„Dzwonisz tylko, kiedy potrzebujesz opiekunki” – historia matki, która czuła się coraz bardziej obca własnemu synowi
– Mamo, mogłabyś wziąć Zosię na sobotę? – głos Jakuba brzmiał jakby dzwonił do firmy kurierskiej, nie do własnej matki.
Zamknęłam oczy. W kuchni pachniało jeszcze kawą, którą przed chwilą piłam sama. Ostatnio wszystko robiłam sama. Odkąd Magda i Kuba się rozstali, a on zamieszkał w tej nowej kawalerce na Pradze, widywałam go rzadziej niż sąsiadkę spod piątki.
– A jak się czujesz? – zapytałam, próbując nadać rozmowie choć odrobinę czułości.
– Dobrze, mamo. Ale naprawdę nie mam czasu rozmawiać. Magda ma dyżur w szpitalu, ja muszę skończyć projekt do pracy. Zosia bardzo się ucieszy, jak ją odwiedzisz.
Zosia. Moja wnuczka. Najjaśniejsze światło w tym coraz ciemniejszym tunelu. Ale czy naprawdę chodziło o nią? Czy może byłam już tylko wygodną opcją na czas kryzysu?
– Kuba, czy ty dzwonisz do mnie tylko wtedy, kiedy potrzebujesz opiekunki? – wypaliłam, zanim zdążyłam się powstrzymać.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Słyszałam jego oddech, szybki i płytki.
– Mamo, nie zaczynaj…
– Wiesz co? Może i nie powinnam zaczynać. Ale kiedy ostatni raz zadzwoniłeś tak po prostu? Bez sprawy do załatwienia?
– Teraz nie mam czasu na takie rozmowy – rzucił i rozłączył się.
Patrzyłam na telefon z niedowierzaniem. W głowie dudniło mi jedno pytanie: kiedy moje dziecko stało się dla mnie kimś obcym?
Wieczorem zadzwoniła Magda. Jej głos był ciepły, trochę zmęczony.
– Pani Ariano, wiem, że Kuba prosił o pomoc z Zosią. Bardzo przepraszam, że tak to wygląda…
– Magdo, nie musisz przepraszać. To nie twoja wina – odpowiedziałam szczerze.
– Chciałam tylko powiedzieć… Zosia bardzo panią kocha. I ja też jestem wdzięczna za wszystko.
Zawahałam się. Chciałam zapytać o Kubę, o to, jak sobie radzi. Ale wiedziałam, że Magda nie powie mi nic więcej niż on sam.
W sobotę przyszła Zosia. Miała na sobie różową sukienkę i warkoczyki. Przytuliła mnie mocno.
– Babciu! Zrobimy naleśniki?
Uśmiechnęłam się przez łzy.
– Oczywiście, kochanie.
Przez cały dzień śmiała się i opowiadała o szkole. O tym, jak pani od matematyki jest „strasznie nudna”, a koleżanka z ławki „ciągle gada”. Słuchałam jej z zachwytem i smutkiem jednocześnie. Bo wiedziałam, że za kilka godzin znów zostanę sama.
Wieczorem Kuba przyszedł po Zosię. Stał w progu, jakby bał się wejść do środka.
– Dzięki, mamo – rzucił krótko.
– Kuba…
Spojrzał na mnie niepewnie.
– Czy ty naprawdę nie masz dla mnie już czasu? Nawet na herbatę?
Westchnął ciężko.
– Mamo, ja… Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Wszystko się posypało. Praca, dom… Magda ma swoje życie, ja swoje…
– A ja? – przerwałam mu. – Ja też mam swoje życie. I wiesz co? Czasem czuję się tak samotna, że aż boli.
Milczał długo. W końcu podszedł i przytulił mnie mocno. Poczułam jego ramiona – silne i bezradne zarazem.
– Przepraszam – wyszeptał. – Nie chciałem cię zranić.
Zosia patrzyła na nas wielkimi oczami.
– Tato, babcia jest smutna?
Kuba uśmiechnął się blado.
– Babcia czasem tęskni za nami – powiedział cicho.
Po ich wyjściu długo siedziałam przy stole. Przeglądałam stare zdjęcia: Kuba jako mały chłopiec z rozbitym kolanem; Magda w białej sukni ślubnej; Zosia jako niemowlę w moich ramionach. Wszystko wydawało się takie odległe.
Następnego dnia zadzwoniła Magda.
– Pani Ariano… chciałam zapytać… Może spotkamy się we trójkę? Ja, Kuba i pani? Zosia bardzo by chciała zobaczyć nas wszystkich razem.
Zgodziłam się bez wahania. Może to był początek czegoś nowego? Może jeszcze nie wszystko stracone?
Wieczorem napisałam do Kuby wiadomość: „Synku, jestem tu zawsze – nie tylko jako opiekunka dla Zosi.”
Nie odpisał od razu. Ale po godzinie dostałam krótkie: „Wiem, mamo. Przepraszam.”
Czasem myślę: czy można odbudować więź, która zaczęła pękać przez lata niedomówień i samotności? Czy naprawdę jestem tylko „babcią na telefon”? A może jeszcze potrafię być dla nich kimś więcej?