Tajemnica ojca: Dwie córki, jedno życie
Stałam przy trumnie ojca, patrząc, jak białe lilie powoli więdną pod ciężarem grudek ziemi. Było zimno, wilgotno, pachniało błotem i mokrym mchem. Wszyscy już rozchodzili się w milczeniu, a ja wciąż stałam, nie mogąc oderwać wzroku od tej ostatniej sceny. W głowie miałam pustkę, a serce ściskał ból, którego nie potrafiłam nazwać. Nagle poczułam, że ktoś staje tuż obok mnie. Odwróciłam głowę. Młoda kobieta, może kilka lat młodsza ode mnie, ubrana w czarny płaszcz i z rozpuszczonymi włosami, patrzyła na mnie z niepokojem.
– Przepraszam… – zaczęła cicho, jej głos drżał. – Muszę ci coś powiedzieć. Był też moim tatą.
Zamarłam. Przez chwilę nie rozumiałam, co słyszę. Spojrzałam na nią uważniej – miała podobny kształt ust jak ja, ten sam lekko zadarty nos. W mojej głowie pojawił się chaos. Czy to jakiś żart? Ktoś chce mnie zranić w takiej chwili? Ale jej oczy były szczere i pełne łez.
– Jak to…? – wydusiłam z siebie, czując, jak moje dłonie zaczynają się trząść.
– Nazywam się Marta. Twojego tatę poznała moja mama dwadzieścia lat temu. Przez całe życie był dla mnie… no właśnie… był dla mnie ojcem, choć nigdy nie mogłam mówić o tym głośno – powiedziała, a jej głos załamał się na ostatnim słowie.
Patrzyłam na nią w osłupieniu. Przez chwilę chciałam krzyknąć, że to niemożliwe, że mój ojciec był dobrym człowiekiem, kochał naszą rodzinę i nigdy by nas nie zdradził. Ale potem przypomniałam sobie wszystkie te wieczory, kiedy znikał bez słowa, wszystkie delegacje i tajemnicze rozmowy przez telefon. Czy naprawdę nigdy nie podejrzewałam?
– Dlaczego teraz? – zapytałam cicho.
– Bo już nie muszę się ukrywać – odpowiedziała Marta. – Chciałam cię poznać. Chciałam wiedzieć, czy jesteśmy do siebie podobne.
W tym momencie podszedł do nas mój brat, Paweł. Spojrzał na Martę z nieufnością.
– Co tu się dzieje? – zapytał szorstko.
– To… to jest Marta – powiedziałam cicho. – Nasza siostra.
Paweł spojrzał na mnie jak na wariatkę. – Co ty wygadujesz?
Marta spuściła wzrok i zaczęła wyjaśniać wszystko od początku. Opowiadała o swoim dzieciństwie w małym mieszkaniu na Pradze, o tym, jak tata przychodził do nich raz w tygodniu pod pretekstem pracy w okolicy. O prezentach na urodziny zostawianych pod drzwiami i o tym, jak jej mama płakała nocami, kiedy tata wracał do swojej „prawdziwej” rodziny.
Słuchałam tego wszystkiego z niedowierzaniem i coraz większym bólem. Mój świat zaczął się chwiać w posadach. Wszystko, co wiedziałam o ojcu, nagle stało się niepewne.
Po pogrzebie wróciliśmy do domu w milczeniu. Mama siedziała przy stole z pustym wzrokiem. Nie miałam odwagi powiedzieć jej prawdy tego samego dnia. Wieczorem długo leżałam w łóżku, przewracając się z boku na bok. W głowie miałam tysiące pytań: Czy tata nas kochał? Czy byłam dla niego ważna? Czy Marta była dla niego tylko obowiązkiem?
Następnego dnia zadzwoniła do mnie Marta.
– Czy możemy się spotkać? – zapytała niepewnie.
Zgodziłam się. Spotkałyśmy się w małej kawiarni na Mokotowie. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie i przez chwilę żadna z nas nie wiedziała, co powiedzieć.
– Przepraszam, jeśli cię zraniłam – zaczęła Marta. – Ale musiałam cię poznać.
– Nie wiem, co mam czuć – odpowiedziałam szczerze. – Jestem wściekła na ojca… i trochę na ciebie.
Marta skinęła głową ze zrozumieniem.
– Ja też byłam wściekła przez całe życie – powiedziała cicho. – Na niego… na mamę… na cały świat.
Zaczęłyśmy rozmawiać o ojcu. Okazało się, że miał dwie zupełnie różne twarze: dla nas był surowy i wymagający, dla niej czuły i opiekuńczy. Zazdrościłam jej tej bliskości, ale jednocześnie czułam się zdradzona.
Po kilku tygodniach zdecydowałam się powiedzieć mamie prawdę. Siedziałyśmy razem przy stole, a ja opowiedziałam jej wszystko od początku do końca. Mama słuchała w milczeniu, a potem po prostu rozpłakała się jak dziecko.
– Wiedziałam… – wyszeptała przez łzy. – Zawsze coś przeczuwałam.
Od tamtej pory nic już nie było takie samo. Paweł nie chciał mieć nic wspólnego z Martą. Mama zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Tylko ja próbowałam jakoś to wszystko poukładać.
Spotykałam się z Martą coraz częściej. Z czasem zaczęłyśmy odnajdywać wspólny język – obie byłyśmy przecież ofiarami tej samej tajemnicy. Zaczęłyśmy razem chodzić na spacery po Łazienkach, pić kawę i rozmawiać o życiu.
Czasem zastanawiam się, czy lepiej byłoby nigdy nie poznać prawdy. Ale czy można żyć w kłamstwie tylko po to, żeby było łatwiej?
Może każdy z nas nosi w sobie jakąś tajemnicę? Może najważniejsze jest to, co zrobimy z prawdą, kiedy już ją poznamy?