Dlaczego teraz zostaliście rodzicami? – Wewnętrzna walka babci w cieniu rodzinnych ról
„Dlaczego teraz? Dlaczego właśnie teraz postanowiliście zostać rodzicami?” – to pytanie krążyło mi w głowie jak natrętna mucha, kiedy kołysałam małą Zosię w ramionach. Deszcz bębnił o szyby naszego mieszkania na warszawskim Mokotowie, a ja czułam, jak serce ściska mi się z niepokoju. Anna, moja jedyna córka, i jej mąż Michał, przez lata skupiali się na karierze – ona prawniczka w renomowanej kancelarii, on architekt z własnym biurem. Zawsze powtarzali, że jeszcze mają czas, że najpierw muszą się ustabilizować, osiągnąć coś więcej. A teraz, kiedy oboje przekroczyli czterdziestkę, nagle pojawiła się Zosia.
Patrzyłam na śpiącą wnuczkę i czułam mieszaninę miłości i żalu. Czy to egoistyczne z mojej strony? Czy powinnam po prostu cieszyć się, że w końcu zostałam babcią? Ale nie potrafiłam uciszyć głosu w głowie: „Czy Anna i Michał naprawdę wiedzą, co robią? Czy będą mieli siłę i czas, by być dla niej obecni?”
Tego dnia Anna wróciła z pracy później niż zwykle. Wpadła do mieszkania jak burza, rzuciła torebkę na krzesło i bez słowa poszła do łazienki. Michał zadzwonił, że utknął w korku. Zosia zaczęła płakać, więc przytuliłam ją mocniej i zaczęłam nucić kołysankę, którą śpiewałam Annie, kiedy była mała. Wtedy poczułam ukłucie samotności – to ja byłam z Zosią przez większość dnia, to ja widziałam jej pierwszy uśmiech, to ja słyszałam jej pierwsze gaworzenie. Anna i Michał byli wiecznie zajęci.
Wieczorem, kiedy Zosia już spała, usiedliśmy z Anną przy kuchennym stole. Przez chwilę milczałyśmy, słuchając odgłosów miasta za oknem.
– Mamo, wiem, co chcesz powiedzieć – zaczęła Anna cicho. – Ale nie mogłam wcześniej… Nie byłam gotowa.
– Nie chodzi o to, czy byłaś gotowa – odpowiedziałam ostrożnie. – Tylko czy teraz jesteś? Czy macie czas dla niej? Przecież ciągle was nie ma.
Anna spuściła wzrok. Widziałam, jak walczy ze sobą, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła znaleźć słów.
– Boję się, że ją zawiodę – wyszeptała w końcu. – Boję się, że nie będę taką matką jak ty.
Zaskoczyła mnie. Zawsze była silna, pewna siebie. Teraz zobaczyłam w niej zagubioną dziewczynkę, którą kiedyś tuliłam po nocnych koszmarach.
– Każda z nas się boi – powiedziałam łagodnie. – Ale dziecko potrzebuje obecności. Nie tylko rzeczy, nie tylko pieniędzy.
Anna otarła łzę z policzka. – Staramy się z Michałem… Ale praca… Kredyt… Wszystko naraz.
Wiedziałam, że nie jest jej łatwo. Sama wychowywałam ją praktycznie sama – jej ojciec zmarł, gdy Anna miała siedem lat. Pracowałam w szkole, dorabiałam korepetycjami, a mimo to zawsze byłam przy niej. Może dlatego tak bardzo bolało mnie to, co widziałam teraz.
Następnego dnia Michał wrócił wcześniej. Przyniósł Zosi nową zabawkę – kolorowego misia z melodyjką. Zosia spojrzała na niego nieufnie, jakby nie poznawała własnego ojca. Michał próbował ją rozbawić, ale ona zaczęła płakać. Oddał mi ją bezradnie.
– Może ona mnie nie lubi? – zapytał z wymuszonym uśmiechem.
– Musisz być z nią częściej – odpowiedziałam chłodno. – Dzieci potrzebują czasu, żeby się przyzwyczaić.
Michał westchnął i usiadł obok mnie. – Maria, my naprawdę chcieliśmy dziecka. Ale czasem mam wrażenie, że wszystko robimy źle.
Patrzyłam na niego i widziałam zmęczonego człowieka, który sam nie wie, jak pogodzić oczekiwania świata z własnymi pragnieniami. Przypomniałam sobie, jak Anna opowiadała mi kiedyś o ich kłótniach – o tym, że Michał chciał dziecka wcześniej, ale ona ciągle odkładała decyzję. Teraz oboje byli zagubieni.
W kolejnych tygodniach sytuacja się nie poprawiała. Anna coraz częściej zostawała w pracy po godzinach, Michał wyjeżdżał na delegacje. Ja byłam z Zosią niemal cały czas. Czułam się potrzebna, ale jednocześnie coraz bardziej samotna. Zaczęłam mieć wrażenie, że jestem tylko opiekunką, a nie babcią. Że to ja wychowuję Zosię, a nie jej rodzice.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich kłótnię przez zamknięte drzwi sypialni.
– Nie możemy tak żyć! – krzyczał Michał. – Zosia nawet mnie nie poznaje! Maria jest z nią więcej niż my!
– A co mam zrobić? – odpowiedziała Anna drżącym głosem. – Rzucić pracę? Stracić wszystko, na co pracowałam?
– Może powinniśmy byli pomyśleć o tym wcześniej… Może to był błąd?
Te słowa zabolały mnie bardziej niż cokolwiek innego. Czy naprawdę żałują? Czy Zosia będzie kolejnym dzieckiem wychowywanym przez babcię, bo rodzice są zbyt zajęci?
Zaczęłam się zastanawiać nad swoim miejscem w tej rodzinie. Czy powinnam być wdzięczna za to, że mogę być blisko wnuczki? Czy powinnam wymagać od Anny i Michała większego zaangażowania? A może to ja powinnam się wycofać i pozwolić im popełniać własne błędy?
Któregoś dnia Anna przyszła po mnie do kuchni. Usiadła naprzeciwko i długo milczała.
– Mamo… Przepraszam. Wiem, że za dużo na ciebie zrzuciliśmy. Ale nie wiem, jak to wszystko pogodzić.
– Nikt nie wie – odpowiedziałam cicho. – Ale musisz być z Zosią. Ona cię potrzebuje bardziej niż myślisz.
Anna przytuliła mnie mocno. Poczułam jej drżenie i łzy na ramieniu.
Od tamtej pory zaczęliśmy rozmawiać więcej. Michał starał się wracać wcześniej do domu, Anna brała urlop na żądanie. Zosia zaczęła się uśmiechać do rodziców. Ale wciąż czułam niepokój – czy to wystarczy? Czy można nadrobić czas stracony na gonitwę za sukcesem?
Czasem patrzę na Zosię i zastanawiam się: czy będzie szczęśliwa? Czy wybaczy rodzicom ich nieobecność? A może to ja jestem zbyt surowa? Może każdy ma prawo do własnych błędów?
Czy można nadrobić czas, którego rodzice nie dają swojemu dziecku? Czy miłość babci wystarczy, by wypełnić tę pustkę? Czasami myślę, że odpowiedzi na te pytania nigdy nie znajdę…