Czy podjąłeś już decyzję za mnie?! Historia odwołanego ślubu – opowieść Magdy z Poznania

– Magda, czy ty naprawdę nie rozumiesz, że to dla twojego dobra?! – głos mojej matki odbijał się echem od ścian salonu, a ja czułam, jak w gardle rośnie mi gula. Stałam w środku rodzinnego mieszkania na Jeżycach, z narzeczonym, jego rodzicami i moją rodziną. Wszyscy patrzyli na mnie jak na dziecko, które nie rozumie powagi sytuacji. A ja miałam 29 lat i własne mieszkanie, które kupiłam po latach pracy w agencji reklamowej.

Wszystko zaczęło się kilka tygodni wcześniej. Michał – mój narzeczony – był czuły, troskliwy, ale coraz częściej miałam wrażenie, że podejmuje decyzje za nas oboje. Najpierw drobiazgi: wybór restauracji, wspólne plany na weekend. Potem coraz poważniejsze sprawy: kredyt, ślub, mieszkanie. Ale to, co wydarzyło się tamtego dnia, przelało czarę goryczy.

– Magda, usiądź, musimy pogadać – powiedział Michał, a ja już wiedziałam, że to nie będzie zwykła rozmowa. W salonie czekali jego rodzice: pani Teresa i pan Andrzej. Obok nich moja mama i ojciec, którzy patrzyli na mnie z niepokojem.

– O co chodzi? – zapytałam, próbując zachować spokój.

– Chcemy ci przedstawić plan na waszą przyszłość – zaczął pan Andrzej. – Michał z mamą uznali, że najlepiej będzie, jeśli po ślubie zamieszkacie u nas. Mamy duży dom w Suchym Lesie, ogród, miejsce dla dzieci…

– Ale przecież mam swoje mieszkanie! – przerwałam zaskoczona.

– No właśnie – wtrąciła się Teresa. – I tu pojawia się świetna okazja. Mój brat zna rodzinę z Gdańska, która szuka mieszkania do wynajęcia w Poznaniu. Zaproponowali bardzo dobrą cenę. Ty i Michał możecie zamieszkać u nas, a twoje mieszkanie będzie przynosić wam dochód.

Zamarłam. Spojrzałam na Michała, który unikał mojego wzroku.

– Michał… Ty się na to zgadzasz?

– Kochanie, to naprawdę dobry pomysł. Przecież i tak będziemy mieli dzieci, a tam jest więcej miejsca…

– Ale to moje mieszkanie! – głos mi się załamał. – Nikt mnie nawet nie zapytał!

– Magda, nie rób sceny – syknęła moja mama. – Przecież to rozsądne rozwiązanie.

– Rozsądne? Dla kogo? Dla was? – poczułam łzy pod powiekami.

Wtedy do pokoju weszła ciotka Michała z jakimiś dokumentami.

– Tu są już gotowe umowy najmu. Wystarczy podpisać. Rodzina z Gdańska czeka na potwierdzenie.

Zrobiło mi się słabo. Wszyscy patrzyli na mnie wyczekująco. Nawet mój ojciec milczał.

– Czy wyście wszyscy oszaleli?! – krzyknęłam nagle. – To jest moje życie! Moje mieszkanie! Czy ktoś mnie w ogóle zapytał o zdanie?

– Magda… – próbował łagodnie Michał.

– Nie! – przerwałam mu ostro. – Nie podpiszę niczego! I nie zamierzam mieszkać z twoimi rodzicami!

– Przesadzasz – burknęła Teresa. – Każdy by się cieszył z takiej okazji.

– Ja się nie cieszę! – wybuchłam. – Chcę decydować o sobie!

Zapadła cisza. Nagle moja mama zaczęła płakać.

– Zawsze byłaś uparta… Zawsze musiałaś mieć ostatnie słowo…

Ojciec spojrzał na mnie smutno.

– Magda, może warto przemyśleć…

– Nie ma czego przemyśleć! – odpowiedziałam drżącym głosem.

Wyszłam z salonu trzaskając drzwiami. W korytarzu dogonił mnie Michał.

– Magda, proszę cię… To tylko mieszkanie. Możemy być razem gdziekolwiek…

– To nie chodzi o mieszkanie! – szlochałam. – Chodzi o to, że wszyscy decydujecie za mnie! Nawet ty!

Michał próbował mnie objąć, ale odsunęłam się gwałtownie.

– Nie rozumiesz mnie wcale…

Wróciłam do swojego mieszkania. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Rano zadzwoniła mama.

– Magda… Może jednak powinnaś przeprosić? Michał jest dobrym chłopakiem…

– Mamo, nie przeproszę za to, że chcę mieć wpływ na własne życie.

Przez kolejne dni nikt się do mnie nie odzywał. Michał wysyłał wiadomości: „Kocham cię”, „Przemyśl to”, „Nie chcę cię stracić”. Ale ja już wiedziałam, że nie mogę być z kimś, kto nie szanuje moich decyzji.

Tydzień później zadzwoniła Teresa.

– Magda, ślub jest już za miesiąc. Rodzina z Gdańska czeka na odpowiedź. Co mamy im powiedzieć?

– Że ślubu nie będzie – odpowiedziałam cicho i rozłączyłam się.

Wtedy poczułam ulgę i strach jednocześnie. Ulgę, bo odzyskałam siebie. Strach, bo zostałam sama przeciwko wszystkim.

Minęły miesiące. Rodzina powoli zaczęła się do mnie odzywać. Mama przychodziła czasem z ciastem i łzami w oczach.

– Może kiedyś mi wybaczysz…

A ja? Ja nauczyłam się żyć sama ze sobą. Zrozumiałam, że czasem trzeba stracić wszystko, żeby odzyskać siebie.

Czasem patrzę w lustro i pytam: czy warto było postawić wszystko na jedną kartę? Czy wy też kiedyś musieliście wybrać między sobą a rodziną?