Zaufanie na Kredyt: Jak Przekazanie Mieszkania Szwagrowi Rozbiło Moją Rodzinę

– Naprawdę uważasz, że to dobry pomysł? – zapytała mnie Agnieszka, patrząc na mnie z niepokojem, gdy podpisywałem umowę najmu. – Przecież wiesz, jaki jest Tomek.

Wiedziałem. Ale przecież był moim szwagrem. Bratem mojej żony. Kiedy trzy miesiące wcześniej zadzwonił do mnie z prośbą o pomoc, nie potrafiłem odmówić. „Stary, nie mam gdzie mieszkać, a twoje mieszkanie stoi puste. Pomóż mi, proszę. Odszukam się finansowo za dwa miesiące, obiecuję.” W jego głosie słyszałem desperację. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że ta decyzja będzie początkiem końca mojego spokoju.

Pierwsze tygodnie były nawet spokojne. Tomek dzwonił, dziękował, mówił, że wszystko jest w porządku. Ale już po miesiącu zaczęły się opóźnienia z czynszem. Najpierw tłumaczył się nową pracą, potem chorobą córki. Agnieszka coraz częściej patrzyła na mnie z wyrzutem.

– Mówiłam ci, że on taki jest! – krzyczała pewnego wieczoru, kiedy po raz kolejny wróciłem do domu z pustymi rękami. – Zawsze bierze, nigdy nie daje!

Nie chciałem wierzyć, że Tomek mógłby mnie tak wystawić. Przecież byliśmy rodziną. Wychowywaliśmy się razem na tych samych podwórkach w Łodzi, razem chodziliśmy na mecze Widzewa. Ale teraz czułem się jak obcy.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka z mieszkania obok.

– Panie Piotrze, przepraszam, że się wtrącam, ale u pana w mieszkaniu ciągle są jakieś imprezy. Hałas do rana, śmieci na klatce… – Jej głos był pełen współczucia i zażenowania.

Zadzwoniłem do Tomka. Odebrał po kilku sygnałach.

– Co się dzieje? – zapytałem bez ogródek.

– Piotrek, nie przesadzaj. Raz na jakiś czas można się zabawić. Przecież to moje tymczasowe miejsce.

– To moje mieszkanie! – wybuchłem. – I nie po to ci je dałem, żebyś robił tam burdel!

Rozłączył się bez słowa.

Od tego dnia wszystko zaczęło się sypać. Agnieszka przestała ze mną rozmawiać. W domu panowała cisza, przerywana tylko jej płaczem za zamkniętymi drzwiami sypialni. Moja teściowa przestała mnie zapraszać na obiady rodzinne. „Jak mogłeś tak potraktować Tomka? On ma ciężko!” – usłyszałem przez telefon.

Czułem się jak zdrajca. Z jednej strony chciałem pomóc rodzinie, z drugiej – czułem się wykorzystany i oszukany. Każda próba rozmowy z Tomkiem kończyła się kłótnią.

– Oddam ci wszystko! – krzyczał przez telefon. – Ale teraz nie mam! Co ty możesz wiedzieć o problemach?!

W pracy byłem cieniem samego siebie. Szef zwrócił mi uwagę na spadek efektywności. Koledzy zaczęli unikać rozmów przy kawie. Nawet mój syn Bartek zaczął mnie pytać: „Tato, czemu mama płacze? Czemu nie jedziemy już do babci?”

W końcu zebrałem się na odwagę i pojechałem do mieszkania. Drzwi otworzył mi Tomek – nieogolony, w brudnej koszulce, z butelką piwa w ręku.

– Czego chcesz? – burknął.

– Chcę odzyskać swoje mieszkanie. Masz tydzień na wyprowadzkę.

Patrzył na mnie przez chwilę z niedowierzaniem, a potem rzucił butelką o ścianę.

– Ty gnoju! Myślisz tylko o sobie! Rodzina nic dla ciebie nie znaczy!

Wyszedłem stamtąd z trzęsącymi się rękami i łzami w oczach. Po raz pierwszy w życiu poczułem się naprawdę samotny.

Tydzień później mieszkanie było puste. Zostały tylko śmieci, zniszczone meble i ślady po imprezach. Tomek zniknął bez słowa. Nie oddał ani grosza.

Agnieszka przez kilka tygodni nie odzywała się do mnie prawie wcale. W końcu usiedliśmy razem przy kuchennym stole.

– Przepraszam – powiedziała cicho. – Może to wszystko moja wina? Może powinnam była cię posłuchać?

– Nie, Aga… To ja chciałem być dobry dla wszystkich. Zapomniałem tylko o nas.

Minęły miesiące, zanim nasze życie wróciło do względnej normalności. Relacje z rodziną Agnieszki nigdy już nie były takie same. Teściowa patrzyła na mnie z chłodem, a Bartek długo pytał o wujka Tomka.

Czasem budzę się w nocy i zastanawiam: czy naprawdę warto było ryzykować własne szczęście dla rodziny? Czy można jeszcze zaufać komuś bezgranicznie? Może czasem trzeba postawić granicę nawet najbliższym?

A wy? Oddalibyście klucz do swojego życia komuś tylko dlatego, że to rodzina?