Mój mąż zaczął wracać późno i znikać na weekendy. Zignorowałam to, aż było za późno – historia, która może spotkać każdą z nas
– Elka, wrócę później, mam zebranie w pracy – usłyszałam kolejny raz od Marka, mojego męża od ponad dwudziestu pięciu lat. Stałam w kuchni, mieszając zupę, a on już był w przedpokoju, z kluczami w dłoni. Nawet nie spojrzał mi w oczy.
– Znowu? Przecież dzisiaj mieliśmy obejrzeć ten film… – powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do niego.
Nie odpowiedział. Trzasnęły drzwi. Zupa wykipiała. Usiadłam przy stole i poczułam, jak łzy same napływają mi do oczu. To nie był pierwszy raz. Ostatnio coraz częściej wracał późno, tłumacząc się pracą, a weekendy spędzał „u kolegi na działce”. Kiedyś byłam pewna, że mogę mu ufać bezgranicznie. Teraz czułam tylko niepokój i narastający lęk.
Mam 52 lata. Nasze dzieci – Kasia i Tomek – już dawno wyfrunęły z domu. Zostałam sama z Markiem i… ciszą. Przez lata byłam tą, która dbała o dom, gotowała obiady, pamiętała o urodzinach teściowej i pilnowała rachunków. Marek zawsze był zajęty pracą, ale kiedyś wracał do mnie. Teraz miałam wrażenie, że wraca tylko po to, żeby się przespać.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie Kasia.
– Mamo, wszystko w porządku? Jakoś dziwnie brzmisz ostatnio…
– Tak, kochanie, wszystko dobrze – skłamałam. Nie chciałam jej martwić.
Ale nie było dobrze. Zaczęłam podejrzewać najgorsze. Przeglądałam jego rzeczy, szukałam śladów – paragonów z restauracji, zapachu damskich perfum na koszuli. Nic nie znalazłam. Może to tylko moja wyobraźnia? Może Marek naprawdę ma tyle pracy?
W sobotę rano Marek znów się szykował do wyjścia.
– Jadę do Andrzeja na działkę. Musimy naprawić dach.
– A mogę pojechać z tobą? – zapytałam nagle.
Spojrzał na mnie zdziwiony i… chyba lekko przestraszony.
– Po co ci to? Tam nuda i robota.
– Chciałabym spędzić z tobą trochę czasu…
Wzruszył ramionami.
– Innym razem.
Zostałam sama w pustym domu. Włączyłam radio, ale muzyka tylko potęgowała ciszę. Próbowałam czytać książkę, ale litery rozmazywały mi się przed oczami. W końcu zadzwoniłam do mojej przyjaciółki, Grażyny.
– Elka, nie daj się zwariować! – powiedziała stanowczo. – Jeśli coś podejrzewasz, musisz to sprawdzić.
Nie chciałam być tą żoną, która śledzi męża. Ale nie mogłam już dłużej żyć w niepewności.
Tydzień później Marek znów wyjechał „na działkę”. Po godzinie zebrałam się w sobie i pojechałam za nim. Serce waliło mi jak młotem. Dojechałam pod adres Andrzeja – samochodu Marka nie było. Pojechałam dalej… aż zobaczyłam jego auto zaparkowane pod blokiem na drugim końcu miasta.
Stałam tam długo, patrząc na okna. W końcu zobaczyłam go – wychodził z klatki schodowej razem z kobietą w moim wieku, może trochę młodszą. Śmiali się do siebie. Trzymał ją za rękę.
Nie wiem, jak wróciłam do domu. Całą noc nie spałam. Rano Marek wrócił jak gdyby nigdy nic.
– Było fajnie na działce? – zapytałam lodowatym tonem.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Tak… czemu pytasz?
– Bo wiem, że nie byłeś u Andrzeja.
Zamilkł. Widziałam w jego oczach strach i… ulgę? Może czekał na ten moment?
– Elżbieta… musimy porozmawiać – powiedział cicho.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Ten stół widział już wiele naszych rozmów – o dzieciach, o pracy, o planach na wakacje. Teraz był świadkiem końca naszego małżeństwa.
– To trwa już jakiś czas – zaczął Marek. – Poznałem kogoś… Nie planowałem tego. Po prostu… poczułem się znowu żywy.
Zacisnęłam pięści pod stołem.
– A ja? Ja już dla ciebie nie istnieję?
– Elżbieta… Przepraszam. Nie chciałem cię skrzywdzić.
Nie płakałam wtedy. Byłam zbyt wściekła i zbyt dumna.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Marek coraz częściej nocował poza domem. W końcu powiedział mi wprost:
– Chcę odejść.
Zgodziłam się bez słowa protestu. Nie chciałam być tą żoną, która błaga o miłość.
Dzieci były w szoku. Kasia płakała przez telefon:
– Mamo, jak mogło do tego dojść? Przecież zawsze byliście razem!
Tomek był wściekły na ojca:
– Jak on mógł ci to zrobić?!
A ja? Czułam pustkę i upokorzenie. Przez lata byłam dla wszystkich – dla dzieci, dla Marka, dla rodziny – a teraz zostałam sama ze swoimi myślami i lękami o przyszłość.
Przyjaciele próbowali mnie pocieszać:
– Elka, jesteś silna! Dasz sobie radę!
Ale czy naprawdę jestem silna? Czy potrafię zacząć wszystko od nowa w tym wieku?
Czasem budzę się w środku nocy i pytam siebie: gdzie popełniłam błąd? Czy powinnam była wcześniej zauważyć sygnały? Czy można było uratować nasze małżeństwo?
Dziś próbuję odbudować siebie kawałek po kawałku. Chodzę na spacery nad Wisłę, spotykam się z Grażyną na kawie, czasem pozwalam sobie na łzy. Ale najtrudniejsze są wieczory – kiedy cisza staje się nieznośna.
Może kiedyś jeszcze uwierzę w siebie i znajdę szczęście? Może ta historia jest przestrogą dla innych kobiet?
Czasem patrzę w lustro i pytam: czy naprawdę można przestać być ważną dla kogoś, kogo kochało się całe życie? Czy zdrada zawsze oznacza koniec wszystkiego?