Miłość sąsiedzka czy zagrożenie? Niespodziewany prezent zza płotu

– Znowu te kwiaty? – głos Bartka przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, trzymając w ręku bukiet róż, jeszcze wilgotnych od porannej rosy. Na stole leżała czekolada, starannie zapakowana w złoty papier. – To tylko uprzejmość, Bartek – odpowiedziałam cicho, choć sama nie byłam już tego taka pewna.

Od kilku tygodni mój sąsiad, pan Andrzej, coraz częściej pojawiał się pod naszymi drzwiami z drobnymi prezentami. Najpierw były to jabłka z jego sadu, potem kwiaty, a ostatnio – czekoladki. Zawsze z uśmiechem, zawsze z tym samym błyskiem w oku. „Pani Aniu, pomyślałem, że pani się przyda”, mówił, wręczając mi kolejne upominki. Na początku wydawało mi się to miłe. Ot, starszy pan, wdowiec, szuka kontaktu z ludźmi. Ale kiedy Bartek zaczął coraz częściej marszczyć brwi i zamykać się w sobie, poczułam niepokój.

– To nie jest normalne – powtarzał mój mąż niemal codziennie. – On coś od ciebie chce.

Próbowałam go uspokoić. Przecież Andrzej był naszym sąsiadem od lat. Zawsze pomocny, zawsze pierwszy do rozmowy na klatce schodowej. Ale teraz coś się zmieniło. Zaczęłam zauważać jego spojrzenia – dłuższe niż kiedyś, bardziej intensywne. Czasem łapałam się na tym, że unikam wyjścia na podwórko, żeby przypadkiem go nie spotkać.

Pewnego wieczoru Bartek wrócił z pracy wyjątkowo późno. Siedziałam już w piżamie, czytając książkę w salonie, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam przez wizjer – Andrzej stał na wycieraczce z kolejnym bukietem tulipanów.

– Dobry wieczór, pani Aniu – powiedział cicho. – Przepraszam, że tak późno, ale pomyślałem…

– Andrzeju, proszę… To już naprawdę niepotrzebne – przerwałam mu nerwowo.

W jego oczach pojawiło się zdziwienie i coś jeszcze – może smutek? A może rozczarowanie?

– Chciałem tylko…

– Proszę mnie zrozumieć. Mój mąż nie czuje się z tym komfortowo.

Andrzej spuścił wzrok i bez słowa wręczył mi kwiaty. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami, czując jak serce wali mi jak oszalałe.

Bartek wrócił chwilę później. Zobaczył tulipany na stole i wybuchł.

– Ile razy mam ci mówić?! To już przestaje być śmieszne!

– Przecież mu powiedziałam! – krzyknęłam przez łzy. – Nie wiem już, co mam robić!

Następne dni były pełne napięcia. Bartek chodził naburmuszony, ja unikałam okien wychodzących na ogród Andrzeja. Każdy szelest na klatce schodowej sprawiał, że serce podskakiwało mi do gardła.

W końcu postanowiłam porozmawiać z Andrzejem raz jeszcze. Spotkałam go przy śmietniku.

– Andrzeju… Musimy porozmawiać.

Spojrzał na mnie uważnie.

– Przepraszam, jeśli sprawiłem pani kłopot – powiedział cicho. – Po prostu… po śmierci żony czuję się bardzo samotny. Chciałem być miły.

Zrobiło mi się go żal. Widziałam w jego oczach prawdziwy smutek i tęsknotę za bliskością. Ale wiedziałam też, że muszę postawić granicę.

– Rozumiem pana sytuację. Ale proszę… Niech pan już nie przynosi mi prezentów. To komplikuje moje życie rodzinne.

Andrzej skinął głową i odszedł bez słowa.

Wróciłam do domu z poczuciem ulgi i winy jednocześnie. Bartek był zadowolony, ale między nami coś pękło. Przestał mi ufać tak jak dawniej. Każdy mój uśmiech do sąsiada czy przypadkowa rozmowa na klatce była powodem do podejrzeń.

Z czasem prezenty ustały, ale atmosfera w domu długo jeszcze była napięta. Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi: o to, kto wyniesie śmieci, kto zapomni kupić mleko. Czułam się osaczona – z jednej strony przez samotność Andrzeja, z drugiej przez zazdrość Bartka.

Któregoś dnia usiadłam sama w kuchni i zaczęłam płakać. Zastanawiałam się: czy naprawdę zrobiłam coś złego? Czy zwykła uprzejmość może być powodem do takiego zamieszania? Gdzie kończy się granica między serdecznością a niechcianą uwagą?

Czasem patrzę przez okno na ogród Andrzeja i widzę go siedzącego samotnie na ławce pod jabłonią. Myślę wtedy o tym, jak łatwo można przekroczyć niewidzialną linię między dobrymi intencjami a niezręcznością.

A Bartek? Nadal jest zazdrosny, choć stara się to ukrywać. Nasze małżeństwo przeszło próbę, ale blizny pozostały.

Czy można być po prostu miłym w dzisiejszym świecie? Czy każda uprzejmość musi budzić podejrzenia? Czasem sama już nie wiem…