Między dwoma światami: Historia Magdy, która nie chciała wybierać między miłością a lojalnością
– Magda, ile razy mam ci powtarzać? Nie chcę, żebyś rozmawiała z nią! – głos Pawła, mojego męża, odbijał się echem w kuchni. Stałam przy zlewie, ścierając łzy razem z resztkami kawy z blatu.
– To nie jest takie proste – wyszeptałam, choć wiedziałam, że on tego nie zrozumie. – Ona była dla mnie jak matka, kiedy moja własna… – urwałam, bo nie chciałam wracać do tych wspomnień.
Paweł westchnął ciężko i odwrócił się do okna. – To już nie jest twoja rodzina. Jesteś moją żoną. Chcę, żebyś to w końcu zrozumiała.
Wtedy poczułam, jakby ktoś ścisnął mnie za gardło. Przypomniały mi się wszystkie te wieczory, kiedy po rozwodzie z Tomkiem siedziałam u jego mamy, pani Haliny, i płakałam w jej ramiona. Moja własna matka wyjechała do Niemiec, gdy miałam piętnaście lat. Zostawiła mnie z ojcem alkoholikiem i młodszym bratem. To Halina nauczyła mnie gotować rosół i pokazała, jak wyplatać wianki na świętojańską noc. Była przy mnie, gdy rodziłam Zosię i gdy Tomek odszedł do tej swojej nowej kobiety.
Zosia miała wtedy półtora roku. Pamiętam, jak trzymałam ją na rękach w sądzie i czułam się jak najgorsza matka świata. Ale wiedziałam, że nie mogę zostać z Tomkiem tylko dlatego, że mamy dziecko. On już wtedy był gdzie indziej – ciałem i myślami.
Po rozwodzie długo byłam sama. Pracowałam w sklepie spożywczym na osiedlu, wieczorami dorabiałam korepetycjami z matematyki. Halina pomagała mi odbierać Zosię z przedszkola, gotowała obiady na dwa dni i zawsze miała dla mnie ciepłe słowo. To ona mówiła: „Magda, ty jesteś silniejsza niż myślisz”.
Kiedy poznałam Pawła, wydawało mi się, że los wreszcie się do mnie uśmiechnął. Był inny niż Tomek – spokojny, opanowany, miał dobrą pracę w urzędzie miasta. Zakochałam się w nim powoli, ostrożnie. Po roku zamieszkaliśmy razem. Paweł od początku był zazdrosny o moją przeszłość, ale myślałam, że to minie.
Nie minęło.
– Ona cię tylko wykorzystuje – mówił Paweł za każdym razem, gdy wracałam od Haliny. – Chce mieć kontakt z wnuczką? Niech dzwoni do Tomka.
Ale Tomek nie dzwonił. Od kiedy wyjechał do Warszawy ze swoją nową rodziną, Zosia widywała go raz na dwa miesiące. Halina była jedyną osobą z tamtej strony rodziny, która naprawdę się o nas troszczyła.
Pewnego dnia Paweł znalazł w moim telefonie wiadomość od Haliny: „Przyjdźcie jutro na pierogi! Zosia uwielbia moje ruskie”. Wybuchł wtedy jak nigdy wcześniej.
– Ty chyba sobie żartujesz! – krzyczał. – To jest chore! Masz nową rodzinę! Po co ci tamta baba?
Zosia stała wtedy w drzwiach swojego pokoju i patrzyła na nas wielkimi oczami. Miała osiem lat i była już wystarczająco duża, żeby rozumieć kłótnie dorosłych.
– Mamo… – szepnęła cicho. – Czy ja już nie mogę jeść pierogów u babci Haliny?
Serce mi pękło.
Wieczorem usiadłam na łóżku obok Pawła. – Posłuchaj – zaczęłam spokojnie – ja nie chcę wybierać między tobą a Haliną. Ona jest dla mnie ważna. Dla Zosi też.
– To wybierz – odpowiedział zimno.
Przez kolejne dni chodziłam jak cień. W pracy robiłam błędy przy kasie, szefowa patrzyła na mnie krzywo. W domu unosiła się atmosfera napięcia; nawet Zosia przestała śpiewać pod nosem swoje ulubione piosenki.
W końcu zadzwoniłam do Haliny.
– Magda, dziecko… – usłyszałam jej ciepły głos. – Co się dzieje?
Opowiedziałam jej wszystko. O Pawle, o jego zazdrości, o tym, że czuję się rozdarta na pół.
– Kochana – powiedziała cicho – ja nie chcę być powodem twojego nieszczęścia. Jeśli musisz zerwać kontakt… zrozumiem.
Ale ja nie chciałam tego robić.
W weekend Paweł zabrał mnie na spacer po parku. Myślałam, że chce porozmawiać spokojnie.
– Magda – zaczął – ja po prostu nie rozumiem, po co ci ona? Przecież masz mnie i Zosię.
– Ale ona jest częścią naszego życia! – wybuchłam w końcu. – Pomagała mi wtedy, kiedy nikt inny nie chciał! Dla Zosi to babcia!
Paweł milczał długo.
– A jeśli ja powiem: albo ona, albo ja?
Zatrzymałam się i spojrzałam mu prosto w oczy.
– Nie możesz mi tego zrobić – powiedziałam cicho.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Paweł zamknął się w sobie; ja coraz częściej wychodziłam z Zosią do Haliny pod pretekstem zakupów czy korepetycji.
W końcu przyszły święta Bożego Narodzenia. Paweł zaprosił swoją rodzinę: matkę Jadwigę i siostrę Anię z mężem i dziećmi. Jadwiga zawsze patrzyła na mnie z góry; uważała mnie za „rozwódkę z dzieckiem”, która tylko czeka na okazję, żeby złapać porządnego faceta.
Podczas kolacji Jadwiga zapytała:
– A co u tej twojej byłej teściowej? Nadal ją odwiedzasz?
Poczułam na sobie wzrok Pawła.
– Tak – odpowiedziałam spokojnie. – Dla Zosi to ważne.
Jadwiga prychnęła pogardliwie:
– Ja bym nie pozwoliła swojemu mężowi na takie rzeczy…
Zosia zaczęła płakać przy stole.
Po świętach Paweł spakował walizkę i wyprowadził się do matki „na przemyślenie sprawy”.
Zostałyśmy z Zosią same. Przez kilka dni nie mogłam spać; chodziłam po mieszkaniu i zadawałam sobie pytanie: czy naprawdę zrobiłam coś złego? Czy lojalność wobec osoby, która była dla mnie jak matka, jest grzechem?
Halina przyszła któregoś dnia z ciastem drożdżowym i usiadłyśmy razem przy kuchennym stole.
– Magda – powiedziała cicho – życie to ciągłe wybory. Ale czasem trzeba być wiernym sobie.
Zosia przytuliła się do mnie mocno.
Dziś Paweł dzwoni coraz rzadziej. Nie wiem jeszcze, co będzie dalej. Ale wiem jedno: nie chcę już nigdy wybierać między tymi, których kocham.
Czy naprawdę musimy rezygnować z przeszłości tylko dlatego, że budujemy nową przyszłość? Czy lojalność wobec tych, którzy byli przy nas w najtrudniejszych chwilach, to coś złego? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?