Wszystko Rozpoczęło się od Jednego Telefonu: Historia Marty, która Musiała Wybrać Między Rodziną a Sobą
Telefon zadzwonił dokładnie wtedy, gdy w końcu usiadłam z kubkiem herbaty po długim, wyczerpującym dniu. Była 21:37, a ja miałam nadzieję na chwilę spokoju. Zamiast tego usłyszałam głos mamy – drżący, niepewny, jakby zaraz miała się rozpłakać. „Marta, musisz przyjechać. Tata miał zawał. Jest w szpitalu.”
W jednej sekundzie świat przestał istnieć. Zostawiłam wszystko – niedopitą herbatę, rozgrzany laptop z niedokończonym projektem, nawet kota, który patrzył na mnie z wyrzutem. Wybiegłam z mieszkania na warszawskim Mokotowie, łapiąc pierwszy nocny autobus do rodzinnego Radomia. W głowie miałam tylko jedno: muszę być przy nich.
W szpitalu czekała na mnie mama – blada, z podkrążonymi oczami. „Nie wiem, co robić, Marta. Lekarze mówią, że będzie żył, ale nie wróci już do pracy. Wszystko spadnie na mnie… na nas.”
Poczułam ciężar odpowiedzialności, który przygniatał mnie od dzieciństwa. Zawsze byłam tą „rozsądną”, „zaradną”, „cichą podporą”. Mój młodszy brat, Paweł, od lat mieszkał za granicą i kontaktował się z nami tylko przez Facebooka. Mama spojrzała na mnie z nadzieją i lękiem jednocześnie.
– Marta… może mogłabyś wrócić do domu? Chociaż na jakiś czas? Pomóc mi z tatą…
Wiedziałam, że to nie jest prośba. To był rozkaz ukryty pod płaszczykiem troski. Przez chwilę milczałam.
– Mamo… mam pracę w Warszawie. Wiesz, jak długo na nią czekałam…
– Ale rodzina jest ważniejsza! – przerwała mi ostro. – Paweł nie przyjedzie, a ja sama nie dam rady.
Wróciłam do mieszkania po kilku dniach czuwania przy szpitalnym łóżku taty. W głowie miałam mętlik. Moja szefowa, pani Grażyna, już dawała mi do zrozumienia, że nie może wiecznie czekać na moją decyzję.
– Marta, rozumiem sytuację rodzinną, ale projekt dla klienta z Niemiec nie poczeka. Jeśli nie wrócisz do końca tygodnia… będę musiała znaleźć kogoś innego.
Z jednej strony – praca marzeń w agencji reklamowej; z drugiej – rodzina, która zawsze była dla mnie wszystkim. Zadzwoniłam do Pawła.
– Paweł, musisz wrócić choć na chwilę. Mama nie daje rady sama.
– Nie mogę teraz – odpowiedział chłodno. – Mam tu życie, Martuś. Ty jesteś bliżej.
Zacisnęłam pięści ze złości i bezsilności.
Wieczorem zadzwoniła mama.
– I co postanowiłaś?
– Mamo…
– Nie zostawiaj mnie samej! – jej głos załamał się. – Tata cię potrzebuje…
Zgodziłam się. Rzuciłam pracę w Warszawie i wróciłam do Radomia. Przez pierwsze tygodnie byłam jak automat: zakupy, gotowanie, rehabilitacja taty, pocieszanie mamy. Każdego dnia czułam się coraz bardziej przezroczysta.
Pewnego wieczoru Paweł zadzwonił z Holandii.
– Słuchaj, Marta… mama mówiła mi o wszystkim. Dzięki, że się poświęciłaś.
– Poświęciłam? – zapytałam gorzko. – A ty? Kiedy ostatni raz byłeś w domu?
– Nie zaczynaj…
– Wiesz co? Zawsze byłam tą odpowiedzialną. Ty zawsze miałeś wymówki!
Rozłączył się bez słowa.
Zaczęły się konflikty z mamą. Każda drobnostka była powodem do kłótni: źle ugotowana zupa, za późno podane leki tacie, nawet to, że wychodziłam na spacer z psem sąsiadki.
– Po co ci te spacery? Nie masz co robić w domu?
– Mamo, muszę czasem wyjść! Duszę się tu!
– Ja też się duszę! Ale nie uciekam!
Czułam się jak więzień we własnym domu. Każdego dnia coraz bardziej tęskniłam za swoim życiem w Warszawie: za przyjaciółmi, kawiarniami na Nowym Świecie, nawet za korkami na Puławskiej.
Pewnego dnia odwiedziła mnie moja dawna koleżanka ze szkoły – Kinga.
– Marta… wyglądasz okropnie. Co się dzieje?
Wybuchłam płaczem.
– Czuję się jak cień samej siebie! Wszystko oddałam rodzinie… a oni nawet tego nie widzą!
Kinga przytuliła mnie mocno.
– Musisz pomyśleć o sobie. Inaczej zwariujesz.
Wieczorem spróbowałam porozmawiać z mamą.
– Mamo… chcę wrócić do Warszawy. Chociaż spróbować znaleźć nową pracę…
Mama spojrzała na mnie tak, jakby zdradziła ją najbliższa osoba.
– Po tym wszystkim chcesz nas zostawić? Egoistka!
Tata milczał. Od czasu zawału był cieniem dawnego siebie – cichy, zamknięty w sobie.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była gęsta jak mgła nad Wisłą jesienią. Każdego ranka budziłam się z bólem brzucha i poczuciem winy.
W końcu zebrałam się na odwagę i wysłałam CV do kilku firm w Warszawie. Po tygodniu dostałam zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną.
Kiedy powiedziałam o tym mamie, wybuchła awantura.
– Jak możesz być taka samolubna?! Myślisz tylko o sobie! A ja? A tata?
– Mamo! Mam 32 lata! Też mam prawo do życia!
– To idź! Idź sobie! Ale nie licz na to, że jeszcze kiedyś cię potrzebuję!
Wyszłam z domu trzęsącymi się rękami i łzami w oczach. Po raz pierwszy od lat poczułam się wolna… i przerażona jednocześnie.
Rozmowa kwalifikacyjna poszła dobrze – dostałam pracę w nowej agencji reklamowej. Wynajęłam małe mieszkanie na Ochocie i zaczęłam układać życie od nowa.
Mama przez kilka miesięcy nie odbierała moich telefonów. Paweł napisał mi krótkiego maila: „Nie wiem, czy dobrze zrobiłaś… ale rozumiem.”
Tata odezwał się po pół roku:
– Marto… tęsknimy za tobą. Mama już trochę ochłonęła. Może przyjedziesz na święta?
Pojechałam. W domu było inaczej – mniej napięcia, więcej ciszy. Mama patrzyła na mnie z wyrzutem, ale już nie krzyczała.
Wieczorem usiedliśmy razem przy stole.
– Wiesz… może miałaś rację – powiedziała cicho mama. – Ale ja po prostu bałam się zostać sama.
Przytuliłyśmy się po raz pierwszy od lat naprawdę szczerze.
Dziś wiem jedno: czasem trzeba wybrać siebie, nawet jeśli boli to wszystkich wokół. Czy można być szczęśliwym bez poczucia winy? Czy egoizm to zawsze coś złego? Może czasem to jedyna droga do ocalenia siebie?