Osiemnaście lat kawy i milczenia: Prawda, którą odkryłam, gdy pan Nowak zniknął z mojego życia
– Znowu czarna, bez cukru? – spytałam, choć dobrze znałam odpowiedź. Pan Nowak skinął głową, nie patrząc mi w oczy. Jego dłonie, zawsze lekko drżące, spoczywały na blacie. Przez osiemnaście lat, każdego ranka o siódmej trzydzieści, siadał przy tym samym stoliku pod oknem, zamawiał tę samą kawę i czytał gazetę, którą przynosił ze sobą. Nigdy nie rozmawialiśmy o niczym więcej niż o pogodzie, czasem o cenie bułek. Był częścią mojego życia, choć właściwie go nie znałam.
Tamtego ranka, kiedy nie przyszedł, poczułam niepokój, którego nie potrafiłam nazwać. Przez kilka dni tłumaczyłam sobie, że może zachorował, może wyjechał. Ale z każdym kolejnym pustym porankiem narastało we mnie dziwne uczucie straty. Zaczęłam wypatrywać go przez okno, nasłuchiwać znajomego stukotu jego butów na kafelkach. Nawet mój mąż, Andrzej, zauważył, że jestem rozkojarzona.
– Co się z tobą dzieje, Anka? – zapytał pewnego wieczoru, kiedy znowu patrzyłam w okno, zamiast zająć się zamówieniami.
– Pan Nowak nie przychodzi. Od tygodnia. – odpowiedziałam cicho.
Andrzej wzruszył ramionami. – Może w końcu znalazł sobie lepszą kawiarnię. Albo… – zawahał się – …może coś mu się stało?
To ostatnie zdanie nie dawało mi spokoju. Następnego dnia, po zamknięciu bistro, poszłam pod adres, który widniał na jego rachunku za kawę – kiedyś zostawił go przez pomyłkę. Stare, odrapane drzwi, klatka schodowa pachnąca wilgocią i kurzem. Zapukałam. Otworzyła mi sąsiadka, starsza pani w szlafroku.
– Pan Nowak? – powtórzyła, marszcząc brwi. – Aaa, ten samotnik z trzeciego piętra? Pogotowie go zabrało tydzień temu. Cisza była taka, że aż się przestraszyłam. Podobno nie miał nikogo.
Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, jak niewiele wiedziałam o człowieku, który przez tyle lat był obecny w moim życiu. Następnego dnia postanowiłam pojechać do szpitala. Po długich poszukiwaniach dowiedziałam się, że pan Nowak zmarł dwa dni wcześniej. Bez rodziny, bez przyjaciół. Zostawił po sobie tylko kilka książek i starą gazetę.
Nie mogłam przestać o nim myśleć. Zaczęłam rozmawiać z ludźmi, którzy go znali z widzenia: sklepikarka z warzywniaka pamiętała, że zawsze kupował jabłka i nigdy nie rozmawiał; sąsiad z parteru wspominał, że czasem pomagał mu nieść zakupy, ale pan Nowak zawsze szybko znikał za drzwiami. Wszyscy mówili to samo: był cichy, zamknięty w sobie, jakby nie chciał nikogo dopuścić do swojego świata.
Pewnego dnia przyszła do bistro młoda kobieta. Miała oczy tak podobne do pana Nowaka, że od razu wiedziałam, kim jest.
– Dzień dobry. Jestem Maria Nowak, córka Jana Nowaka. Słyszałam, że tu przychodził codziennie na kawę.
Zamurowało mnie.
– Tak… Przez osiemnaście lat. Ale nigdy nie wspominał o rodzinie.
Maria spuściła wzrok.
– Nie rozmawialiśmy od lat. Po śmierci mamy wszystko się posypało. Tata zamknął się w sobie, a ja… wyjechałam do Gdańska. Próbowałam do niego dzwonić, pisać listy, ale nigdy nie odpowiadał.
Siedziałyśmy razem przy stoliku pana Nowaka. Maria płakała cicho, a ja czułam się winna – jakbym mogła zrobić coś więcej, zapytać go kiedyś o coś więcej niż tylko o kawę.
– Wie pani – powiedziała nagle Maria – tata zawsze był zamknięty w sobie, ale kochał ludzi na swój sposób. Może ta kawa tutaj była dla niego ważniejsza, niż myślimy.
Po jej wyjściu długo siedziałam w pustym bistro. Przypominałam sobie wszystkie te lata: jego milczenie, spojrzenia rzucane przez szybę na przechodniów, drobne uśmiechy, kiedy podawałam mu kawę. Ile razy oceniałam go w myślach jako zgorzkniałego starca? Ile razy nie miałam odwagi zapytać go o coś więcej?
W kolejnych tygodniach zaczęłam inaczej patrzeć na moich stałych klientów. Zaczęłam pytać o ich dzień, o rodzinę, o to, co ich cieszy i smuci. Zrozumiałam, jak łatwo jest przeoczyć czyjąś samotność, jak łatwo zamknąć się w rutynie i nie dostrzegać drugiego człowieka.
Czasem myślę o panu Nowaku i zastanawiam się, czy gdybym wtedy odważyła się przełamać milczenie, jego życie – i moje – wyglądałoby inaczej. Czy naprawdę znamy ludzi, których spotykamy codziennie? Czy wystarczy kawa i kilka słów, by poczuć się mniej samotnym?
Może to właśnie te przemilczane rozmowy są najgłośniejsze ze wszystkich.