Czy można kochać i jednocześnie zdradzać siebie? Historia Marii, która musiała wybrać między miłością a własną godnością

– Maria, musimy poważnie porozmawiać – powiedział Ivan, patrząc na mnie z tym swoim nieodgadnionym wyrazem twarzy. Siedziałam przy stole w naszej kuchni, jeszcze z kubkiem niedopitej kawy, gdy on wszedł, zamykając za sobą drzwi zbyt cicho, jakby bał się, że obudzę się ze snu, który już dawno przestał być spokojny.

– O co chodzi? – zapytałam, czując, jak serce zaczyna mi bić szybciej. Ostatnio Ivan był coraz bardziej zamyślony, a ja czułam, że coś wisi w powietrzu. Wiedziałam o jego synu z poprzedniego związku, o tej całej historii z Magdą – jego byłą partnerką. Ale nigdy nie sądziłam, że przeszłość tak brutalnie wedrze się w nasze życie.

– Chodzi o alimenty – zaczął powoli. – Magda straciła pracę. Nie radzi sobie. A ja… Ja nie chcę płacić więcej alimentów. Wiesz, jak jest drogo. Może… Może mogłaby się na jakiś czas wprowadzić do nas? Wtedy nie musiałbym płacić jej tyle pieniędzy. Mógłbym pomóc jej tutaj, a ty… Ty jesteś taka wyrozumiała.

Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Czy on naprawdę to powiedział? Czy naprawdę oczekuje ode mnie, żebym przyjęła pod swój dach jego byłą partnerkę tylko po to, żeby on nie musiał płacić alimentów?

– Ivan, czy ty siebie słyszysz? – zapytałam cicho, ale w moim głosie drżała złość i niedowierzanie.

– Maria, to tylko na jakiś czas. Magda nie ma gdzie się podziać. A ja… Ja nie chcę być wyzyskiwany. Przecież to też twoje pieniądze – próbował tłumaczyć się coraz bardziej nerwowo.

Wstałam gwałtownie od stołu. – To są twoje zobowiązania! To twoje dziecko! Myślisz, że jeśli przyjmę Magdę pod nasz dach, to wszystko się rozwiąże? Że będziemy jedną wielką szczęśliwą rodziną?

Ivan spuścił wzrok. – Po prostu nie wiem już, co robić. Ty zawsze wszystko ogarniasz…

W tamtej chwili poczułam się zdradzona na najgłębszym poziomie. Nie przez inną kobietę – przez własnego męża, który uznał moją empatię za narzędzie do własnych celów. Przez kolejne dni chodziłam jak struta. W pracy nie mogłam się skupić, w domu unikałam Ivana. Wieczorami leżałam w łóżku i zastanawiałam się, kiedy nasze życie stało się tak skomplikowane.

Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz spotkałam Magdę. Była wtedy pewna siebie, uśmiechnięta – zupełnie inna niż teraz. Ostatnio widziałam ją na szkolnym przedstawieniu syna Ivana. Wyglądała na zmęczoną i przygaszoną. Przez chwilę zrobiło mi się jej żal. Ale czy to wystarczy, bym poświęciła własny spokój?

Wieczorem Ivan znów zaczął temat:

– Maria, proszę cię… To tylko kilka miesięcy. Pomoglibyśmy jej stanąć na nogi. A potem wróci do siebie.

– A jeśli nie wróci? Jeśli zostanie tu na zawsze? – zapytałam gorzko.

– Przecież jesteśmy rodziną…

– Nie! My jesteśmy rodziną! Ty, ja i nasze dzieci! Magda jest twoją przeszłością! – krzyknęłam i poczułam łzy napływające do oczu.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja mama.

– Mario, słyszałam od ciotki Zosi, że masz jakieś kłopoty z Ivanem…

Nie chciałam rozmawiać o tym przez telefon, ale mama zawsze miała nosa do takich spraw. W końcu wybuchłam:

– On chce sprowadzić swoją byłą do naszego domu! Żeby nie płacić alimentów!

Mama milczała przez chwilę.

– Dziecko… Musisz postawić granice. Jeśli raz pozwolisz mu je przekroczyć, już nigdy ich nie odzyskasz.

Te słowa dźwięczały mi w głowie przez całą noc.

Kilka dni później Magda sama zadzwoniła do mnie.

– Mario… Wiem, że Ivan cię prosił… Nie chcę być ciężarem. Ale naprawdę nie mam gdzie się podziać…

W jej głosie słyszałam rozpacz i bezradność. Było mi jej żal – ale jeszcze bardziej żal było mi samej siebie.

Wieczorem usiedliśmy z Ivanem przy stole.

– Ivanie – zaczęłam spokojnie – rozumiem twoją sytuację i współczuję Magdzie. Ale nie zgodzę się na to. To nie jest rozwiązanie dla naszej rodziny. Jeśli chcesz jej pomóc – znajdź inne wyjście. Możesz pomóc jej znaleźć pracę albo mieszkanie, ale nie kosztem naszego małżeństwa.

Ivan patrzył na mnie długo w milczeniu.

– Myślałem, że mnie zrozumiesz…

– Rozumiem cię aż za dobrze – odpowiedziałam cicho.

Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była napięta jak struna. Ivan był zamknięty w sobie, unikał rozmów. Ja czułam się winna i jednocześnie wściekła – na niego, na Magdę, na cały świat.

W końcu Ivan wyprowadził się na kilka dni do swojego brata. Zostawił mi kartkę: „Muszę to przemyśleć.”

Siedziałam sama w kuchni i patrzyłam na zdjęcia naszych dzieci na lodówce. Zastanawiałam się: czy naprawdę można kochać kogoś tak bardzo i jednocześnie czuć się przez niego zdradzonym? Czy kompromis zawsze oznacza rezygnację z siebie?

Może czasem trzeba postawić granicę – nawet jeśli oznacza to samotność? Czy wy też mieliście kiedyś poczucie, że wasza dobroć została wykorzystana? Jak daleko można się posunąć dla ratowania rodziny?