Nie poznaję już swojego syna… Jego żona zamienia jego życie w koszmar
— Marcin, czy ty naprawdę nie widzisz, co się z tobą dzieje? — mój głos drżał, a serce waliło jak oszalałe. Stałam w kuchni, ściskając w dłoniach kubek z herbatą, który już dawno wystygł. Mój syn patrzył na mnie pustym wzrokiem, jakby był gdzieś daleko, za szybą, do której nie mogłam się przebić.
— Mamo, proszę cię… Nie zaczynaj znowu — westchnął ciężko, odwracając wzrok. — Magda jest moją żoną. Musisz to zaakceptować.
To słowo — „zaakceptować” — dźwięczało mi w uszach jeszcze długo po tym, jak wyszedł z domu. Jak mam zaakceptować to, że mój syn gaśnie w oczach? Że z uśmiechniętego, pełnego pasji chłopaka stał się cieniem człowieka? Że coraz rzadziej dzwoni, coraz rzadziej przyjeżdża, a kiedy już jest — milczy albo mówi tylko o niej? O Magdzie.
Kiedyś ją lubiłam. Była taka uprzejma, cicha, zawsze z uśmiechem na ustach. Przynosiła ciasto na święta, pomagała w kuchni, rozmawiała ze mną o wszystkim i o niczym. Myślałam: „To dobra dziewczyna dla Marcina”. Ale potem coś zaczęło się zmieniać. Najpierw drobiazgi: Marcin przestał spotykać się z przyjaciółmi, rzucił swoją ukochaną pracę w klubie sportowym i zatrudnił się w biurze Magdy ojca. Potem coraz rzadziej odwiedzał rodzinę. Zawsze miał wymówkę: „Magda źle się czuje”, „Magda ma ważne spotkanie”, „Magda nie chce zostawać sama”.
Zaczęłam zauważać, że kiedy rozmawiamy przez telefon, on mówi cicho, jakby bał się, że ktoś podsłuchuje. Często przerywa rozmowę nagle: „Muszę kończyć, Magda wróciła”. Kiedy pytam go o coś ważnego — o zdrowie, o plany na przyszłość — odpowiada wymijająco albo wcale. A kiedy próbuję porozmawiać o tym wszystkim z Magdą, ona patrzy na mnie tym swoim chłodnym wzrokiem i mówi: „Marcin jest dorosły. On sam decyduje”.
Ale ja widzę, że on nie decyduje już o niczym. Nawet jego ubrania są inne — szare, nijakie. Jego pasje zniknęły. Nie gra już na gitarze, nie jeździ na rowerze. Nawet nie śmieje się tak jak dawniej.
Pewnego dnia postanowiłam pojechać do nich bez zapowiedzi. Chciałam zobaczyć na własne oczy, jak wygląda ich życie. Drzwi otworzyła mi Magda. Uśmiechnęła się sztucznie i powiedziała:
— O, pani Anna! Nie spodziewaliśmy się wizyty.
— Chciałam zobaczyć Marcina — odpowiedziałam stanowczo.
— Marcin jest zajęty — odparła chłodno. — Ma wideokonferencję z klientem.
Próbowałam wejść do środka, ale ona zastawiła mi drogę. Poczułam się jak intruz we własnej rodzinie. W końcu usiadłam na schodach przed domem i czekałam. Po godzinie wyszedł Marcin. Był blady i spięty.
— Mamo, nie możesz tak po prostu przyjeżdżać bez zapowiedzi — powiedział cicho.
— Synku… Co się z tobą dzieje? — zapytałam szeptem.
Spojrzał na mnie przez chwilę i zobaczyłam w jego oczach coś, czego nie widziałam od dawna — smutek i strach.
— Mamo… Proszę cię… Nie komplikuj mi życia — wyszeptał i wrócił do domu.
Wróciłam do siebie roztrzęsiona. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: Czy to ja przesadzam? Może rzeczywiście powinnam dać im spokój? Ale przecież widzę, że Marcin cierpi! Że jest manipulowany! Że Magda odcina go od wszystkich!
Zaczęłam rozmawiać z sąsiadkami, z koleżankami z pracy. Okazało się, że nie jestem sama — wiele matek przeżywa podobne dramaty. Ale każda historia jest inna i każda boli inaczej.
Kilka dni później zadzwoniła do mnie moja córka, Kasia.
— Mamo, musimy coś zrobić — powiedziała stanowczo. — Marcin jest cieniem samego siebie! Magda go niszczy!
— Ale co możemy zrobić? On jest dorosły…
— Musimy mu pokazać, że ma rodzinę! Że nie jest sam!
Postanowiłyśmy zaprosić Marcina na rodzinny obiad bez Magdy. Zadzwoniłam do niego:
— Synku… Przyjedź do nas w niedzielę. Tylko ty i my. Proszę.
Zgodził się po długim milczeniu.
W niedzielę czekałyśmy z Kasią i moim mężem na Marcina jak na zbawienie. Przyszedł spóźniony, zmęczony i wyraźnie spięty.
— Marcin… Tęsknimy za tobą — powiedziała Kasia łamiącym się głosem.
On spuścił głowę.
— Nie rozumiecie… To wszystko jest trudniejsze niż myślicie…
— Kochamy cię! — powiedziałam stanowczo. — I zawsze będziemy przy tobie!
Wtedy pierwszy raz od miesięcy zobaczyłam łzy w jego oczach.
— Ja też was kocham… Ale nie wiem już kim jestem…
Siedzieliśmy długo w milczeniu. Każde słowo było jak plaster na ranę, ale rana była głęboka i krwawiła dalej.
Od tamtej pory Marcin zaczął częściej dzwonić. Czasem przyjeżdża sam na chwilę. Ale wiem, że walczy ze sobą każdego dnia. Że Magda nie pozwala mu być sobą.
Czasami myślę: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy powinnam była wcześniej reagować? Czy rodzic ma prawo ingerować w życie dorosłego dziecka?
A może czasem trzeba pozwolić odejść… nawet jeśli serce pęka?
Czy ktoś z was też czuje ten ból utraty bliskiej osoby za życia? Jak sobie z tym radzić? Czy można jeszcze odzyskać syna?