Między dwoma światami: Miłość przez ekran i gorzki finał
– Marta, czy ty naprawdę jesteś pewna, że chcesz to zrobić? – głos mojej mamy drżał, a jej oczy były pełne niepokoju. Stałam przed lustrem w białej sukni, dłonie miałam zimne jak lód, a serce waliło jak oszalałe. W tle słychać było szuranie krzeseł i cichy szmer rozmów gości, którzy już czekali w sali weselnej.
– Mamo, ja… ja go kocham – wyszeptałam, choć sama nie byłam pewna, czy to prawda. Przecież znałam Pawła tylko z ekranu. Przez dwa lata rozmawialiśmy codziennie – Skype, Messenger, SMS-y. On w Gdańsku, ja w małej miejscowości pod Lublinem. Widzieliśmy się tylko przez kamerę, ale jego głos był dla mnie jak balsam na duszę. Kiedy mówił, że mnie kocha, czułam się ważna, potrzebna.
Mama westchnęła ciężko i wyszła z pokoju. Zostałam sama z własnymi myślami i lękiem. „Co jeśli to wszystko jest pomyłką?” – pytałam siebie w duchu. Ale potem przypominałam sobie te wszystkie noce, kiedy Paweł opowiadał mi o swoich marzeniach, o tym, jak chciałby mieć dom z ogrodem i psa. O tym, jak bardzo pragnie mnie przytulić. Czy można tak dobrze znać kogoś tylko przez ekran?
Weszłam do sali weselnej na miękkich nogach. Paweł stał przy ołtarzu – wysoki, szczupły, z lekko nieśmiałym uśmiechem. Widziałam go pierwszy raz na żywo. Przez chwilę miałam ochotę uciec, ale spojrzał na mnie tymi swoimi brązowymi oczami i poczułam znajome ciepło. „To on” – pomyślałam. „To musi być on”.
Ślub był jak sen – wszystko działo się za szybko. Goście bili brawo, ksiądz mówił coś o miłości i wierności, a ja patrzyłam na Pawła i próbowałam odnaleźć w nim tego chłopaka z ekranu. Po ceremonii wszyscy składali nam życzenia. Babcia płakała ze wzruszenia, tata ściskał Pawła jakby chciał go wypróbować siłą własnych rąk.
Pierwszy kryzys przyszedł już podczas wesela. Paweł był spięty, nie tańczył ze mną, unikał moich rodziców. Widziałam, jak rozmawia przez telefon na korytarzu – długo i nerwowo. Podeszłam do niego.
– Wszystko w porządku? – zapytałam cicho.
– Tak… po prostu… muszę się przyzwyczaić – odpowiedział wymijająco.
Nie spałam tej nocy prawie wcale. Leżałam obok niego w hotelowym pokoju i słuchałam jego oddechu. Był obcy. Pachniał inaczej niż sobie wyobrażałam. Jego dotyk był niepewny, jakby bał się mnie dotknąć.
Kolejne dni były jeszcze trudniejsze. Paweł wrócił do Gdańska – miał tam pracę, mieszkanie, życie. Ja zostałam z rodzicami i z pytaniami sąsiadów: „A gdzie twój mąż? Czemu nie jesteście razem?” Tłumaczyłam się pracą Pawła, ale sama coraz częściej płakałam po nocach.
Rozmowy przez internet już nie były takie same. Paweł był zmęczony, rozdrażniony. Coraz częściej milczał albo odpowiadał zdawkowo.
– Może powinnaś przyjechać do mnie na stałe? – zaproponował pewnego wieczoru.
Zaczęliśmy planować moją przeprowadzkę do Gdańska. Rodzice byli przeciwni.
– Nie znasz go naprawdę! – krzyczała mama.
– To twoje życie, ale pamiętaj: nie wszystko złoto co się świeci – ostrzegał tata.
Ale ja byłam uparta. Spakowałam walizki i pojechałam do Pawła.
Pierwsze tygodnie były trudne. Mieszkanie Pawła było zimne i puste. On sam wracał późno z pracy, nie miał czasu ani ochoty na rozmowy. Ja siedziałam sama całymi dniami i czułam się coraz bardziej samotna.
Pewnego wieczoru usłyszałam jego rozmowę przez telefon:
– Nie wiem, czy to miało sens… Ona jest zupełnie inna niż myślałem… – mówił cicho do kogoś.
Serce mi pękło. Weszłam do pokoju bez pukania.
– Z kim rozmawiasz?
Paweł spojrzał na mnie zaskoczony.
– Z kolegą z pracy – skłamał.
Nie uwierzyłam mu. Od tamtej pory między nami było już tylko gorzej. Kłóciliśmy się o wszystko: o pieniądze, o sprzątanie, o to, że nie mam pracy.
– Po co tu przyjechałaś? – wykrzyczał mi kiedyś w twarz.
– Bo cię kocham! – odpowiedziałam rozpaczliwie.
– Ale ja już nie wiem, czy cię kocham… – powiedział cicho.
Wtedy zrozumiałam, że wszystko się skończyło.
Spakowałam walizki i wróciłam do rodziców. Mama przytuliła mnie bez słowa, tata długo milczał zanim powiedział:
– Czasem trzeba przeżyć coś bolesnego, żeby dorosnąć.
Dziś siedzę przy oknie mojego starego pokoju i patrzę na ogród za domem. Często wracam myślami do tych wszystkich rozmów z Pawłem – do tych nocy pełnych śmiechu i marzeń przez ekran komputera. Zastanawiam się: czy można naprawdę pokochać kogoś tylko przez internet? Czy miłość jest silniejsza od rzeczywistości?
A może to wszystko było tylko iluzją? Może szukałam w Pawle tego, czego brakowało mi w sobie?
Czy wy też kiedyś uwierzyliście w miłość przez ekran? Czy warto ryzykować wszystko dla kogoś, kogo zna się tylko wirtualnie?