Mamy dość bycia darmową opiekunką. Postanowiliśmy nauczyć naszą córkę odpowiedzialności – czy to już egoizm?

— Mamo, musisz zostać z dziećmi. Nie mam wyjścia, szefowa mnie zabije, jeśli nie przyjdę na spotkanie — głos Marty drżał, ale nie było w nim prośby. To był rozkaz, jak zawsze.

Spojrzałam na Zbyszka. Siedział przy stole, dłubiąc widelcem w zimnej jajecznicy. Oczy miał zmęczone, podkrążone. Ostatnio coraz częściej łapałam się na tym, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz byliśmy sami. Bez wnuków, bez hałasu, bez wiecznego „babciu, dziadku, a mogę…?”.

— Marto, przecież wiesz, że dzisiaj mieliśmy jechać do lekarza — powiedziałam cicho. — Zbyszek ma wizytę u kardiologa.

— To tylko godzina! — Marta już podnosiła głos. — Przecież możecie zabrać dzieci ze sobą. One są grzeczne.

Zbyszek westchnął ciężko. Widziałam w jego oczach rezygnację. Ile razy jeszcze pozwolimy się tak traktować? Ile razy jeszcze odłożymy własne życie na później?

Kiedy Marta wyszła, trzaskając drzwiami, usiedliśmy w ciszy. Słychać było tylko tykanie zegara i śmiech dzieci z pokoju obok.

— Nie dam już rady — powiedział Zbyszek. — Serce mi wysiada, a ona tego nie widzi.

Poczułam gulę w gardle. Przecież kocham te dzieci nad życie. Ale czy to znaczy, że mam przestać kochać siebie? Nas?

Wieczorem długo rozmawialiśmy. O tym, jak bardzo tęsknimy za spokojem. Za sobą nawzajem. Za czasem, kiedy byliśmy po prostu Anią i Zbyszkiem, a nie tylko babcią i dziadkiem na zawołanie.

— Musimy jej powiedzieć — zdecydował Zbyszek. — Inaczej nigdy się nie zmieni.

Bałam się tej rozmowy jak ognia. Marta zawsze była impulsywna, łatwo wpadała w gniew. Ale wiedziałam, że muszę to zrobić.

Następnego dnia zadzwoniłam do niej.

— Marto, musimy porozmawiać — zaczęłam ostrożnie.

— Jeśli znowu chodzi o dzieci… — westchnęła zniecierpliwiona.

— Tak, chodzi o dzieci. I o nas. Nie damy już rady tak dalej żyć. Potrzebujemy odpoczynku. Chcemy mieć czas dla siebie.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

— Czyli co? Mam rzucić pracę? Zrezygnować ze wszystkiego? — jej głos był pełen wyrzutu.

— Nie o to chodzi. Chcemy ci pomóc, ale nie możemy być na każde zawołanie. Musisz zacząć organizować sobie życie inaczej.

Rozłączyła się bez słowa.

Przez kolejne dni nie odbierała telefonów. Wnuki nie przychodziły. W domu zrobiło się cicho aż do bólu. Zbyszek chodził jak struty, ja płakałam po nocach.

Czy naprawdę postąpiliśmy słusznie? Czy egoizm jest grzechem, jeśli chodzi o własne zdrowie?

Po tygodniu Marta przyszła niespodziewanie. Stała w drzwiach z zapłakanymi oczami i dwójką dzieci trzymających ją za ręce.

— Przepraszam — wyszeptała. — Nie rozumiałam… Myślałam, że zawsze będziecie.

Przytuliłam ją mocno. Czułam ulgę i ból jednocześnie.

— Kochamy was wszystkich — powiedziałam drżącym głosem. — Ale musimy też kochać siebie.

Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Marta zaczęła szukać pomocy u innych mam, czasem wynajmuje opiekunkę. My z Zbyszkiem mamy więcej czasu dla siebie – chodzimy na spacery, czytamy książki, czasem po prostu siedzimy razem w ciszy.

Ale czasem wciąż pytam siebie: czy można być dobrym rodzicem i dziadkiem, nie poświęcając się całkowicie? Czy mamy prawo do własnego życia?

A wy? Co byście zrobili na naszym miejscu?