciłam do Polski z oszczędnościami. Ale Ola była inna – zamknięta w sobie, milcząca. Nie chciała ze mną rozmawiać. W szkole zaczęły się problemy: wagary, złe oceny, potem pierwsze papierosy i alkohol.
– To twoja wina! – krzyczała kiedyś podczas kłótni. – Gdy cię potrzebowałam, ciebie nie było!
Próbowałam tłumaczyć:
– Olu, zrobiłam to dla nas! Chciałam ci zapewnić lepszą przyszłość…
– Nie obchodzi mnie to! Wolałabym mieszkać w biedzie, ale z tobą!
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego.
Przez kolejne lata próbowałam naprawić naszą relację. Chodziłyśmy razem do kina, gotowałyśmy obiady, jeździłyśmy na wakacje nad morze. Ale Ola była coraz bardziej zamknięta w sobie. Zaczęła spotykać się z chłopakiem starszym o kilka lat – nie podobało mi się to, ale nie miałam już na nią wpływu.
Kiedy miała 18 lat, wyprowadziła się do chłopaka. Przestała odbierać moje telefony.
Dziś ma 30 lat. Jest dorosłą kobietą, pracuje jako nauczycielka angielskiego w podstawówce na Pradze. Ma własne życie i… własne żale.
Spotykamy się rzadko – głównie na święta. Każde nasze spotkanie jest napięte jak struna.
– Mamo, nie rozumiesz… Ja wtedy czułam się porzucona! Myślałam, że już nigdy nie wrócisz! – powiedziała ostatnio podczas Wigilii.
– Olu… Przecież dzwoniłam do ciebie codziennie…
– To nie to samo! Potrzebowałam cię tu i teraz!
Czasem myślę: czy mogłam postąpić inaczej? Czy powinnam była zostać i żyć w biedzie? Czy wtedy Ola byłaby szczęśliwsza?
Wiem jedno: każda decyzja ma swoją cenę. Moja kosztowała mnie miłość własnej córki.
Patrzę na nią i widzę w jej oczach ból sprzed lat. I wiem, że choćbym nie wiem jak się starała, tej rany już nie zagoję.
Czy naprawdę można wybaczyć matce to, że chciała zapewnić dziecku lepszy los? Czy dzieci kiedykolwiek zrozumieją wybory swoich rodziców?