Pięć lat temu pożyczyliśmy teściom dużą sumę. „Darujmy im ten dług” – mówi mój mąż. Ale moja mama uważa, że powinniśmy im przypomnieć…
– Znowu o tym rozmawiamy? – zapytał Michał, patrząc na mnie z rezygnacją, kiedy wieczorem usiedliśmy w kuchni. Wokół nas leżały nieumyte kubki po herbacie, a dzieci już spały. – Przecież to tylko pieniądze, Aniu.
Poczułam, jak ściska mnie w żołądku. „Tylko pieniądze” – powtarzałam w myślach. Ale przecież to były nasze pieniądze. Moje oszczędności z urlopu macierzyńskiego, nasze wspólne plany na większe mieszkanie, na lepszy start dla dzieci. Pięć lat temu, kiedy teściowie zadzwonili z prośbą o pomoc, nie miałam serca odmówić.
– Michał, to nie jest takie proste – powiedziałam cicho. – Mama znowu pytała, czy już oddali. Wiesz, jak ona potrafi być uparta.
Michał westchnął i odwrócił wzrok. – Twoja mama nigdy nie zrozumie, że rodzina to nie bank. Moi rodzice mieli wtedy naprawdę ciężką sytuację.
Przypomniałam sobie tamten dzień. Siedzieliśmy z Ewą i Zbigniewem w ich salonie w Otwocku. Ewa płakała, a Zbigniew nerwowo obracał klucze w dłoni.
– Aniu, Michał… My wiemy, że to dużo prosić… Ale dach przecieka, a dom w górach to nasza jedyna odskocznia…
Nie umiałam odmówić. Widziałam w oczach Michała tę samą bezradność, którą czułam ja. Przelaliśmy im wtedy 40 tysięcy złotych. Obiecali oddać w ciągu dwóch lat.
Czas mijał. Najpierw były święta, potem urodziny dzieci, potem pandemia. Temat długu ucichł. Teściowie nigdy nie wspomnieli o spłacie.
Moja mama, Barbara, była innego zdania:
– Aniu, nie możesz być taka miękka! To są duże pieniądze! Oni nawet nie zapytali, czy wam nie brakuje! – mówiła przez telefon z tą swoją stanowczością.
– Mamo, przecież to rodzina…
– Rodzina rodziną, ale szacunek do pieniędzy trzeba mieć! – upierała się.
Zaczęłam się zastanawiać: czy rzeczywiście jestem naiwna? Czy powinnam była przypomnieć teściom o długu? Czy może powinnam posłuchać Michała i po prostu odpuścić?
W pracy byłam rozkojarzona. Koleżanka z biura, Kasia, zauważyła moje zamyślenie.
– Coś się stało?
Opowiedziałam jej wszystko. Kasia pokiwała głową:
– U mnie było podobnie. Pożyczyliśmy szwagrowi na samochód i do dziś ani grosza nie wróciło… Ale wiesz co? Najgorsze jest to poczucie niesprawiedliwości. Że ktoś korzysta z twojej dobroci i nawet nie podziękuje.
Wieczorem znów wróciłam do rozmowy z Michałem.
– Może chociaż zapytamy ich delikatnie? – zaproponowałam.
Michał pokręcił głową:
– Nie chcę psuć relacji z rodzicami. Wiesz, jak mama potrafi się obrazić…
Zacisnęłam pięści pod stołem. Zawsze to ja musiałam być tą „złą”, która upomina się o pieniądze. A przecież to nie była drobna suma!
W końcu zebrałam się na odwagę i podczas niedzielnego obiadu u teściów rzuciłam mimochodem:
– Ostatnio rozmawialiśmy z Michałem o naszych finansach… Wiecie, dzieci rosną, wydatków coraz więcej…
Ewa spojrzała na mnie z lekkim niepokojem:
– Oj Aniu, wiem coś o tym…
Zbigniew dodał:
– Ale wy sobie świetnie radzicie! Michał ma dobrą pracę, ty też wróciłaś do biura…
Poczułam się tak, jakby ktoś mnie spoliczkował. Ani słowa o długu. Ani słowa wdzięczności.
Wieczorem zadzwoniłam do mamy.
– Mamo, chyba masz rację… Oni nawet nie pamiętają o tych pieniądzach.
– No widzisz! A ty zawsze chcesz być miła! – triumfowała Barbara.
Ale czy naprawdę chciałam być tą osobą, która wywoła rodzinny konflikt? Czy warto było dla pieniędzy burzyć spokój?
Michał przez kilka dni był oschły. W końcu powiedział:
– Aniu, jeśli chcesz się upominać – rób to sama. Ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego.
Poczułam się samotna jak nigdy dotąd. Z jednej strony presja mamy, z drugiej – obojętność męża i brak wdzięczności ze strony teściów.
Zaczęłam się zastanawiać: czy to ja jestem problemem? Czy może w polskich rodzinach tak już jest – że pieniądze zawsze dzielą ludzi?
Kilka dni później Ewa zadzwoniła do mnie niespodziewanie:
– Aniu… Chciałam ci podziękować za wszystko, co dla nas robicie. Wiem, że ostatnio jest wam ciężko…
Zaniemówiłam na chwilę.
– Ewa… My po prostu chcielibyśmy wiedzieć, czy planujecie nam oddać te pieniądze…
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Aniu… My naprawdę chcieliśmy oddać… Ale Zbyszek stracił pracę w pandemii… Potem pojawiły się inne wydatki… Przepraszam cię…
Poczułam ulgę i żal jednocześnie. Ulgę, bo wreszcie padły jakieś słowa prawdy. Żal – bo wiedziałam już, że tych pieniędzy raczej nie zobaczymy.
Wieczorem usiadłam z Michałem na kanapie.
– I co teraz? – zapytałam cicho.
Michał objął mnie ramieniem.
– Teraz żyjemy dalej. Może kiedyś los się odwróci i to my będziemy potrzebować pomocy?
Patrzyłam w okno na ciemne ulice Warszawy i myślałam: czy naprawdę warto było tyle lat nosić w sobie ten żal? Czy rodzina i pieniądze mogą iść w parze bez łez i żalu?