„Myślę, że powinnaś wreszcie znać prawdę” – historia zdrady, która rozdarła moją rodzinę

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam, a tam stała ona – kochanka mojego męża. Nie wyglądała jak ktoś, kto przychodzi z awanturą. Miała na sobie prosty płaszcz, w ręku trzymała torebkę, a w oczach – coś, czego nie umiem nazwać. Może zmęczenie. Może cień triumfu. Albo strach. Nie krzyczała, nie płakała. Spojrzała mi prosto w oczy i powiedziała jedno zdanie, którego nigdy nie zapomnę:

– Myślę, że powinnaś wreszcie znać prawdę.

Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Stałyśmy naprzeciwko siebie w ciasnym przedpokoju naszego mieszkania na warszawskim Mokotowie. Za ścianą spała nasza córka, Zosia. W kuchni czekał niedopity kubek kawy i lista zakupów na jutro. Wszystko wydawało się takie zwyczajne – a jednak już wiedziałam, że nic nie będzie takie samo.

– Wejdź – powiedziałam cicho, choć w środku wszystko we mnie krzyczało.

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy stole. Ona – Marta – zaczęła mówić. Najpierw spokojnie, rzeczowo. O tym, jak poznała Pawła w pracy, jak długo walczyła ze sobą, zanim pozwoliła sobie na uczucie. Jak on opowiadał jej o mnie – o naszej rodzinie, o problemach, o tym, że już dawno nie jesteśmy szczęśliwi. Słuchałam jej słów jak obcego języka. Każde zdanie wbijało się we mnie jak szpilka.

– Wiem, że to nie jest twoja wina – powiedziała nagle Marta. – Ale ja już nie mogę tak żyć. On obiecywał mi wszystko… a potem wracał do ciebie. Do waszej córki. Do waszego domu.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Próbowałam sobie przypomnieć ostatni raz, kiedy Paweł patrzył na mnie z czułością. Kiedy rozmawialiśmy naprawdę szczerze, bez pretensji i zmęczenia codziennością. Nie pamiętałam.

– Dlaczego przyszłaś właśnie teraz? – zapytałam drżącym głosem.

Marta spojrzała na mnie z czymś na kształt współczucia.

– Bo jestem w ciąży – odpowiedziała cicho.

To zdanie rozdarło mnie na pół. Poczułam się jak ktoś, kto stoi na krawędzi dachu i nie wie, czy zrobić krok w przód, czy się cofnąć. Przez chwilę miałam ochotę ją uderzyć, wyrzucić z domu, wykrzyczeć wszystko, co we mnie siedziało od miesięcy: samotność, żal, strach przed przyszłością.

Ale nie zrobiłam nic. Siedziałam tylko i słuchałam jej dalej.

– Paweł powiedział mi wczoraj, że nie zostawi was – mówiła Marta coraz ciszej. – Ale ja już nie chcę być tą drugą. Chcę mieć normalne życie dla mojego dziecka.

Wtedy usłyszałam klucz w zamku. Paweł wrócił wcześniej z pracy. Wszedł do kuchni i zamarł na widok nas obu.

– Co tu się dzieje? – zapytał zdezorientowany.

– Może ty mi powiesz? – odpowiedziałam lodowato.

Przez następne minuty rozegrała się scena, której nigdy nie zapomnę. Paweł próbował zaprzeczać, potem tłumaczyć się zmęczeniem, kryzysem wieku średniego, problemami w pracy. Marta płakała. Ja siedziałam jak sparaliżowana.

– Dlaczego mi to zrobiłeś? – zapytałam w końcu cicho.

Paweł spuścił wzrok.

– Nie wiem… Po prostu… pogubiłem się.

To była najgorsza noc w moim życiu. Po wyjściu Marty zamknęłam się w łazience i płakałam tak długo, aż zabrakło mi łez. Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Paweł spał na kanapie w salonie. Zosia pytała, dlaczego tata jest smutny i dlaczego mama tak często płacze.

W pracy nie mogłam się skupić. Każdy dźwięk telefonu sprawiał, że serce podchodziło mi do gardła. Bałam się spojrzeć ludziom w oczy – wydawało mi się, że wszyscy wiedzą o mojej porażce jako żony i kobiety.

Mama zadzwoniła po tygodniu:

– Coś się dzieje? Słyszę po głosie…

Nie wytrzymałam i wszystko jej opowiedziałam. Zamiast współczucia usłyszałam:

– A czego się spodziewałaś? Faceci tacy są… Może gdybyś bardziej o siebie dbała…

To bolało jeszcze bardziej niż zdrada Pawła.

Przez kolejne tygodnie próbowałam poukładać swoje życie na nowo. Chodziłam do psychologa, rozmawiałam z przyjaciółkami (te prawdziwe zostały przy mnie), próbowałam być dobrą mamą dla Zosi mimo bólu i chaosu w głowie.

Paweł przepraszał, prosił o drugą szansę. Obiecywał terapię małżeńską, zmianę pracy, wspólne wakacje nad morzem… Ale ja już nie potrafiłam mu zaufać.

Marta urodziła syna – Antosia – kilka miesięcy później. Paweł zaczął dzielić czas między dwie rodziny. Zosia pytała o braciszka i dlaczego tata tak często wychodzi wieczorami.

Czułam się rozdarta między chęcią wybaczenia a potrzebą zadbania o własną godność. Każda decyzja wydawała się złą: zostać dla dobra dziecka czy odejść dla własnego spokoju?

W końcu podjęłam decyzję: rozwód. To była najtrudniejsza rozmowa w moim życiu – z Pawłem, z Zosią, z rodzicami… Ale wiedziałam, że muszę to zrobić dla siebie.

Dziś mieszkam z Zosią w małym mieszkaniu na Ursynowie. Pracuję więcej niż kiedykolwiek wcześniej, ale czuję się wolna. Czasem jeszcze budzę się w nocy z poczuciem straty i żalu… Ale wiem też, że zasługuję na szczerość i szacunek.

Czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy lepiej walczyć o rodzinę za wszelką cenę czy odejść zanim zatracimy samych siebie? Może wy macie swoje doświadczenia…