Mój brat nie odzywał się do mnie przez lata. Teraz chce się do mnie wprowadzić. Co mam zrobić?
– Nie wierzę, że naprawdę tu jesteś – powiedziałam, patrząc na niego przez wizjer. Stał na klatce schodowej z plecakiem i torbą sportową, jakby wrócił z obozu harcerskiego, a nie po latach milczenia.
– Cześć, Anka – odpowiedział cicho Bartek. Jego głos był ochrypły, jakby nie używał go od dawna. – Możemy porozmawiać?
Otworzyłam drzwi tylko na tyle, by zobaczyć jego twarz. Była starsza, zmęczona, zarośnięta kilkudniowym zarostem. Przez chwilę miałam ochotę rzucić mu się na szyję, ale coś mnie powstrzymało. Może te wszystkie lata samotności? Może żal?
– Co się stało? – spytałam chłodno.
Bartek spuścił wzrok. – Potrzebuję miejsca na jakiś czas. Straciłem mieszkanie. Wiem, że nie mam prawa prosić… Ale nie mam dokąd pójść.
Zanim odpowiedziałam, w głowie przewinęły mi się wszystkie te lata. Miałam szesnaście lat, kiedy tata umarł na zawał. Bartek był wtedy dorosły, miał dwadzieścia cztery lata i własne życie w Warszawie. Przysiągł tacie przy szpitalnym łóżku, że będzie się mną opiekował. A potem… po pogrzebie po prostu zniknął. Telefon milczał, wiadomości zostawały bez odpowiedzi. Mama była już wtedy dawno po rozwodzie i mieszkała w Niemczech. Zostałam sama w naszym mieszkaniu w Łodzi.
Przez pierwsze miesiące czekałam na telefon od Bartka. Potem przestałam czekać i nauczyłam się radzić sobie sama: praca w sklepie po lekcjach, szybkie obiady z torebki, samotne święta. Czasem wyobrażałam sobie, że wraca i wszystko naprawia. Ale on nie wracał.
Teraz stał przede mną, jakby nic się nie stało.
– Anka… wiem, że zawaliłem. Ale naprawdę nie mam nikogo innego – powiedział cicho.
Wpuściłam go do środka. Przeszedł przez przedpokój jak ktoś obcy. Usiadł na kanapie i przez chwilę patrzył na swoje dłonie.
– Dlaczego wtedy zniknąłeś? – zapytałam w końcu.
Westchnął ciężko. – Nie umiałem sobie poradzić ze śmiercią taty. Wszystko mnie przerosło. Uciekałem w pracę, imprezy… Potem było mi głupio odezwać się po tak długim czasie.
– A ja? Myślałeś o mnie?
Zamilkł. Widziałam, że walczy ze sobą.
– Myślałem – wyszeptał w końcu. – Ale nie wiedziałem, jak wrócić.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. W mojej głowie kłębiły się wspomnienia: jak płakałam w nocy do poduszki, jak zazdrościłam koleżankom normalnych rodzinnych obiadów, jak musiałam być dorosła za wcześnie.
– Wiesz, co jest najgorsze? – powiedziałam cicho. – Że przez ciebie przestałam ufać ludziom.
Bartek spojrzał na mnie ze łzami w oczach.
– Przepraszam, Anka. Naprawdę przepraszam.
Nie wiedziałam, czy potrafię mu wybaczyć. Ale widziałam przed sobą człowieka złamanego przez życie, nie tego pewnego siebie brata sprzed lat.
Przez kolejne dni Bartek mieszkał u mnie na kanapie. Był cichy, pomocny, starał się nie przeszkadzać. Czasem próbował zagaić rozmowę o dawnych czasach, ale ja unikałam tematu. W pracy koleżanki pytały, czy wszystko u mnie dobrze – byłam rozkojarzona i spięta.
Pewnego wieczoru wróciłam do domu późno i zobaczyłam Bartka przy kuchennym stole z kubkiem herbaty.
– Anka… muszę ci coś powiedzieć – zaczął niepewnie.
Usiadłam naprzeciwko niego.
– Straciłem pracę przez alkohol – wyznał drżącym głosem. – Próbowałem się ogarnąć, ale… nie dałem rady sam.
Patrzyłam na niego długo w milczeniu. Widziałam w nim siebie sprzed lat – zagubioną i samotną.
– Chcesz pomocy? – zapytałam w końcu.
Skinął głową.
– Dobrze – powiedziałam powoli. – Ale to nie będzie łatwe ani dla ciebie, ani dla mnie.
Zaczęliśmy razem chodzić na spotkania AA. Bartek próbował znaleźć pracę dorywczą. Czasem było lepiej, czasem gorzej – zdarzały się kłótnie o drobiazgi: bałagan w kuchni, rachunki za prąd czy jego nocne powroty do domu. Zdarzało mi się krzyczeć na niego za wszystkie stracone lata i za to, że muszę być silna dla nas obojga.
Najtrudniejsze były święta Bożego Narodzenia. Siedzieliśmy przy stole we dwoje i nagle Bartek wyjął stary list od taty.
– Znalazłem to ostatnio w swoich rzeczach – powiedział cicho i podał mi kartkę.
Rozpoznałam charakter pisma taty: „Bartku, opiekuj się Anią. Jesteście rodziną.”
Poczułam łzy pod powiekami.
– Myślisz, że jeszcze możemy być rodziną? – zapytałam szeptem.
Bartek ujął moją dłoń.
– Chciałbym spróbować – odpowiedział szczerze.
Nie wiem jeszcze, czy potrafię mu całkowicie wybaczyć i zaufać na nowo. Ale wiem jedno: czasem trzeba otworzyć drzwi przeszłości, żeby móc ruszyć dalej.
Czy wy bylibyście w stanie wybaczyć komuś tak bliskiemu po tylu latach ciszy? Czy rodzina zawsze zasługuje na drugą szansę?