„Moja matka mnie oszukała i wszystko zapisała siostrze”: Historia rodzinnej zdrady i walki o sprawiedliwość

– Nie wierzę, że to zrobiłaś! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w salonie naszego rodzinnego domu w Radomiu, patrząc na moją młodszą siostrę, Magdę. W ręku ściskałam kopię testamentu mamy. Słowa rozmazywały mi się przed oczami, ale jedno było pewne: wszystko, dosłownie wszystko – dom, działka pod miastem, nawet babcine srebra – zostało przepisane na Magdę. Ja byłam tam tylko wspomniana. Jakby mnie nie było.

Magda stała przy oknie, z założonymi rękami, i patrzyła gdzieś w dal. Jej twarz była zamknięta, chłodna. – To nie moja wina, Anka – powiedziała cicho. – Mama tak chciała.

– Ale dlaczego? – głos mi się załamał. – Przecież zawsze byłam przy niej. To ja ją woziłam do lekarza, to ja robiłam zakupy, to ja zostawałam na noc, kiedy miała ataki bólu. Ty byłaś w Warszawie, pojawiałaś się tylko na święta!

Cisza. Tylko zegar tykał głośno na ścianie. Przez chwilę miałam ochotę rzucić czymś o podłogę, wykrzyczeć wszystko, co we mnie siedzi od lat. Ale nie mogłam. Mama nie żyła od tygodnia. Jeszcze czułam jej zapach w pościeli, jeszcze słyszałam jej głos w kuchni.

Pamiętam dzień pogrzebu. Stałyśmy obok siebie przy grobie, ale czułam się jak obca. Magda płakała cicho, a ja miałam wrażenie, że jestem pusta w środku. Po wszystkim wróciłyśmy do domu i wtedy pojawił się notariusz z testamentem.

– Aniu… – Magda próbowała mnie objąć, ale odsunęłam się gwałtownie.

– Nie dotykaj mnie! – syknęłam. – Wiesz coś więcej? Wiedziałaś o tym?

Zawahała się. – Mama mówiła mi… że nie chcesz tego domu. Że masz swoje życie tutaj, w Radomiu, a ona chciała, żeby dom został w rodzinie…

– Przecież jestem rodziną! – przerwałam jej z goryczą.

Wróciły do mnie wszystkie wspomnienia: jak siedziałam z mamą przy stole i rozmawiałyśmy o wszystkim; jak opowiadała mi o swoim dzieciństwie na wsi; jak płakała po śmierci taty i mówiła, że już nigdy nie będzie szczęśliwa. Byłam przy niej zawsze. Magda była tą „lepszą”, tą „ambitną”, która wyjechała na studia do Warszawy i wracała tylko wtedy, gdy trzeba było się pokazać.

Przez kolejne dni chodziłam jak cień po domu. Ludzie dzwonili z kondolencjami, sąsiedzi przynosili ciasta i zupy, ale ja nie potrafiłam nic przełknąć. Każdy kąt przypominał mi o mamie i o tym, jak bardzo mnie zraniła.

Wieczorem zadzwonił do mnie mój mąż, Tomek.

– Anka, musisz coś z tym zrobić – powiedział stanowczo. – To niesprawiedliwe.

– Ale co? Pozwać własną siostrę? – zapytałam z goryczą.

– A czemu nie? Przecież masz prawo do zachowku.

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując wszystko od początku. Czy naprawdę byłam gorsza? Czy mama mnie nie kochała? Czy może Magda ją zmanipulowała?

Następnego dnia pojechałam do kancelarii adwokackiej. Mecenas Nowak wysłuchał mnie uważnie.

– Pani Anno, ma pani prawo do zachowku – powiedział spokojnie. – To nie jest kwestia emocji, tylko prawa. Proszę się nie bać walczyć o swoje.

Wróciłam do domu z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony czułam ulgę – ktoś wreszcie potraktował mnie poważnie. Z drugiej strony miałam wyrzuty sumienia: czy naprawdę chcę ciągać Magdę po sądach?

Spotkałyśmy się kilka dni później w kawiarni przy rynku.

– Magda, chcę porozmawiać – zaczęłam spokojnie.

Patrzyła na mnie z rezerwą.

– Chcę tylko tego, co mi się należy – powiedziałam cicho. – Nie chcę wojny, ale nie pozwolę ci zabrać wszystkiego.

Magda spuściła wzrok.

– Mama bała się… że jeśli przepisze wszystko po równo, będziemy się kłócić – wyszeptała. – Chciała uniknąć konfliktów.

Parsknęłam śmiechem przez łzy.

– No to świetnie jej wyszło!

Wyszłam z kawiarni z poczuciem klęski. Z jednej strony wiedziałam, że muszę walczyć o siebie. Z drugiej strony czułam się winna: czy naprawdę majątek jest ważniejszy od rodziny?

Sprawa ciągnęła się miesiącami. Magda próbowała mnie przekonać do ugody: „Dostaniesz trochę pieniędzy i zostawisz dom”. Ale ja nie chciałam pieniędzy – chciałam sprawiedliwości. Chciałam poczuć, że mama mnie nie przekreśliła.

W sądzie siedziałyśmy po przeciwnych stronach sali. Patrzyłyśmy na siebie jak obce kobiety. Sędzia zadawał pytania, adwokaci przerzucali się argumentami… A ja czułam tylko pustkę i żal.

W końcu zapadł wyrok: dostałam zachowek. Formalnie wygrałam. Ale kiedy wróciłam do pustego mieszkania mamy i spojrzałam na zdjęcia z dzieciństwa – nas dwie na huśtawce w ogrodzie, mama uśmiechnięta przy stole – poczułam tylko smutek.

Czy warto było walczyć? Czy majątek jest ważniejszy od więzi? Czy mama naprawdę mnie kochała… czy byłam dla niej tylko tą „drugą”? Czasem myślę, że największą stratą nie był dom czy pieniądze… tylko to poczucie zdrady i samotności, które zostanie ze mną już na zawsze.

Czy wy też kiedyś poczuliście się zdradzeni przez najbliższych? Jak poradzić sobie z takim bólem?