Syn przyprowadził kobietę z dzieckiem, a ja stałam się obca we własnym domu – historia Marii z Poznania
– Mamo, musisz dziś wrócić wcześniej z pracy – usłyszałam w słuchawce głos mojego syna, Pawła. Był jakiś inny, spięty, jakby zaraz miał mi oznajmić coś, co zmieni wszystko. – Przyprowadzę kogoś ważnego. Chcę, żebyście się poznali.
Zamarłam. W mojej głowie pojawiły się setki scenariuszy. Paweł miał dopiero dwadzieścia dwa lata, studiował informatykę na Politechnice Poznańskiej, mieszkał ze mną od śmierci ojca. Od lat byłam dla niego wszystkim – matką, ojcem, przyjaciółką. Po śmierci mojego męża, Andrzeja, nasz dom stał się cichy i pusty. Żyliśmy we dwoje, trzymając się siebie nawzajem jak tonący brzytwy.
Tego dnia wróciłam do domu szybciej niż zwykle. Z nerwów nie mogłam usiedzieć w miejscu, więc zaczęłam sprzątać kuchnię, potem salon, aż w końcu usiadłam na kanapie i czekałam. Było już po osiemnastej, gdy usłyszałam klucz w zamku.
– Mamo, poznaj Olgę i jej syna, Michała – powiedział Paweł, wprowadzając do mieszkania kobietę o nienagannej fryzurze i chłopca w granatowej kurtce.
Olga była ode mnie młodsza o zaledwie sześć lat. Miała czterdzieści dwa lata, poważne spojrzenie i uśmiech, który wydawał się wymuszony. Michał miał może siedem lat – chudy, nieśmiały, trzymał się kurczowo jej ręki.
– Dzień dobry pani Mariu – powiedziała Olga cicho. – Dziękujemy za gościnę.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam się jak aktorka w kiepskim spektaklu. Paweł patrzył na mnie z nadzieją i napięciem.
– Może napijecie się herbaty? – zaproponowałam automatycznie.
Usiedliśmy przy stole. Olga zaczęła opowiadać swoją historię: rozwód z mężem alkoholikiem, samotne wychowywanie syna, wynajmowane mieszkanie na Jeżycach, praca w sklepie spożywczym. Paweł słuchał jej z uwielbieniem.
– Mamo… Olga i Michał… zamieszkają z nami – powiedział nagle mój syn.
Zamarłam. – Jak to? Kiedy podjęliście tę decyzję?
– Dziś rano – odpowiedział Paweł bez wahania. – Olga nie ma gdzie mieszkać. Jej były mąż wyrzucił ją z mieszkania. Nie mogłem pozwolić im zostać na ulicy.
Spojrzałam na Olgę. W jej oczach zobaczyłam lęk i determinację.
– Rozumiem… – wydusiłam z siebie. – Ale dlaczego nie porozmawiałeś ze mną wcześniej?
Paweł spuścił wzrok. – Bałem się, że nie zrozumiesz.
Od tamtej chwili wszystko się zmieniło. Olga i Michał zajęli pokój gościnny. W kuchni pojawiły się nowe produkty: mleko bez laktozy dla Michała, kawa rozpuszczalna dla Olgi. W łazience stały ich kosmetyki. Czułam się jak intruzka we własnym domu.
Pewnego wieczoru podsłuchałam rozmowę Pawła i Olgi w kuchni:
– Twoja mama jest miła, ale chyba nie jest zachwycona naszym przyjazdem – powiedziała Olga szeptem.
– Daj jej czas – odpowiedział Paweł. – Zawsze była dobra dla mnie. Musi się przyzwyczaić.
Próbowałam się dostosować. Rano robiłam śniadania dla wszystkich, wieczorami pomagałam Michałowi w lekcjach. Ale Olga coraz częściej przejmowała domowe obowiązki: gotowała obiady po swojemu, przestawiała naczynia w szafkach, zmieniała zasady panujące w domu.
Pewnego dnia wróciłam z pracy i zobaczyłam ją w mojej sypialni.
– Szukałam prześcieradła dla Michała – tłumaczyła się nerwowo.
– Proszę następnym razem zapytać mnie o zgodę – powiedziałam chłodno.
Wieczorem wybuchła pierwsza poważna kłótnia z Pawłem:
– Mamo, czemu jesteś taka nieprzyjemna dla Olgi? Przecież ona nic złego nie robi!
– To mój dom! Chciałabym czuć się tu swobodnie!
– Przesadzasz! Olga jest moją partnerką! Musisz to zaakceptować!
Zamknęłam się w łazience i płakałam długo. Po raz pierwszy poczułam się naprawdę samotna.
Zaczęły się codzienne spięcia: Olga narzekała na moje gotowanie („Michał nie może jeść ostrych przypraw!”), przestawiała meble („Tu będzie wygodniej!”), krytykowała moje zwyczaje („Nie powinna pani tyle prasować! To strata czasu!”). Paweł coraz częściej stawał po jej stronie.
Moja siostra Basia próbowała mnie pocieszać przez telefon:
– Maria, nie daj sobą pomiatać! To twój dom! Nie pozwól im wejść ci na głowę!
Ale ja nie miałam siły walczyć. Bałam się stracić syna na zawsze.
Wkrótce Olga zaczęła rozmawiać z Pawłem o sprzedaży mieszkania:
– Może kupimy coś swojego? Twoja mama mogłaby zamieszkać gdzie indziej…
Usłyszałam to przypadkiem i serce mi stanęło.
Wieczorem wybuchła kolejna awantura:
– Chcecie mnie wyrzucić z własnego domu?!
– Mamo! Przesadzasz! Olga tylko myśli o przyszłości!
– A ja? Ja już się nie liczę?
Paweł milczał długo. W końcu wyszedł trzaskając drzwiami.
Następnego dnia Olga przyszła do mnie do kuchni:
– Pani Mario… Ja naprawdę nie chcę pani krzywdzić. Ale Paweł jest dorosły. Chcemy żyć po swojemu.
Spojrzałam jej prosto w oczy:
– To mój dom. Nie oddam go bez walki.
Od tamtej pory atmosfera była lodowata. Paweł przestał ze mną rozmawiać o czymkolwiek poza sprawami domowymi. Michał unikał mnie jak ognia.
Pewnej nocy przyśnił mi się Andrzej. Stał w drzwiach kuchni i patrzył na mnie smutno:
– Nie pozwól im cię skrzywdzić, Marysiu…
Obudziłam się zalana łzami.
Postanowiłam działać. Poszłam do notariusza i przepisałam połowę mieszkania na siebie i połowę na Pawła – ale z zastrzeżeniem dożywotniej służebności dla mnie.
Kiedy powiedziałam o tym synowi, wybuchła burza:
– Nie ufasz mi?!
– Ufam ci… Ale muszę zadbać o siebie.
Olga patrzyła na mnie z nienawiścią.
Od tamtej pory żyjemy razem pod jednym dachem jak obcy ludzie. Każdy dzień to walka o przestrzeń i szacunek.
Czasem myślę: czy naprawdę tak wygląda rodzina? Czy matka musi walczyć o swoje miejsce do ostatniego tchu?
Czy wy też czuliście się kiedyś obcy we własnym domu?