Zapomniana przez Własnych: Ostatnie Ostrzeżenie Matki

– To już naprawdę tyle dla was znaczę? – wyszeptałam, ściskając w dłoni kubek zimnej herbaty. W kuchni pachniało stęchlizną i kurzem, a na stole leżał telefon, którego ekran od tygodni nie rozświetlał się znajomym imieniem. Ostatni raz Karolina zadzwoniła dwa tygodnie temu, rzucając przez zęby: „Mamo, nie mogę teraz rozmawiać, oddzwonię później!” Oczywiście nie oddzwoniła. Michał nie odezwał się od świąt, a przecież był moim oczkiem w głowie. Za oknem szarzało, deszcz bębnił o parapet, a ja czułam się jak więzień we własnym domu.

Nie zawsze tak było. Kiedyś Karolina przybiegała do mnie z każdym problemem, a Michał godzinami opowiadał o swoich marzeniach. Po śmierci mojego męża, Andrzeja, cała odpowiedzialność spadła na mnie. Pracowałam w sklepie spożywczym od świtu do nocy, żeby niczego im nie brakowało. Zrezygnowałam z własnych marzeń, by mogli studiować, wyjeżdżać na kolonie, mieć wszystko to, czego ja nigdy nie miałam. Teraz jednak miałam wrażenie, że jestem dla nich tylko przeszkodą – reliktem przeszłości.

Kilka dni temu przewróciłam się w łazience. Nie złamałam niczego, ale przez godzinę siedziałam na zimnych kafelkach, nie mogąc się podnieść. Wtedy dotarło do mnie z całą mocą: gdyby coś mi się stało, nikt by tego nie zauważył. Moje dzieci są zbyt zajęte własnym życiem, by pamiętać o matce. Tamtej nocy długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i czułam narastającą pustkę.

Następnego ranka zadzwoniłam do Karoliny. – Córciu, musimy porozmawiać. Chciałabym, żebyś przyszła z Michałem w weekend.

– Mamo, naprawdę nie mam teraz czasu. Może za tydzień? – odpowiedziała zniecierpliwiona.

Weekend minął, a oni się nie pojawili. Dostałam tylko SMS-a: „Przepraszam mamo, coś nam wypadło.”

Wyjęłam wtedy stary album ze zdjęciami. Patrzyłam na fotografie z wakacji nad Bałtykiem, na uśmiechnięte twarze dzieci, na Andrzeja trzymającego mnie za rękę. Zawsze byliśmy razem. Teraz zostały mi tylko wspomnienia i cisza.

Próbowałam jeszcze raz. – Karolina, proszę cię! Chociaż na godzinę…

– Mamo, dzieci chore, mam urwanie głowy w pracy… Oddzwonię!

Michał odebrał dopiero za trzecim razem.

– Synku, tęsknię za tobą. Chciałabym cię zobaczyć.

– Mamo, mam teraz spotkanie. Zadzwonię później.

Tamtego wieczoru płakałam pierwszy raz od lat. Nie ze smutku, ale z poczucia bezsilności. Zrozumiałam, że gdybym zniknęła, może minęłyby dni, zanim ktoś by to zauważył.

Wtedy podjęłam decyzję. Następnego dnia pojechałam do miasta i weszłam do biura nieruchomości.

– Dzień dobry. Chciałabym sprzedać dom – powiedziałam stanowczo.

Agent spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– Jest pani pewna? To piękny dom rodzinny…

– Był piękny, kiedy była tu rodzina – odpowiedziałam cicho. – Teraz to tylko puste ściany.

Wróciłam do domu i napisałam wiadomość do dzieci: „Jeśli nie możecie mi pomóc i być przy mnie, sprzedaję dom i przenoszę się do domu spokojnej starości. Nie będę już błagać o waszą uwagę.”

Telefon zadzwonił już po godzinie. Karolina płakała.

– Mamo! Nie możesz tego zrobić! To nasz dom!

– Był nasz – odpowiedziałam spokojnie. – Teraz jestem tu sama.

Michał zadzwonił wieczorem.

– Mamo… Przepraszam. Wiem, że cię zaniedbaliśmy… Tylko tyle się dzieje ostatnio…

– Zawsze będziecie mieli coś ważniejszego ode mnie? – zapytałam gorzko.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

W sobotę pojawili się oboje. Karolina przyniosła ciasto drożdżowe, Michał pomógł mi w ogrodzie. Rozmawialiśmy o pogodzie, o pracy, o dzieciach Karoliny. Ale czułam, że coś się zmieniło – jakby między nami stanął mur z żalu i niewypowiedzianych pretensji.

Wieczorem Karolina usiadła obok mnie na kanapie.

– Mamo… Bałam się, że cię stracimy. Ale myślałam, że jesteś silna i nie potrzebujesz nas tak bardzo.

– Zawsze musiałam być silna dla was – odpowiedziałam przez łzy. – Ale już nie mam siły.

Od tamtej pory częściej mnie odwiedzają. Czasem jemy razem kolację, Michał wpada na kawę po pracy. Ale w moim sercu została rana – strach, że to tylko chwilowe. Że znów zostanę sama.

Czasem patrzę na nich i zastanawiam się: czy można odbudować rodzinę po tylu latach zaniedbań? Czy matka powinna wybaczać wszystko? A wy… co o tym myślicie? Czy można naprawić to, co zostało złamane?