„Mamo, nie przyjadę na święta…” – Moje życie między ciszą a nadzieją
– Mamo, nie przyjadę na święta… – głos Marty, mojej najstarszej córki, drżał lekko, jakby sama nie wierzyła w to, co mówi. Stałam przy oknie, patrząc na szare, listopadowe niebo nad Mokotowem. W dłoni ściskałam kubek z zimną już herbatą. Przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie słowa.
– Rozumiem, kochanie – odpowiedziałam w końcu, choć wcale nie rozumiałam.
Telefon ucichł, a ja poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi spod nóg dywan. Znowu. Kolejny rok, kolejne święta, które spędzę sama. Przypomniałam sobie, jak jeszcze kilka lat temu w moim małym mieszkaniu pachniało piernikiem, a dzieci biegały po pokojach, śmiejąc się i kłócąc o to, kto pierwszy dostanie kawałek makowca. Teraz cisza była tak gęsta, że aż bolała.
Marta mieszka w Poznaniu, pracuje w korporacji, wiecznie zabiegana. Michał, mój syn, wyjechał do Gdańska, gdzie znalazł pracę w stoczni. Najmłodsza, Ania, studiuje w Krakowie i rzadko dzwoni. Każde z nich ma swoje życie, swoje sprawy, a ja… Ja zostałam tu, gdzie zawsze byłam – w naszym dawnym domu, który teraz jest tylko moim mieszkaniem.
Podeszłam do półki z rodzinnymi zdjęciami. Na jednym z nich trzymam Martę na rękach, Michał śmieje się do obiektywu, a Ania tuli się do mojej nogi. Wtedy byłam dla nich całym światem. Teraz jestem tylko numerem w telefonie, który można wyciszyć.
Wieczorem zadzwoniła sąsiadka, pani Zosia. – Pani Lindo, może przyjdzie pani do mnie na herbatę? – zaproponowała. – Dziękuję, pani Zosiu, ale dziś wolę zostać sama – odpowiedziałam, choć w środku krzyczałam z tęsknoty za czyimś głosem.
Następnego dnia postanowiłam zadzwonić do Michała. Odebrał po kilku sygnałach. – Cześć, mamo! – usłyszałam w jego głosie pośpiech. – Przepraszam, ale mam teraz spotkanie… Oddzwonię później, dobrze? – Jasne, synku – odpowiedziałam cicho. Wiedziałam, że nie oddzwoni.
Przez kolejne dni próbowałam zająć myśli – czytałam książki, oglądałam stare filmy, piekłam ciasta, które potem rozdawałam sąsiadom. Ale wieczorami samotność wracała ze zdwojoną siłą. Wtedy pisałam listy do dzieci, których nigdy nie wysyłałam. Pisałam o tym, jak bardzo za nimi tęsknię, jak bardzo brakuje mi ich śmiechu i obecności. Pisałam o tym, że dom bez nich jest tylko pustym miejscem.
Pewnego dnia usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Anię. Stała w progu z walizką i łzami w oczach. – Mamo… – wyszeptała. – Pokłóciłam się z chłopakiem. Mogę zostać u ciebie na kilka dni?
Przytuliłam ją mocno. Przez chwilę obie płakałyśmy w milczeniu. Wieczorem siedziałyśmy przy stole, piłyśmy herbatę i rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Ania opowiadała o studiach, o problemach z chłopakiem, a ja słuchałam jej głosu jak najpiękniejszej muzyki.
– Mamo, przepraszam, że tak rzadko dzwonię… – powiedziała nagle. – Wiem, że cię zaniedbujemy. Ale czasem mam wrażenie, że nie potrafię już wrócić do domu tak jak kiedyś.
– Dom zawsze na ciebie czeka – odpowiedziałam cicho. – Ja zawsze czekam.
Przez te kilka dni czułam się znów potrzebna. Gotowałam dla Ani jej ulubione naleśniki, słuchałam jej zwierzeń i śmiałam się z jej żartów. Ale wiedziałam, że to tylko chwila. Że zaraz znowu zostanę sama.
Kiedy Ania wyjeżdżała, długo stałyśmy w milczeniu na klatce schodowej. – Zadzwonię do ciebie jutro – obiecała. Uśmiechnęłam się smutno. Wiedziałam już, że „jutro” może oznaczać „za tydzień” albo „za miesiąc”.
Święta przyszły szybciej niż się spodziewałam. W Wigilię usiadłam przy stole nakrytym dla jednej osoby. Zapaliłam świecę i spojrzałam na pusty talerz dla niespodziewanego gościa. Może to ja byłam tym gościem we własnym domu?
Nagle zadzwonił telefon. To była Marta. – Mamo… Wesołych Świąt – powiedziała cicho. Słyszałam w jej głosie żal i zmęczenie. Rozmawiałyśmy krótko, ale jej słowa rozgrzały moje serce na chwilę.
Po rozmowie długo siedziałam w ciszy. Przypomniałam sobie wszystkie święta spędzone razem, wszystkie kłótnie i pojednania, śmiech dzieci i zapach choinki. Zrozumiałam, że choć moje dzieci są daleko, choć coraz rzadziej dzwonią i przyjeżdżają, to wciąż jestem ich mamą. I zawsze będę czekać.
Czasem myślę: czy można pogodzić się z samotnością? Czy serce matki kiedykolwiek przestaje tęsknić? A może nadzieja jest tym, co trzyma nas przy życiu nawet wtedy, gdy wszystko inne zawodzi?