„Nie pozwól, by inni decydowali o twojej wartości” – historia Magdy z Wrocławia
– Magda, ile razy mam ci powtarzać? Nie nadajesz się na studia medyczne! – głos ojca odbijał się echem od ścian naszego mieszkania na Biskupinie. Siedziałam przy kuchennym stole, wpatrzona w swoje dłonie, które drżały z bezsilności. Mama stała przy zlewie, udając, że zmywa naczynia, ale widziałam, jak jej ramiona napinają się przy każdym słowie taty.
– Może daj jej spokój, Andrzej – powiedziała cicho, ale ojciec tylko machnął ręką.
– Niech się nauczy życia! Świat nie jest dla słabych.
Wtedy po raz pierwszy poczułam, jak bardzo jestem sama. Miałam siedemnaście lat i całe życie słyszałam, że jestem „za cicha”, „za wrażliwa”, „nie taka”. W szkole byłam tą dziewczyną z wiecznie spuszczoną głową, która zawsze wie wszystko na sprawdzianie, ale nigdy nie zgłasza się do odpowiedzi. Nauczyciele mówili: „Magda jest zdolna, ale niepewna siebie”.
W domu było jeszcze gorzej. Ojciec – lekarz z ambicjami – chciał mieć córkę idealną. Moja starsza siostra, Kasia, była jego dumą: przebojowa, piękna, zawsze w centrum uwagi. Ja byłam tą drugą. Często słyszałam: „Czemu nie możesz być jak Kasia?”
Pamiętam pewien wieczór, kiedy wróciłam do domu po olimpiadzie biologicznej. Zajęłam trzecie miejsce w województwie. Z dumą pokazałam dyplom ojcu.
– Trzecie? – skrzywił się. – To znaczy, że były dwie lepsze od ciebie.
Wtedy coś we mnie pękło. Przez kolejne miesiące zamykałam się w swoim pokoju, słuchałam muzyki i pisałam pamiętnik. Zaczęłam mieć problemy ze snem. Czułam się niewidzialna.
Kasia tymczasem szykowała się do ślubu z Michałem – prawnikiem z dobrej rodziny. W domu trwały przygotowania, wszyscy byli podekscytowani. Ja miałam być druhną. Mama kupiła mi sukienkę w kolorze pudrowego różu, choć nienawidziłam różu.
– Wyglądasz ślicznie – powiedziała mama, poprawiając mi włosy przed lustrem.
– Nie chcę tak wyglądać – wyszeptałam.
– Magda, nie rób sceny. To ważny dzień dla Kasi.
Na weselu czułam się jak cień. Michał uśmiechał się do mnie uprzejmie, ale widziałam w jego oczach litość. Wszyscy pytali: „A ty, Magda? Masz już chłopaka?”
Nie miałam. Bałam się ludzi. Bałam się siebie.
Po maturze dostałam się na medycynę we Wrocławiu – wbrew ojcu i wszystkim jego wątpliwościom. Przez pierwszy rok mieszkałam w akademiku. Tam poznałam Olę – dziewczynę z Gdańska, która miała w sobie tyle energii i odwagi, że aż mnie onieśmielała.
– Ty ciągle siedzisz sama! Chodź na imprezę! – namawiała mnie pewnego wieczoru.
– Nie umiem tańczyć…
– A kto powiedział, że musisz umieć? Po prostu bądź sobą!
To było dla mnie odkrycie: mogę być sobą i to wystarczy? Próbowałam. Zaczęłam mówić głośniej na zajęciach. Zgłaszałam się do odpowiedzi. Czasem nawet żartowałam z wykładowcami.
Ale kiedy wracałam do domu na święta, wszystko wracało. Ojciec pytał o oceny, porównywał mnie do Kasi (która właśnie urodziła dziecko i była „najlepszą matką na świecie”). Mama patrzyła na mnie z troską, ale nigdy nie stanęła po mojej stronie.
Pewnego dnia wybuchłam:
– Czemu nigdy nie jesteście ze mnie dumni? Czemu zawsze jestem gorsza?
Ojciec spojrzał na mnie zaskoczony.
– Magda… My chcemy dla ciebie dobrze.
– Ale ja chcę być sobą! Nie Kasią!
Wybiegłam z domu i przez godzinę chodziłam po parku Szczytnickim. Płakałam jak dziecko. Wtedy zadzwoniła Ola.
– Co się stało?
Opowiedziałam jej wszystko. O ojcu, o Kasi, o tym, jak bardzo czuję się niewidzialna.
– Magda – powiedziała cicho – nikt nie może sprawić, że poczujesz się gorsza… jeśli sama na to nie pozwolisz.
Te słowa zostały ze mną na długo. Zaczęłam chodzić na terapię. Uczyłam się mówić „nie”. Uczyłam się stawiać granice. Z czasem zaczęłam wierzyć w siebie.
Na trzecim roku studiów poznałam Pawła – chłopaka z Legnicy, który był zupełnie inny niż wszyscy mężczyźni w moim życiu. Słuchał mnie uważnie. Pytał o moje marzenia. Kiedy powiedziałam mu o swoich lękach, nie wyśmiał mnie.
– Każdy ma prawo być sobą – powiedział tylko i przytulił mnie mocno.
Z Pawłem zamieszkaliśmy razem po roku znajomości. Ojciec był przeciwny („Za wcześnie! Najpierw skończ studia!”), ale tym razem nie posłuchałam go.
Z czasem relacje z rodzicami zaczęły się zmieniać. Mama coraz częściej dzwoniła do mnie po radę („Magda, jak radzić sobie ze stresem?”), a ojciec… Cóż, nigdy nie powiedział mi wprost „przepraszam”, ale kiedy obroniłam pracę magisterską z wyróżnieniem, przyszedł na uroczystość i uścisnął mi dłoń.
Dziś mam trzydzieści lat i pracuję jako lekarka w jednym z wrocławskich szpitali. Nadal mam chwile zwątpienia. Czasem słyszę w głowie głos ojca: „Nie jesteś wystarczająco dobra”. Ale wtedy przypominam sobie słowa Oli: „Nikt nie może sprawić, że poczujesz się gorsza… jeśli sama na to nie pozwolisz.”
Czy naprawdę musimy całe życie walczyć o prawo do bycia sobą? Czy można nauczyć się kochać siebie mimo wszystko? Może ktoś z was zna odpowiedź…