Mama sprzedała dom za moimi plecami. Zaufanie, które rozpadło się w jednej chwili

— Mamo, co to za ludzie na podjeździe? — zapytałam, patrząc przez okno kuchni na obcych rozmawiających z moją matką przed domem. Serce zabiło mi szybciej, bo w głosie mamy wyczułam napięcie.

— To… tylko agenci nieruchomości, Aniu — odpowiedziała cicho, odwracając wzrok. — Muszę ci coś powiedzieć.

W jednej chwili świat zawirował. Przez lata powtarzała mi, że dom w Ząbkach będzie kiedyś mój. Że to nasze miejsce, nasza przystań po śmierci taty. Nigdy nie spisywałyśmy testamentu, bo przecież byłam jej jedyną córką, a moja córeczka Zosia — jedyną wnuczką. Wszystko wydawało się oczywiste.

— Sprzedałaś dom? — głos mi się załamał. — Bez słowa?

Mama spuściła głowę. — Musiałam, Aniu. Nie rozumiesz… Długi po tacie, rachunki… Nie chciałam cię martwić.

Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Wspomnienia z dzieciństwa — zapach szarlotki, śmiech Zosi biegającej po ogrodzie, wieczory przy kominku — wszystko to nagle stało się nieosiągalne.

— Ale przecież obiecałaś… — szepnęłam. — To miał być nasz dom.

— Wiem, kochanie. Ale życie czasem zmusza do trudnych decyzji.

Nie mogłam uwierzyć. Przecież rozmawiałyśmy o tym tyle razy! Po śmierci taty mama była zagubiona, ale zawsze powtarzała: „Aniu, ten dom będzie twój. Chcę, żebyś tu była szczęśliwa z Zosią”.

Wyszłam na podwórko, łzy napływały mi do oczu. Agentka nieruchomości uśmiechnęła się uprzejmie, jakby nie widziała mojego bólu.

— Dzień dobry, pani Aniu. Mama mówiła, że dom już gotowy do sprzedaży. Nowi właściciele chcieliby się wprowadzić za miesiąc.

Za miesiąc? Miałam miesiąc na spakowanie całego życia?

Wieczorem siedziałam z Zosią w jej pokoju. Dziewczynka patrzyła na mnie wielkimi oczami.

— Mamusiu, dlaczego babcia płacze?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Jak wytłumaczyć siedmiolatce, że dom, w którym się wychowała, przestanie być jej domem?

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Mama unikała mojego wzroku. Ja chodziłam jak cień, próbując zrozumieć jej decyzję. Zaczęły wychodzić na jaw szczegóły: długi po tacie były większe niż myślałam, a mama od miesięcy brała pożyczki na spłatę rachunków.

— Dlaczego mi nie powiedziałaś? — zapytałam któregoś wieczoru.

— Bałam się twojej reakcji. Nie chciałam cię obciążać — odpowiedziała cicho.

— Ale przecież jesteśmy rodziną! Powinnaś mi ufać!

Mama rozpłakała się. Po raz pierwszy zobaczyłam ją taką bezradną.

— Chciałam cię ochronić… Ale chyba wszystko zepsułam.

Zaczęłyśmy rozmawiać coraz więcej. O jej lękach, o samotności po śmierci taty, o tym, jak bardzo czuła się przytłoczona odpowiedzialnością za dom i za mnie. Ale mimo tych rozmów czułam w sobie żal i gniew.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie ciotka Basia z Krakowa.

— Aniu, słyszałam o domu… Twoja mama nie powinna była tego robić bez twojej zgody.

— Wiem, ciociu. Ale co mam teraz zrobić? Nie mam gdzie iść z Zosią…

— Może przyjedziecie do mnie na jakiś czas? Przemyślisz wszystko na spokojnie.

Myśl o wyjeździe była kusząca, ale nie chciałam uciekać. Chciałam walczyć o swoje miejsce.

Zaczęłam szukać pomocy prawnej. Okazało się jednak, że skoro dom był wyłącznie własnością mamy i nie było testamentu ani darowizny za życia, nie mam żadnych praw do nieruchomości. Byłam bezsilna.

Zosia coraz częściej pytała:

— Mamusiu, gdzie teraz będziemy mieszkać?

Za każdym razem łamało mi to serce.

Ostatnie dni przed wyprowadzką były najtrudniejsze. Pakowałyśmy kartony w milczeniu. Mama próbowała mnie przytulić, ale odsunęłam się od niej.

— Przepraszam cię, Aniu — wyszeptała. — Wiem, że cię zawiodłam.

Nie odpowiedziałam. Nie potrafiłam jeszcze wybaczyć.

Przeprowadzka do wynajmowanego mieszkania była jak zimny prysznic. Brak ogrodu, ciasnota, hałas ulicy — wszystko przypominało mi o tym, co straciłyśmy.

Z czasem jednak zaczęłyśmy z Zosią układać sobie nowe życie. Mama odwiedzała nas regularnie, przynosząc ulubione ciasto Zosi i próbując naprawić nasze relacje.

Pewnego dnia zapytała:

— Może kiedyś mi wybaczysz?

Spojrzałam na nią długo.

— Chciałabym… Ale to nie jest takie proste.

Dziś wiem jedno: zaufanie można stracić w jednej chwili i odbudowywać latami. Czy można wybaczyć matce taką zdradę? Czy dom to tylko mury i dach nad głową — czy może coś więcej?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy potrafilibyście wybaczyć?