Synowa zamieniła nasz dom w balangę, a mój syn milczy – czy naprawdę nie widzi, co się dzieje?

— Halina, nie przesadzaj, młodzi muszą się wyszaleć — usłyszałam od sąsiadki, kiedy po raz kolejny przepraszałam za hałas dochodzący z naszego mieszkania. Ale jak mam nie przesadzać, kiedy od kilku miesięcy czuję się jak intruz we własnym domu? Mój syn Adam i jego żona, Marta, zamieszkali z nami po ślubie. Miało być tymczasowo, „na chwilę, mamo, tylko dopóki nie uzbieramy na swoje”, zapewniał Adam. Minęły dwa lata.

Pamiętam pierwszy wieczór, kiedy Marta zaprosiła znajomych. Byłam wtedy jeszcze pełna dobrej woli, upiekłam ciasto, przygotowałam herbatę. Ale już wtedy coś mnie zaniepokoiło — głośne śmiechy, muzyka dudniąca w ścianach, obce twarze w mojej kuchni. Adam siedział z boku, jakby nie do końca wiedział, co ze sobą zrobić.

Od tamtej pory imprezy stały się normą. Piątek, sobota, czasem nawet środek tygodnia. Marta śmiała się, że „trzeba korzystać z życia”, a Adam… Adam milczał. Czasem widziałam, jak wychodzi na balkon i patrzy w ciemność, zaciągając się papierosem. Próbowałam z nim rozmawiać.

— Adam, czy to nie za dużo? Przecież to nasz dom, nie klub — zaczęłam pewnego wieczoru, kiedy po raz kolejny nie mogłam zasnąć przez dudniącą muzykę.

— Mamo, daj spokój. Marta chce się bawić, niech się bawi. Ja… ja sobie poradzę — odpowiedział cicho, nawet na mnie nie patrząc.

Ale ja widziałam, że nie radzi sobie wcale. Coraz częściej wracał z pracy późno, coraz rzadziej się odzywał. Marta natomiast rozkwitała. Nowe znajomości, nowe pomysły na imprezy tematyczne. Raz była „noc karaoke”, innym razem „wieczór planszówek”, który skończył się rozbitym wazonem po mojej mamie i plamą po winie na dywanie.

Próbowałam rozmawiać z Martą. — Może byście trochę zwolnili? Sąsiedzi się skarżą, a Adam wygląda na zmęczonego — powiedziałam pewnego ranka, kiedy zbierałam puste butelki ze stołu.

Marta spojrzała na mnie z uśmiechem, który bardziej przypominał grymas. — Oj, Halinko, niech się pani nie martwi. Adam zawsze taki był, trochę cichy. Ale ja go rozruszam! — zaśmiała się i wyszła do pracy, zostawiając mnie z poczuciem winy, jakbym to ja była problemem.

Zaczęłam się zastanawiać, czy to ze mną jest coś nie tak. Może rzeczywiście jestem zbyt surowa? Może powinnam pozwolić młodym żyć po swojemu? Ale potem widziałam Adama, jak wracał do domu z podkrążonymi oczami, jak unikał Martę, jak coraz częściej zamykał się w swoim dawnym pokoju.

Pewnego wieczoru, kiedy impreza trwała już w najlepsze, usłyszałam podniesione głosy. Przypadkiem podsłuchałam rozmowę Adama i Marty w kuchni.

— Marta, proszę cię, może dziś już wystarczy? Jest środek tygodnia, muszę rano wstać do pracy…

— O co ci chodzi, Adam? Zawsze jesteś taki sztywny! Może byś się w końcu wyluzował? — krzyknęła Marta.

— To nie o to chodzi… Po prostu chciałbym czasem odpocząć. To już nie jest dom, tylko jakaś knajpa.

— Jak ci się nie podoba, to możesz spać u mamusi! — rzuciła z pogardą.

Zamarłam. Poczułam, jak serce ściska mi się z bólu i bezsilności. Czy naprawdę powinnam się wtrącać? Czy to jeszcze mój dom, czy już ich? Czy mam prawo bronić swojego spokoju, czy powinnam pozwolić im samym rozwiązać swoje sprawy?

Następnego dnia Adam przyszedł do mnie do kuchni. Usiadł naprzeciwko i przez chwilę milczał.

— Mamo… przepraszam za wszystko. Wiem, że nie jest łatwo. Ale nie wiem, co robić. Boję się, że jak postawię się Marcie, to wszystko się rozpadnie.

Spojrzałam na niego i zobaczyłam w jego oczach chłopca, którym kiedyś był. Chciałam go przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale wiedziałam, że to nie takie proste.

— Adam, kocham cię i zawsze będę po twojej stronie. Ale musisz sam zdecydować, czego chcesz. Nie możesz wiecznie chować się za moimi plecami — powiedziałam cicho.

Adam skinął głową i wyszedł. Zostałam sama w kuchni, z kubkiem zimnej herbaty i tysiącem myśli w głowie. Czy powinnam była powiedzieć więcej? Czy powinnam postawić Marcie granice? A może powinnam wyprowadzić się z własnego domu i zostawić ich samych?

Od tamtej pory próbuję znaleźć odpowiedź na pytanie: gdzie kończy się troska matki, a zaczyna wtrącanie się w cudze życie? Czy mam prawo walczyć o swój spokój, czy powinnam pozwolić Adamowi dorosnąć i samemu rozwiązać swoje problemy?

Czasem patrzę na Adama i zastanawiam się: czy on naprawdę nie widzi, co się dzieje? A może widzi, tylko boi się przyznać przed sobą i przed światem? Czy powinnam jeszcze raz spróbować z nim porozmawiać, czy zostawić wszystko losowi?

Może wy też mieliście podobne dylematy? Jak byście postąpili na moim miejscu? Czy matka powinna zawsze chronić swoje dziecko, nawet jeśli ono już dawno dorosło?