Zdrada, której nie da się zapomnieć: Spotkanie z kobietą z przeszłości mojego męża
– Nie wierzę ci, Paweł! – mój głos drżał, a w oczach miałam łzy. Stałam na środku kuchni, ściskając w dłoni jego telefon. Na ekranie wyświetlała się wiadomość: „Tęsknię za tobą. Może dziś wieczorem?” Nadawcą była Anna Nowak – kobieta, o której istnieniu nie miałam pojęcia.
Paweł patrzył na mnie z niedowierzaniem, jakby nie rozumiał, co się dzieje. – To nic nie znaczy, Marto… To tylko stara znajoma… – próbował się tłumaczyć, ale ja już wiedziałam. W jednej chwili cały nasz świat runął. Dziesięć lat małżeństwa, wspólne plany, śmiech dzieci dobiegający z pokoju obok – wszystko to nagle straciło sens.
Nie pamiętam, jak długo stałam wtedy w tej kuchni. Czułam się jak aktorka w kiepskim filmie – tylko że to był mój film, moje życie. Paweł próbował mnie objąć, ale odsunęłam się gwałtownie.
– Jak mogłeś? – wyszeptałam. – Przecież przysięgałeś…
Nie odpowiedział. Wyszedł z domu, trzaskając drzwiami. Zostałam sama z tysiącem myśli i jednym pytaniem: dlaczego?
Przez kolejne dni żyłam jak w transie. Dzieci – Zosia i Michał – niczego nie rozumiały. „Mama, czemu płaczesz?” – pytała Zosia, a ja nie potrafiłam jej odpowiedzieć. Próbowałam funkcjonować normalnie: robiłam śniadania, odprowadzałam dzieci do szkoły, chodziłam do pracy w bibliotece. Ale wszystko było inne. Każdy dźwięk przypominał mi o tamtej wiadomości.
Paweł wrócił po trzech dniach. Przepraszał. Przysięgał, że to był tylko jeden raz, że to nic nie znaczyło. Że mnie kocha. Chciałam mu wierzyć – dla dzieci, dla siebie. Ale rana była zbyt świeża.
Przez miesiące żyliśmy obok siebie. Rozmawialiśmy tylko o sprawach codziennych: zakupy, rachunki, szkoła dzieci. W nocy leżeliśmy plecami do siebie. Czułam się niewidzialna.
W końcu poszliśmy na terapię małżeńską. Psycholog – pani Barbara – zadawała trudne pytania:
– Czego pani potrzebuje od męża?
– Prawdy – odpowiedziałam bez wahania.
Paweł milczał. Widziałam w jego oczach żal i strach. Ale czy żałował zdrady, czy tylko tego, że został złapany?
Minęły lata. Nauczyłam się żyć z bólem. Przebaczyłam mu – przynajmniej tak mi się wydawało. Dzieci dorastały, a my próbowaliśmy odbudować nasze małżeństwo na nowo. Czasem nawet się śmialiśmy, czasem dotykaliśmy się przypadkiem i przez chwilę czułam dawną bliskość.
Aż do tamtego dnia.
Była sobota, początek września. Zosia zaczynała liceum i poprosiła mnie, żebym poszła z nią na spotkanie organizacyjne dla rodziców. Siedziałam w szkolnej auli, rozglądając się po innych matkach i ojcach. Nagle zobaczyłam ją – Annę Nowak.
Poznałam ją od razu: długie ciemne włosy, delikatny uśmiech, spojrzenie pełne pewności siebie. Siedziała dwa rzędy przede mną i rozmawiała z jakimś mężczyzną.
Serce zaczęło mi bić szybciej. Poczułam zimny pot na plecach. Przez chwilę chciałam uciec – wyjść z sali i już nigdy nie wracać.
Ale zostałam.
Po spotkaniu Anna podeszła do mnie sama.
– Marta? – zapytała cicho.
Skinęłam głową.
– Chciałam… przeprosić – powiedziała po chwili milczenia. – Wiem, że to niczego nie zmieni… Ale chciałam ci powiedzieć, że żałuję.
Patrzyłyśmy na siebie przez długą chwilę. W jej oczach zobaczyłam smutek i coś jeszcze – może litość?
– Dlaczego? – zapytałam tylko.
Anna spuściła wzrok.
– Byłam wtedy samotna… Paweł mówił mi różne rzeczy… Myślałam, że to tylko flirt… Nie wiedziałam, że aż tak cię zranię.
Miałam ochotę krzyczeć: „Nie wiedziałaś?! To moje życie! Moje dzieci!” Ale nie powiedziałam nic.
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Paweł siedział przy stole i czytał gazetę.
– Spotkałam Annę – powiedziałam cicho.
Zamarł.
– I co? – zapytał po chwili.
– Przeprosiła mnie.
Nie odpowiedział. Patrzył na mnie długo, jakby chciał coś powiedzieć, ale zabrakło mu słów.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: Czy naprawdę przebaczyłam? Czy można zapomnieć o zdradzie? Czy nasze małżeństwo jeszcze ma sens?
Minęły kolejne tygodnie. Anna pojawiała się czasem na szkolnych zebraniach czy wywiadówkach. Unikałyśmy siebie wzrokiem, ale czułam jej obecność jak cień za plecami.
Zosia zaprzyjaźniła się z jej córką – Mają. Dziewczyny spędzały razem coraz więcej czasu. Czułam się rozdarta: czy powinnam zabronić tej znajomości? Czy mam prawo karać dzieci za błędy dorosłych?
Pewnego wieczoru Zosia przyszła do mnie do kuchni.
– Mamo… Czemu ty i tata jesteście tacy smutni? – zapytała nagle.
Zatkało mnie. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć własnej córce.
– Czasem dorośli robią rzeczy, których potem żałują – powiedziałam w końcu cicho.
Zosia spojrzała na mnie poważnie.
– Ale przecież można sobie wybaczyć… prawda?
Uśmiechnęłam się przez łzy i przytuliłam ją mocno.
Dziś wiem jedno: rana po zdradzie nigdy się do końca nie zagoiła. Nauczyłam się z nią żyć, ale czasem wystarczy jedno spojrzenie, jedno wspomnienie – i wszystko wraca ze zdwojoną siłą.
Czy można naprawdę przebaczyć? Czy warto walczyć o coś, co raz zostało złamane? A może powinnam była odejść wtedy, gdy jeszcze miałam siłę?